28 lipca 2024

Katolik musi być zawsze wierny papieżowi? „Unam sanctam” i fałszywe posłuszeństwo

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Na szósty odcinek cyklu papieskiego PCh24.pl zapraszają prof. Marek Kornat i Tomasz D. Kolanek. Kliknij TUTAJ i zobacz wszystkie opublikowane w tej serii rozmowy

Szanowny Panie profesorze, na początku może kilka słów wyjaśnienia dla naszych Czytelników. Mieliśmy dzisiaj rozmawiać o bulli Pawła IV „Cum ex apostolatus officio”, ale poprosił Pan, żebyśmy najpierw porozmawiali o bulli Bonifacego VIII „Unam sanctam”. Dlaczego uznał Pan, że ten dokument również powinien się znaleźć w naszym cyklu?

Nie możemy pominąć tego dokumentu z 18 listopada 1302 r. i to z bardzo prostego powodu. Stanowi on bowiem ukoronowanie średniowiecznej nauki o Kościele oraz myśli politycznej papiestwa albo – mówiąc inaczej – teologii politycznej w służbie Stolicy Apostolskiej. Przypomnijmy może tylko trzy fundamentalne stwierdzenia papieża: „Przymuszani wiarą, zobowiązani jesteśmy wierzyć i utrzymywać, że jest jeden święty, katolicki i apostolski Kościół. I stanowczo wierzymy oraz wyznajemy, że poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów (…). Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo każdej istoty ludzkiej Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia. (…) Jeśli więc ziemska władza zejdzie z właściwej drogi, sądzona jest przez władzę duchową, zaś gdy niższa władza duchowa zbłądzi, wtedy niższa władza jest sądzona przez wyższą. Lecz jeśli najwyższa władza zbłądzi, to może być ona sądzona jedynie przez Boga, nie zaś przez człowieka, jak poświadcza Apostoł: Człowiek duchowy osądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony”.

Wesprzyj nas już teraz!

„Unam sanctam” stwarza wizję ładu światowego – w każdym razie ogarniającego świat zachodniego chrześcijaństwa, który porusza wyobraźnię. Nie chcę powiedzieć, że odsłania przed nami perspektywę rządów teokratycznych, bo to byłoby nieścisłe. Papiestwo nie dążyło bowiem do teokracji, czyli rządów Kościoła, znosząc rozróżnienie między władzą duchowną a świecką, tylko do sprawowania prymatu nad władzą świecką. Prymat ten miał polegać na prawie do oceny postępowania władzy świeckiej z punktu widzenia doktryny Kościoła. Jest to bardzo typowe dla średniowiecza i średniowiecze właśnie w tym wyraża swoją tożsamość jako epoka w dziejach ludzkości. Dlatego właśnie nie możemy pominąć tej doniosłej koncepcji wyrażonej w bulli „Unam sanctam”. Stworzył ją i promulgował papież Bonifacy VIII – jeden z największych papieży w historii Kościoła, mimo że jego pontyfikat ze względu na różne uwarunkowania oceniany jest przez historyków w sposób niejednoznaczny.

Za panowania Bonifacego VIII doszło do wielkiego przesilenia w Kościele. Papież napotkał na potężny opór monarchii francuskiej i niestety przegrał tę batalię, a Kościołowi dało to trudne doświadczenia tzw. niewoli awiniońskiej, potem i Wielkiej Schizmy Zachodniej.

Chciałbym na początek prosić Pana o kilka słów na temat samego Bonifacego VIII. Była to postać niezwykle ciekawa, powiedziałbym wręcz zagadkowa i na pewno niejednoznaczna. Powiedział Pan, że bulla „Unam sanctam” to kwintesencja ówczesnej myśli politycznej. Politycznej, a nie duchowej?

Używając słowa „polityka” nie miałem na myśli taktyki działania, która sprowadzałaby się do walki o zdobycie władzy i jej utrzymanie. Chciałem nawiązać do źródła z którego wychodzi się to słowo klucz, jakim jest polityka, mianowicie: polis, czyli przestrzeń życia publicznego według nauki Greków starożytnych. W tych warunkach polityką jest wszystko, co dotyczy ładu publicznego, ładu państwowego. A ponieważ do tych właśnie sfer odnosi się papież w bulli „Unam sanctam” trzeba mówić o dokumencie również politycznym. Tak samo jest kiedy przychodzi nam czytać encyklikę „Immortale Dei” albo encykliki wielkich papieży Piusa XI i Piusa XII, w których krytykują oni totalitaryzm, mamy do czynienia z dokumentami bez wątpienia politycznymi, odnoszącymi się do tej sfery międzyludzkiej, jaką jest życie publiczne, a nie do życia osobowego, jednostkowego, czy też tylko religijnego, czyli nie do spraw ściśle związanych z przeżywaniem wiary, lecz do spraw odnoszących się do życia w społeczeństwie.

Człowiek – jak pisał Arystoteles, do którego nawiązuje Kościół choćby przez pisma największego swego teologa św. Tomasza z Akwinu – jest istotą społeczną. Teorię jakoby człowiek był jednostką izolowaną, zupełnie wolną w upodobaniach i myśleniu, stawiającą swój interes ponad wszystko – głosi liberalizm. W średniowieczu nikt tego poglądu absolutnie nie wyznawał.

Czytając biografię Bonifacego VIII odniosłem wrażenie, że człowiek ten posłużył się podstępem, żeby zostać papieżem… Czy tak rzeczywiście było?

Tego do końca nie wiemy. Faktem jest i nie ulega to najmniejszej wątpliwości, że wybór po trwającym prawie dwa lata konklawe papieża Celestyna V – przypomnijmy mnicha – spowodował sytuację dość nadzwyczajną w Kościele, ponieważ nie był on, jak wszystko na to wskazuje, zdolny do prowadzenia Kościoła w walce z Francją, która chciała sobie podporządkować Stolicę Apostolską, ujawniając już naonczas niebywałe ambicje do stworzenia narodowej monarchii na gruzach średniowiecznego uniwersalizmu. Fakt ten, raz jeszcze to podkreślam, nie ulega żadnej wątpliwości – Francja chciała podporządkować sobie wówczas Stolicę Apostolską. To jest swoiste doświadczenie nieprawości w historii. Wszystko jest dobre, co służy państwu. Wszystko to zaś co mu nie odpowiada – należy porzucić. To wielki błąd.

