Opowiadająca o prześladowaniach chrześcijan w XVII wieku bułgarska produkcja „Czas przemocy” powinna stać się obowiązkową pozycją dla każdego, zwłaszcza w dobie coraz większego zagrożenia ze strony muzułmańskich terrorystów i coraz śmielszej kulturowej ofensywy wyznawców Mahometa. Europejczycy od setek lat musieli stawiać czoła temu zagrożeniu.
Jest rok 1668. Bułgaria od ponad 200 lat znajduje się pod okupacją Imperium Osmańskiego. W okolice Rodopów