Oczywiście historia prowadziła Francję do tego stanu poprzez nieproste powikłania. Najpierw mianowicie wspaniały Ludwik Święty zapisuje się złotymi zgłoskami jako król francuski i oddaje życie za wiarę i Kościół w 1270 roku. Ale następnie wahadło przechyla się w drugą stronę i mamy do czynienia z niepohamowanymi ambicjami świeckimi, żeby zawładnąć Kościołem, a przynajmniej jego centrum. Francuzom niespecjalnie przecież chodziło o to, żeby wyciągać rękę po rządy Kościołem na świecie – na przykład w Polsce. Notabene – na prawach dygresji powiedzmy, że Bonifacy VIII był Polsce bardzo życzliwy. Dał zgodę na koronację Przemysła II w Gnieźnie. To naonczas niemało. Francuzi chcieli wyciągnąć rękę po kierowanie centrum Kościoła, jakim jest Stolica Apostolska. Celestyn V był niezdolny do oporu i w tych warunkach Bonifacy – wówczas jeszcze jako kard. Benedetto Gaetani i kanclerz Kościoła zdecydował się nakłonić go do rezygnacji, co ostatecznie mu się udaje. Jakimi środkami – tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy. Następnie kard. Gaetani w wigilię Bożego Narodzenia, czyli 24 grudnia 1294 r. osiąga elekcję na konklawe i zostaje papieżem.

Tu jest jeden problem, który niewątpliwie należy odnotować. Oczywiście nie jest on łatwy w interpretacji – z powodu braku źródeł. Papież Celestyn V miał swoich zwolenników głoszących, że jego rezygnacja jest nieważna, ponieważ została ona wymuszona. Wiadomo, że prawo kanoniczne zawsze stanowi, iż decyzja wymuszona jest niebyła i nieważna. Jakie były szczegóły tego postępowania kard. Gaetani – nie wiemy. Wiemy tylko tyle, że jednak w pewnym momencie były papież zdecydował się uciec z miejsca swego odosobnienia, w którym się znalazł decyzją następcy. W związku z tym został on osadzony w klasztorze decyzją Bonifacego VIII, czyli – jak mówiono językiem kościelnym jeszcze do czasów ostatniego soboru „otrzymał klauzurę”. Miał być podobno nieludzko traktowany. Co to bliżej znaczy – tego też w szczegółach nie wiemy, ale tak pisze jeden z XIX-wiecznych niemieckich historyków Kościoła. Nie sądzę, żeby chodziło tutaj o tortury, ale o utrudnianie życia jak się da – mniej drastycznymi środkami. W każdym razie to na pewno nie jest sytuacja zwyczajna w Kościele, tylko wyjątkowo smutna. Niedługo potem Celestyn V umiera, natomiast pontyfikat Bonifacego VIII trwa. Ale jest faktem, że kwestionują go niektórzy kardynałowie i inni przywódcy Kościoła.

Bonifacy VIII zaczyna więc swoje rządy w wyjątkowych okolicznościach. Trwają one do 1303 roku. Jest to więc pontyfikat raczej krótki, bo przerwany śmiercią papieża w związku z niezwykle dramatycznymi okolicznościami. Dodam jeszcze, ponieważ było to czymś niecodziennym w średniowieczu, że mimo wszystko przeżył 83 lata.

Cały pontyfikat Bonifacego VIII to upominanie i zwracanie uwagi przede wszystkim Francuzom, żeby się uspokoili i zaczęli żyć wiarą. Chyba nie będzie żadnym nadużyciem z mojej strony jeśli powiem, że konflikt papieża z Francją rozpoczął się od sporu o pieniądze wywołanego przez króla Filipa Pięknego – bardzo parszywą, moim zdaniem, postać.

Późnośredniowieczna Francja jest modelowym przykładem emancypowania się spod wpływów Kościoła. To jest przykład procesu odwrotnego do tego, co się dzieje w Polsce. Na naszych ziemiach podzielonych w następstwie obalenia ustawy sukcesyjnej księcia Bolesława Krzywoustego nastąpiło takie osłabienie władzy państwowej, że emancypuje się Kościół i to Kościół dyktuje książętom swoje stanowisko w wielu sprawach. Od II połowy XIII stulecia kult św. Stanisława (biskupa i męczennika) jest orężem w rękach Kościoła, aby władzy świeckiej mówić o granicach jej możliwości. We Francji natomiast tworzy się już wtedy monarchia stanowa o ambicjach narodowych i o wyraźnych aspiracjach przeciwstawienia się Kościołowi. Chodziło o to, żeby nie pozwolić na jakiekolwiek przestrzeganie przepisów Kościoła, które ustanawia Stolica Apostolska bez zgody króla, w myśl tezy, że rex est imperator in regno suo, co znaczy „króle jest cesarzem w swoim królestwie”. A zatem jeśli Stolica Apostolska ustanawia jakieś przepisy dla kleru, to wymaga to zgody lokalnego władcy w państwie narodowym – tego „imperator in regno suo”. Francja daje więc przykład Europie budowy monarchii narodowej, monarchii stanowej póki co jeszcze nie absolutnej, ale w tym kierunku to powoli zmierza. Filip Piękny jest przykładem władcy bezwzględnego i gotowego na wszystko.

Zdławienie Templariuszy nie było pozbawione okrucieństwa. Wymuszenie na papieżu Klemensie V rozwiązanie tego zakonu jest jednym z wielu przykładów bezlitosnego postępowania tego króla względem Kościoła.

Dochodzi rzeczywiście do starcia na szczeblu najwyższym. Konkretnie chodzi tutaj o bullę „Clericis laicos”, na kartach której Bonifacy sprzeciwia się opodatkowaniu Kościoła zgodnie z zasadami ustanowionymi przez króla Filipa. Albowiem władca nie może bez zgody Stolicy Apostolskiej nakładać ciężarów finansowych na kler. Francja podnosi przeciwko temu bunt. Bonifacy VIII gotowy jest uchylić częściowo tę bullę w drodze wyjątku – dla Francji, tak poniekąd jak potem papież Leon X dał Franciszkowi I (królowi) zgodę na swobodne powoływanie biskupów, opatów i przeorów w całym królestwie (i będzie to działać we wszystkich 144 diecezjach francuskich). Ale w konfrontacji Bonifacy-Filip to się nie kończy załagodzeniem sporu, tylko konflikt jeszcze narasta, co może dziwić. Ale kiedy stają naprzeciw siebie wielkie jednostki – tak to nieraz bywa. Notabene marksiści nie mieli racji głosząc, że dzieje ludzkie tworzą masy…

Filip Piękny zwołuje Stany Generalne swojego król. Przypomnę tylko, że w historii Francji Stany Generalne były zwoływane jedynie trzy razy. Po raz pierwszy właśnie przez Filipa Pięknego do walki z papiestwem w 1302 r. Po raz drugi, żeby zatwierdzić pokój religijny (czyli tolerancję dla protestantów/hugenotów) na początku XVII wieku przez Henryka IV po promulgacji Edyktu Nantejskiego (1598). Po raz trzeci i ostatni wreszcie w przededniu wybuchu straszliwej rewolucji (1789), kiedy Ludwik XVI szukał pieniędzy z powodu wyczerpania dochodów skarbu państwa – zarówno mocarstwową polityką w Europie jak i wydatkami na poparcie Stanów Zjednoczonych w wojnie o niepodległość przeciw W. Brytanii.

W mojej ocenie zwoływanie stanów generalnych to coś, co podobnie jak Filipa Pięknego, można nazwać parszywą praktyką…

Była to parszywa praktyka, ale w XVIII wieku. Wcześniej była to instytucja, do której nikt nie odwoływał się z myślą, że to wywoła rewolucję. Stany Generalne to instytucja sama w sobie dobra, bo przecież jest ona bardzo właściwa la monarchii stanowej, tylko przerodziła się ona w zło. Jesteśmy ludźmi Zachodu. Francja jest wzorcowym państwem ówczesnego Zachodu. W Rosji car nie konsultuje się z nikim, tylko bije, zabija, torturuje – bo tak służyć chce państwu, które jest jego własnością. Krótko mówiąc może wszystko. We Francji jednak w sytuacjach krytycznych, gdy zagrożony jest byt narodu, albo państwo staje przed ogromnym wyzwaniem – zwołuje się Stany Generalne. Gdy toczyła się reformacja, rzeź hugenotów, Noc Świętego Bartłomieja (1572) itd., zagrożenie wojną domową wyniszczającą do granic było ogromne. I wówczas Henryk IV zwołał Stany Generalne, aby otrzymać zatwierdzenie pokoju religijnego w swoim królestwie. To okazało się dobrym rozwiązaniem. Z kolei Ludwik XVI potraktował Stany Generalne czysto instrumentalnie, bo chciał zatwierdzenia podwyżki danin publicznych. Skończyło się zburzeniem monarchii stanowej z wszystkimi tego konsekwencjami.

Zgadzam się, ale odnoszę wrażenie, że w przypadku zwołania stanów generalnych przez Filipa Pięknego chodziło przede wszystkim o uderzenie w papiestwo, a nie ratowanie państwa…

Stany Generalne zwołane przez Filipa Pięknego miały być testem wiarygodności króla przed własnym stanowym społeczeństwem. Stając po stronie monarchy miały pokazać papieżowi czerwone światło. Inaczej mówiąc, powiedzieć mu non possumus i dać dowód, że i w Kościele francuskim nie ma on oparcia.

Ale chyba zgodzi się Pan, że ostatecznie chodziło o pieniądze, ponieważ to właśnie za zgodą stanów generalnych Filip Piękny wprowadził zakaz wywożenia złota z Francji i papież musiał ustąpić…

Zakaz wywożenia złota i zakaz wyjazdu na synod w Rzymie, który Bonifacy VIII zwołał, aby poddać ocenie bezceremonialne postępowanie króla wobec Kościoła. Trzech arcybiskupów jednak wyjechało i ponad trzydziestu biskupów również. To pokazuje jak bardzo był podzielony Kościół we Francji w tym dotkliwym konflikcie na przełomie XIII i XIV wieku. Oczywiście trzeba pamiętać, że zależność ordynariuszy od Korony nie może być tu niebrana pod uwagę.

Czytając „Księgę Papieży” prof. Kazimierza Dopierały doszedłem do wniosku, że Bonifacy VIII bardzo długo, że tak powiem, dojrzewał do napisania i ogłoszenia bulli „Unam Sanctam”. Wcześniej – przed 18 listopada 1302 roku, kiedy ukazał się ten dokument – można było w jego wypowiedziach i pismach znaleźć sugestie, że katolik musi być wierny papieżowi, co jest istotą i główną tezą „Unam sanctam”.

Są dwa spojrzenia na bullę „Unam sanctam”. Zanim wrócimy jeszcze do tekstu, chciałbym powiedzieć kilka słów właśnie o tych dwóch spojrzeniach na ten dokument. Pierwsze z nich mówi, że jest to dokument rewolucyjny. Ja osobiście nie uznaję tego poglądu. Głosi on, że Bonifacy VIII wykroczył poza średniowieczną myśl pontyfikalną. Pod pojęciem myśli pontyfikalnej oczywiście rozumiem papieskie koncepcje rządów Stolicą Apostolską i roli Stolicy Apostolskiej i Kościoła w stosunkach międzynarodowych, w stosunkach między państwami – w istocie rzeczy z monarchami. Pogląd ten głosi, że Bonifacy VIII stworzył coś zasadniczo nowego, coś czego nie było, coś co jest samo w sobie rewolucyjne. W ten sposób pośrednio przyznaje się rację legistom francuskim, a konkretnie doradcom Filipa Pięknego, prawnikom, którzy próbowali tak interpretować prawo kanoniczne, żeby zawsze było one korzystne dla monarchii francuskiej i tylko dla niej. Mówiąc innymi słowy, aby władzę królewską maksymalnie rozszerzyć i dodać jej teorię legitymizacyjną. Druga koncepcja, która nie ukrywam jest mi dużo bliższa, głosi że „Unam sanctam” to dokument noszący rangę syntezy wcześniejszych myśli, a przede wszystkim tego, co uczyli wielcy papieże średniowiecza. Jeżeli chodzi o średniowiecze dojrzałe, średniowiecze od X wieku do wieku XIII włącznie, to mieliśmy wówczas trzech największych papieży: Grzegorza VII, Innocentego III i Bonifacego VIII. Bez wątpienia Bonifacy VIII jest spadkobiercą tych dwóch wielkich poprzedników. On zbiera i systematyzuje ich idee oraz rozwija ich myśl właśnie w „Unam sanctam”.

Wracając do Pańskiego pytanie: kluczową koncepcją była wówczas teoria dwóch mieczów. Miecz to przenośnia oznaczająca władzę. Papież nie używa przecież miecza w znaczeniu zadawania przemocy, przelewania krwi. Są więc dwa miecze: duchowny i świecki. W związku z tym mamy dwie władze: duchową i świecką. Nie można iść drogą jednolitej władzy, czyli rządów religijnych – teokratycznych. Władza świecka jak najbardziej ma swoje prawa i kompetencje. Jeżeli jednak popadnie w konflikt z nauczaniem Kościoła, to wówczas podlega osądowi Kościoła. I dlatego miecz duchowny jest wyżej niż miecz świecki. Ktoś musi być bowiem wyżej. Nie może być dwugłowej, dwuczłonowej władzy. Jest to ewidentne nawiązanie do Ewangelii według Świętego Łukasza, gdzie wprost czytamy o dwóch mieczach. Bonifacy VIII trzyma się tego nawiązując do wcześniejszego nauczania papieskiego. To jest kluczowa koncepcja. Co to znaczy w praktyce? Miecz duchowny dzierży Kościół, a konkretnie Stolica Apostolska. Nie dzierży go Kościół partykularny, czyli na przykład arcybiskup gnieźnieński nie może bez zgody papieża ekskomunikować polskiego króla. Musi mieć do tego zgodę Stolicy Apostolskiej, ponieważ to na Stolicy Apostolskiej spoczywa obowiązek egzekucji tego prawa. Druga sprawa to prawo sądu nad władzą świecką. To daje oczywiście przewagę władzy duchownej, ale nie znosi władzy świeckiej jako takiej. Nie ma czegoś takiego, jak zniesienie władzy świeckiej w znaczeniu takim, że Kościół przejmuje rządy i rządzi jak potrafi. Tego nie ma! Takiego poglądu Bonifacy VIII nie głosił.

Bonifacy VIII w „Unam sanctam” przywołuje modlitwę Pana Jezusa w Ogrójcu. Papież przypomina, że Pan Jezus nakazuje schować Świętemu Piotrowi miecz…

Dokładnie! To, co przed chwilą mówiłem nie oznacza, że zawsze władza duchowna ma obowiązek karania czy dyktowania swojej woli władzy świeckiej. Chodzi o to, żeby władza świecka to prawo uznawała i w ten sposób zostanie ustalona pewna granica poza którą władzy świeckiej wychodzić nie wolno. W czasach pontyfikatu Bonifacego VIII nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, jaka się przydarzyła w czasach nowożytnych za sprawą Henryka VIII. Król Anglii początkowo był człowiekiem bardzo oddanym Kościołowi. Jednak w trosce o przedłużenie dynastii zabijał on swoje kolejne żony, ponieważ uznał, że wolno mu wszystko i nikt nie jest mu w stanie nawet zwrócić uwagi, ponieważ jest władcą. Otóż nie! Zgodnie z zapisami „Unam sanctam” władza duchowna musi w takiej sytuacji interweniować, ponieważ władca świecki nie może wszystkiego. A że skończyło się to wówczas tak, jak się skończyło to już temat na oddzielną dyskusję. +

Na samym początku „Unam sanctam” Bonifacy VIII przypomina prawdę, o której większość zdaje się zapominać: „Przymuszani wiarą, zobowiązani jesteśmy wierzyć i utrzymywać, że jest jeden święty, katolicki i apostolski Kościół. I stanowczo wierzymy oraz wyznajemy, że poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów”. Kilkukrotnie poruszaliśmy tę sprawę w naszych rozmowach, ale moim trzeba o tym ciągle mówić. Obecnie znalazłoby się wielu teologów, a nawet hierarchów twierdzących, mówiąc najdelikatniej, że papież przesadził z radykalizmem…

Niestety ma Pan rację. Jednak zacytowany przez Pana fragment „Unam sanctam” nie jest żadnym odkryciem, ani niczym nowym. Takie słowa pojawiały się w dokumentach i wypowiedziach bardzo niemal wszystkich papieży przed II Soborem Watykańskim. Zostało to jednak podeptane między innymi przez ludzi Kościoła posoborowego. Nie zrobili tego na szczęście jeszcze w formie uroczystej, ale wiemy, gdzie jesteśmy; wiemy w jakim świecie żyjemy; słyszymy na własne uszy słowa niektórych hierarchów, którzy coraz częściej wprost to negują, mówiąc o wielości dróg zbawienia, albo nawet i o tym, że wszystkie religie prowadzą do tego samego. Musimy jednak pamiętać, że Kościół jest Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski oraz, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Jeśli to obalimy, jeśli powiemy, że istnieją jakieś „specjalne drogi do zbawienia” to będziemy mieli do czynienia z totalną klęską, bo każdy będzie mógł założyć swoją grupkę wyznaniową i ogłosić, że obrał sobie taką a nie inną drogę do zbawienia. Nieważne, czy ma dobre, czy złe chęci. Po prostu zakłada sobie grupę wyznaniową i twierdzi, że robiąc to co chce, będzie zbawiony. Tą drogą poszedł protestantyzm.

Heretycy w Austrii – w obrębie Kościoła katolickiego – ogłosili za pontyfikatu Jana Pawła II hasło: „Wir sind die Kirche” („Jesteśmy Kościołem”). Wówczas jeszcze na nikim nie zrobiło to większego wrażenia. Papież Polak zignorował ich postulaty i wszystko jakoś umarło śmiercią naturalną. Ale obecnie niestety „Wir sind die Kirche” wróciło w postaci tzw. Drogi Synodalnej, która jest prostą drogą do piekła, o ile otrzyma taki kierunek o jaki nawołują hierarchowie niemieccy z kierownictwem Episkopatu tego kraju na czele. Powtarzamy za Bonifacym VIII: „Poza Kościołem nie ma Zbawienia!” Kościół jest Arką, do której musimy wejść. Kto do niej nie wejdzie, ten zatonie.

Niestety, ale wielokrotnie słyszałem hasło, że żydzi mają „specjalną” czy też „równoległą” drogę do zbawienia… Jak by Pan to skomentował?

Jest to koncepcja posoborowych teologów, która nie ma jakiegokolwiek oparcia w Tradycji Kościoła. Ma ona u podstaw fałsz oparty o stwierdzenie, że w skutek egzekucji Zbawiciela na krzyżu nie doszło do zerwania Przymierza przez naród, który go odrzucił, ale do tej chwili istotnie był wybrany. To wielki błąd tak myśleć.

Wracając do koncepcji dwóch mieczy: władza duchowna może osądzać władzę świecką tylko pod względem duchowym?

Tak. Oczywiście sąd taki pociąga za sobą skutki w postaci depozycji. Król tyran, albo król zwalczający Kościół (gwałcący jego prawa), traci mandat rządzenia po ogłoszeniu ekskomuniki, którą czynami swoimi zaciąga.

Pytam, ponieważ bardzo często słyszymy kłamstwa, że Kościół od zawsze rościł sobie prawo do tego, aby być władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Nie ma króla, nie ma prezydenta, nie ma urzędników. Jest tylko Kościół, który chce rządzić wszystkim i każdym…

To są brednie, których nie warto komentować. Bullę „Unam sanctam”, koncepcję dwóch mieczy i wyższości władzy duchownej nad świecką należy rozumieć następująco: jeżeli mamy władzę świecką, która postanawia zwiększyć rozmiary wydatków na wojsko, to Stolica Apostolska nie może korzystać z teorii dwóch mieczy, aby tego zabronić. Tak samo na przykład w sytuacji, kiedy władca decyduje się podnieść podatki, bo skarbiec jest pusty (aczkolwiek opodatkować Kościół może tylko za zgodą Stolicy Apostolskiej). W przypadku Francji chodzi o stan drugi. Monarcha musi uzyskać na to dyspensę Stolicy Apostolskiej. Filip Piękny obawiał się, że Stolica Apostolska wskaże mu granice tego co możliwe, czy też ustanowi pewne bariery w tym zakresie. Gdyby zaś zdecydował się na czysto świeckie posunięcia, to nie byłoby to przedmiotem prawa dwóch mieczy. Ono – podkreślam raz jeszcze – dotyczy spraw duchowych.

Modelowym przykładem są przyczyny konfliktu Świętego Stanisława, biskupa i męczennika z królem Bolesławem Szczodrym, o których wiemy niewiele, ale trzymając się tego, co napisał błogosławiony mistrz Wincenty (Kadłubek). Doszło do naruszenia prawa moralnego przez króla, który prowadził wojnę na wschodzie. Sam Bolesław był władcą niezwykle ambitnym i wojowniczym i notabene bardzo się Polsce przydał, ale przy okazji przekroczył nieprzekraczalne granice, co zakończyło się interwencją Kościoła, a konkretnie biskupa Stanisława.

Stolica Apostolska nigdy jednak nie aspirowała do tego, aby mówić władcom, jakie mają być podatki, ile ma być wojska, ilu powinno być ministrów, jak ma być kraj podzielony etc. Tego absolutnie nie było, niestety do czasu, że przywołam tylko kolejne wezwania papieża z Argentyny, który nawołuje do rozbrojenia i to powszechnego, co nie może nie dawać przewagi państwom-agresorom, bo one się nie rozbroją.

Co jednak, gdy Stolica Apostolska się myli i jej zarzuty pod adresem władzy świeckiej są nietrafione, fałszywe, nieprzemyślane? Co wówczas?

Biskup Rzymski jest nieomylny i nie podlega sądowi na ziemi. To jest odpowiedź najściślej wywiedziona z bulli, o której rozmawiamy. Gdyby na ziemi ustanowiono jakiś sąd, a papież zgodził się przed nim odpowiadać, byłoby to modelowe porzucenie nauki Bonifacego VIII.

Wielu współczesnych katolików odpowie tutaj, że papież może się mylić…

Moim zdaniem tego typu twierdzenia są nauką nowotworową. Bonifacy VIII nie wykracza poza horyzont ortodoksji katolickiej. I myślę też, że nie chodzi mu o taką sytuację, że któryś z królów zwątpił w największe dogmaty, w fundamenty naszej wiary. To w średniowieczu było niewyobrażalne. Tu chodzi o naukę moralną przede wszystkim. W jej strzeżeniu papież jest nieomylny, a nie tylko w przestrzeganiu dogmatów i ogłaszaniu treści związanych dogmatem.

Jeśli ktoś twierdzi, że nauka moralna Stolicy Apostolskiej jest omylna, to prowadzi to do chaosu i załamania Kościoła. Zachodzi również możliwość, że ta fundamentalna zasada jest interpretowana przewrotnie. W dniach, w których rozmawiamy, kard. Fernandez, czyli najbliższy współpracownik papieża, powiedział, że posłuszeństwo Biskupowi Rzymskiemu jest absolutną koniecznością. Te słowa są prawdziwe, tylko w wypadku obecnego pontyfikatu nie służą one dobru Kościoła, ale rewolucji. Oczywiście chodzi o te decyzje pontyfikalne, które prowadzą np. do udzielania absolucji rozwodnikom przy spowiedzi. Fernandez, mówiąc to, chce wymusić posłuszeństwo wobec rewolucyjnych posunięć człowieka, który jest papieżem. To jest przewrotność.

Dziwne, że kard. Fernandez nie powołał się na Bonifacego VIII…

Może Fernandez nawet nie słyszał o „Unam sanctam”… Faktem jest jednak, że tak powiedział, jak to ująłem. Podkreślam raz jeszcze: jest to wielka prawda (że Biskup Rzymski jest nieomylny), ale w naszych czasach służy to stwierdzenie przede wszystkim rewolucji. Komunia dla rozwodników w nowych związkach, błogosławienie tzw. par homoseksualnych etc. nie ma bowiem nic wspólnego z odwieczną nauką Kościoła, która jest niezmienna. Co gorsza, nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją, że papież coś powiedział, ktoś to usłyszał i powtórzył, następny to przekazał do mediów itd. Mamy do czynienia z konkretnymi dokumentami, które to ewidentnie promulgują i stwierdzają, że jest to co najmniej neutralne etycznie i dlatego trzeba to tolerować albo i popierać.

Bonifacy VIII podkreśla w „Unam sanctam”, że jedynym, kto może osądzić papieża jest Pan Bóg…

To jedna z fundamentalnych tez „Unam sanctam”. Ale znowu – ona wyrasta z wielowiekowego nauczania Kościoła. Nie jest nową projekcją ambitnego polityka na tronie papieskim (których skądinąd Bonifacy był).

Problem w tym, że dzisiaj teza Bonifacego VIII jest totalnie wypaczona. Weźmy na przykład protestancką Szwecję, gdzie nie ma praktycznie pojęcia grzechu, a konkretnie: grzechem jest złamanie prawa. Jeśli prawo dopuszcza aborcje, to kobieta, która zamordowała dziecko pod swoim sercem nie popełniła grzechu etc. Wielu Szwedów mówi wprost: jeśli się pomyliłem, to Bóg mnie osądzi. Czy tego typu postawy, sytuacje nie pokazują tragizmu czasów, w których przyszło nam żyć? Mamy bowiem do czynienia z cynicznym wykorzystywaniem bardzo poważnej sprawy…

Cóż mogę powiedzieć… To jest typowe dla współczesnego świata. Pius XII zmarł ponad 60 lat temu. Ten wielki papież powiedział słynne zdanie, które jeszcze dzisiaj możemy usłyszeć w niektórych kazaniach, mianowicie: „Największym grzechem człowieka współczesnego jest to, że popadł w pokusę życia tak, jakby grzechu nie było. To jest największy sukces szatana”. Wypaczenie hasła „jeśli się mylę, to niech Bóg mnie osądzi” – jest tego najlepszym przykładem. Tak mówić nie wolno. Prawo moralne jest bowiem jednoznaczne tak jak prawo naturalne. Jak powiedział Adam Jerzy Czartoryski w traktacie Essai sur la Diplomatie: „Stwórca w sumieniach swoich stworzeń wypisał wieczyste prawo”. Jest to prawo naturalne, które każdy człowiek rozeznaje własnym rozumem. Nie ma więc kompromisu ze złem za cenę większego dobra, które kiedyś przyjdzie, jak obiecują moderniści.

Słowa „Bóg mnie osądzi” są również cynicznie wykorzystywane przez ludzi Kościoła, że przywołam tylko rozmowę Franciszka z jednym homoseksualistą, kiedy papież powiedział „Kim ja jestem, żeby cię osądzać”…

Oczywiście, jest to cyniczne wykorzystanie tych słów, które służą rozbiórce Kościoła i degradacji nauczania moralnego.

Bonifacy VIII wezwał, aby osądzać na kanwie duchowej i kanwie moralnej. Dlaczego Kościół katolicki nie chce tego robić? A nie, przepraszam. Dzisiaj przeczytałem podaną przez Katolicką Agencję Informacyjną następującą informację:

„Po rozważeniu wszystkich argumentów postanowiłem wziąć udział w pogrzebie mojego poprzednika, biskupa Vitusa Huondera w kościele Międzynarodowego Seminarium Świętego Piusa X (SSPX) w Écône w Szwajcarii, 17 kwietnia 2024 r. – oświadczył biskup Joseph Bonnemain z Chur. Huonder, który po przejściu na emeryturę jako biskup Chur w 2019 roku dołączył do wspólnoty Bractwa kapłańskiego św. Piusa X (lefebrystów), zmarł 3 kwietnia w wieku 81 lat.

„Kiedy jako biskup Chur uczestniczyłem w pogrzebie byłego biskupa diecezji, uczyniłem to w postawie, w jakiej stoję przy grobie każdego człowieka. Nie do mnie należy osądzanie życia i pracy danej osoby. Tylko Bóg zna nasze motywy i intencje” – wyznał bp Bonnemain”.

Powiem tak: gdyby doszło do profanacji Najświętszego Sakramentu podczas Mszy Świętej, to ów biskup z pewnością nie musiałby się tłumaczyć… Może nawet otrzymałby purpurę kardynalską, jak jeden z polskich biskupów, który zorganizował tzw. Wielki Reset.

Zgadzam się z Pana rozumowaniem co do zasady. To pokazuje jak daleko odeszliśmy od czasów normalności w Kościele. Nie mam tutaj na myśli czasów Bonifacego VIII, tylko czasy Piusa XII, którego przed chwilą cytowałem.

Tylko dlaczego dzisiaj Kościół nie upomina? Dlaczego nie wyciąga miecza duchownego? Dlaczego można odnieść wrażenie, że dominuje zasada „róbta, co chceta”?

Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI przynajmniej raz na jakiś czas faktycznie potrafili się upomnieć o prawdę życia moralnego. Obecnie wygląda to katastrofalnie, a jest to pokłosie czegoś, co nazywam „przeskokiem” rewolucji w Kościele (zapoczątkowanej w r. 1962) na wyższy etap, jakby w myśl dialektyki. Rewolucja w roku 2013 „przeskoczyła” na wyższy poziom i praktycznie nie ma dnia, żeby nie szła naprzód. Może to niezgrabnie brzmi, ale tak jest. Niestety…

Czym jest herezja manichejska?

Jest to herezja dualistyczna, która neguje Wszechmoc Bożą. Prowadzi ona do takiej koncepcji, która głosi, że istnieje dobry świat – pochodzący od Boga, ale i zły – który bierze początek od szatana. Dobry świat jest nadprzyrodzony, a zły upadły. W zasadzie prowadzi to do tezy, że świat ziemski „w złu leży”. Jest nienaprawialny i skazany na totalną klęskę, katastrofę i zło. +

Bonifacy VIII wyraźnie potępia tę herezję w „Unam sanctam”. Manicheizm narodził się w III wieku. Po 1000 lat herezja ta odrodziła się, czy cały czas panoszyła się po świecie?

Manicheizm był zwalczany już przez Św. Augustyna i na kilka wieków pokonany. Niestety herezja ta odrodziła się między innymi za sprawą herezji albigensów we Francji „w samo południe” średniowiecza, bo przecież to wielkie dla Kościoła stulecie XIII takie było. W czasach bliskich Bonifacemu VIII toczyła się walka o wytępienie tego zagrożenia. Wielką rolę w walce z manicheizmem odegrała Francja, co okazało się pomyślne dla Kościoła. Stolica Apostolska błogosławiła walkę z heretykami. Dzisiaj to jest przedmiotem ostrej krytyki. Pada nawet zarzut stosowania przez Kościół totalitaryzmu. Tyle tylko, że za herezją kroczyła rewolucja burząca porządek społeczny i ruinę cywilizacji. Temu trzeba było postawić tamę. Nie słowami, ale siłą. To wszystko było pokłosiem koncepcji dualistycznych co do stworzenia. Są one nie do pogodzenia z nauką chrześcijańską (ortodoksyjną).

Na koniec chciałbym przejść do najbardziej „kontrowersyjnego” fragmentu „Unam sanctam”: „Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo każdej istoty ludzkiej Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia”. Bonifacy VIII przywołuje na potwierdzenie tego zdania słowa Pana Jezusa skierowane do Świętego Piotra: „Paś owce moje”, po czym papież dodaje: „Chrystus powiedział „moje owce”, używając ogólnego terminu, a nie konkretnie te lub owe, z czego jasno wynika, że powierzył Mu wszystkie Swoje owce. Jeśli zatem Grecy lub inni mówią, że nie zostali powierzeni Piotrowi i jego następcom, to muszą wyznać, iż sami nie są z owiec Chrystusa, ponieważ Pan mówi u Jana, że jest jedna owczarnia oraz jeden i tylko jeden pasterz”. Proszę o komentarz.

To bardzo klarowna koncepcja potwierdzająca nieomylność Kościoła, ale ta nieomylność Kościoła wyraża się w nieomylności papieża. Nie może być bowiem nieomylności Kościoła bez papieża jako zwornika. Krótko mówiąc: możemy sobie wyobrazić, że jeden sobór postanowi jakąś kwestię, drugi zupełnie inną, a trzeci zmieni dwa pierwsze w trzecie. W przypadku papieża też możemy sobie coś takiego wyobrazić. Przecież żyjemy w czasach kiedy papież sprzeciwia się nauczaniu swoich poprzedników. Problem polega na tym, że to jest nadużycie. W Kościele nie ma możliwości odstąpienia od nauki prawomocnej przez papieża. Papież jest zobowiązany strzec nauki swoich poprzedników, a jeśli od tego odstępuje to popełnia zło. Bonifacy VIII rozumował właśnie według tego systemu. Pamiętajmy, że okres, w którym sprawował on swój pontyfikat, miał miejsce na długo przed orzeczeniami dogmatycznymi I Soboru Watykańskiego, który definiuje prymat Biskupa Rzymskiego, postanawiając pod jakimi warunkami ta nieomylność i jurysdykcja powszechna nad Kościołem może być sprawowana. Chodzi tu o bardzo prostą rzecz: kiedy papież orzeka o prawdach dogmatycznych i prawdach moralnych musi się liczyć z Tradycją. Papież jest związany z postanowieniami tradycji, a do tradycji należą postanowienia poprzedników, od których papież nie może odstąpić. Jeżeli od nich odstąpi to znaczy, że jest to samowolne przywłaszczanie sobie kompetencji, które mu nie przysługują. Nie jest więc tak, że dogmat o nieomylności papieża z I Soboru Watykańskiego upoważnia papieża do robienia i głoszenia wszystkiego co zechce. W taki sposób to można rozumieć przywództwo Stalina w ZSRR. Temu zbrodniarzowi wolno było wszystko, natomiast Kościół od czegoś takiego absolutnie oddala się, jak tylko może. I słusznie! Ale dogmat o nieomylności papieża jest kluczem do całego systemu, bo w przeciwnym razie dojdziemy do relatywizmu i przyjmiemy tezę, że wolno wszystko temu, kto stoi na czele.

Jeśli nie zgadzamy się z papieżem w jakiejkolwiek kwestii i jasno to deklarujemy, jeśli sprzeciwiamy się jego nauce, to jesteśmy mu posłuszni, czy nie?

Niezgoda na błąd jest dowodem wiary i zasługą człowieka, który zdobywa się na to. Oczywiście wtedy i tylko wtedy, kiedy mamy za sobą nauczanie z Tradycji. Ona jest busolą. Nie postępujemy tak jak Luter, który czyta na własną rękę list Apostoła Narodów do Rzymian i twierdzi, że samą wiarą (a więc bez uczynków dobrych) będziemy zbawieni. To twierdzenie jest nowe. Pociąga za sobą kolosalne konsekwencje. Ale nie ma pokrycia w Tradycji. Oczywiście to tylko przykład nieuprawnionej innowacji.

Czy nie jest tak, że po II Soborze Watykańskim mamy do czynienia z wymuszaniem fałszywego posłuszeństwa? To, o czym Pan profesor mówił – papież służy rewolucji, a my mamy być mu i tak posłuszni…

Tak, niestety mamy. Ale mamy też bardzo słaby opór biskupów przed nową nauką, która z wyżyn najwyższego urzędu w Kościele jest głoszona. To mnie zastanawia i nie napawa nadzieją. Tzw. proces synodalny trwa…

Dogmat o nieomylności papieża został wprowadzony również ze względu na to, że biskup w Kolonii mówił jedno, a biskup w Wiedniu coś innego. W takim przypadku zdanie biskupa Rzymu zamykało dyskusję.

Dokładnie! Sprawa jest bardzo prosta. Chodzi o uznanie, że Biskup Rzymski przecina wszelkie wątpliwości swoimi orzeczeniami dogmatycznymi i moralnymi. Trwał w Kościele spór teologów, czy może również znosić wątpliwości, jeśli chodzi o nauczanie społeczne. Nie ulega wątpliwości, że nauczanie społeczne, jeśli angażuje naukę moralną jest nieomylne. Jeśli nie angażuje nauki moralnej, a tylko zawiera pewne propozycje papieskie do władz i społeczeństw świeckich, to jest traktowane jako pouczenie fakultatywne, ale nie orzeczenie wiążące. Zalecenia encykliki Piusa XI (Quadragessimo anno z 1931) są zaleceniem, bo papież zaleca korporacje w gospodarce (zakładach pracy). Humanae vitae Pawła VI jest zupełnie nieomylne, i to bez względu na to, co powiemy o jego rządzeniu Kościołem z perspektywy historycznej.

200 lat po ogłoszeniu „Unam sanctam” Święty Ignacy Loyola powie, że posłuszeństwo papieżowi jest ważniejsze niż posłuszeństwo Ewangeliom. Jak to interpretować?

Tego nie można rozumieć dosłownie. Świętemu Ignacemu chodziło o to, że musi być jakiś autorytet, który wyjaśni w zmieniających się czasach to, co należy do przekazu Pisma Świętego jako słowa Stwórcy do nas. Pismo Święte samo w sobie, gdyby zostało przekazane ludziom do swobodnej interpretacji, niczego by nie dało. To jest – powiem szczerze koncepcja – czysto protestancka, zupełnie heretycka. Św. Ignacy Loyola – jeden z największych świętych Kościoła – nie głosił herezji. On po prostu nawoływał do uznania tego autorytetu, tej instancji, która przecina wątpliwości. To jest konieczne. Możemy przecież przywołać liczne przykłady Pisma Świętego, które bez wyjaśnienia mogą prowadzić na manowce. Właśnie dlatego Kościół z wielką ostrożnością odnosił się do koncepcji samodzielnego czytania Pisma Świętego i samodzielnego objaśniania go. Przykładowo: kiedy ma Pan w Ewangelii według Św. Mateusza stwierdzenie Chrystusa, żeby się nie sprzeciwiać złu, to jeśli weźmiemy je dosłownie, będzie to oznaczać tolerancję dla zła, nawet przyzwolenie na nie. Naszą bierność. Widzimy zło wokół, więc się przyglądamy, albo odwracamy tyłem i tylko na tyle nas stać. Kościół jednak wyjaśnia, o co tutaj chodzi. Chodzi o niezwalczanie zła takimi środkami, które spowodują jeszcze większe zło w efekcie ubocznym.

Na zło wolno jednak odpowiadać siłą – kiedy już nie ma innego wyjścia. Kiedy poganie zajęli Jerozolimę, to w odpowiedzi mieliśmy wyprawy krzyżowe. Z woli Stolicy Apostolskiej. Papież Urban II do tego wezwał, a nie nawoływał do milczenia i przyglądania się złu. To jest tylko jeszcze jeden przykład, że musi być autorytet, czy też instancja interpretująca Pismo Święte. Jest nim oczywiście Urząd Nauczycielski.

A jeśli instancja źle to robi, to co wówczas?

Ze względu na gwarancję nieomylności nie może tego robić. A jeżeli dzisiaj tak jest, to znaczy, że doszło do porzucenia wierności tradycji i odstąpienia od dogmatów, które wiążą ręce papieżowi w znaczeniu formalnym przy orzekaniu czy definiowaniu co jest prawowierne, a co nie jest. To jest czas próby Kościoła. Co Opatrzność chce nam przez to powiedzieć – nie wiemy.

Bulla „Unam sanctam” bardzo nie spodobała się Filipowi Pięknemu. Król Francji przeszedł do kontrofensywy militarnej, politycznej, a nawet kulturowej i religijnej. Bonifacy VIII został oskarżony o pedofilię, o herezję, o niemoralne życie etc. Papież ma być osądzony i skazany. Filip Piękny wysyła do Rzymu 1600 żołnierzy, żeby doprowadzić papieża pod sąd. No i oczywiście Dante umieszcza w „Boskiej komedii” Bonifacego VIII razem z Mikołajem III i Klemensem V w jednym z najniższych kręgów piekła…

To prawda. Dochodzi do niespotykanego wydarzenia. Papież zostaje aresztowany, używa się wobec niego siły, jeden z ministrów francuskich (Nogaret) uderza go ręką w twarz, co było (i jest) czymś niesłychanym. Bonifacy był wówczas starszym człowiekiem. I to jak został potraktowany było czymś, czego świat nie widział. To pokazuje z jaką brutalnością działali Francuzi. Wszystkie posunięcia Filipa Pięknego miały być pokazem siły narodowego państwa. Wyrodził się z tego później absolutyzm królewski, a w końcu dało to przewrót szatański, jakim był zryw rewolucyjny, aby obalić stary porządek. Papież w każdym razie z wielką godnością bronił do końca wiary, a na konsystorzu powiedział, że może przegrać wszystkie stawki, ale nie może przegrać walki o Kościół oraz że mogą walczyć z nim wszystkie potęgi świata, ale on nie ustąpi.

Przywołał Pan kilka oskarżeń przeciwko Bonifacemu VIII. Było ich dużo więcej. Że nie wierzy w Boga, że bezcześci Najświętszy Sakrament i na końcu, że niegodziwie żyje. Przypomina to i nasze czasy, kiedy podobnymi fałszywymi oskarżeniami walczy się z Kościołem i to niezwykle skutecznie. Wiadomo jest, że Stalin nie podołał zniszczyć Kościoła fizycznie (choćby w Polsce), ale ci, co rzucają oskarżenia o podłożu moralnym na hierarchię bywają skuteczni. Te oskarżenia tak godzące w dobre imię Kościoła robią wrażenie i przynoszą swoje efekty. +

W warunkach początku XIV wieku postępowanie Bonifacego VIII było podporządkowane sytuacji zupełnie nadzwyczajnej. Jego pontyfikat rozwinął się w czasie niezwykle osobliwym. Takiego starcia z władzą świecką od czasów Grzegorza VII nie było. To drugi moment w historii średniowiecza, kiedy takie starcie jest spełnione, rozegrane i zakończone klęską jednego i drugiego papieża. O ile jednak walka o inwestyturę Grzegorza VII daje efekt w konkordacie wormackim (1222), to program Bonifacego VIII, choć należy do depozytu wiary, to nie został wyegzekwowany w znaczeniu politycznym, w znaczeniu kształtującym ład polityczny świata. Ale należy, podkreślmy raz jeszcze, do depozytu wiary. Władzę sądzenia władzy świeckiej Kościół zachował i z niej korzystał, choćby wówczas, kiedy potępiał liberalizm czy komunizm.

Co zaś do wizji przedstawiającej papieży w piekle… Cóż, Divina comedia Dantego nie jest objawieniem, ale kreacją literacką. Wyraża stan ducha wielkiego Europejczyka i chrześcijanina, unoszonego tęsknotą za utraconą jednością Italii… Nic więcej.

Rok 1605. Grób Bonifacego VIII zostaje wówczas otwarty. Okazuje się, że jego ciało nie uległo rozkładowi. Czy mieliśmy do czynienia z cudem?

Tego nie wiem, ale na pewno ten rodzaj zjawiska był interpretowany przez wiernych (w każdych czasach Kościoła) jako dowód wstawiennictwa Opatrzności, czyli zaliczenia tego człowieka po śmierci do zbawionych i wybranych.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij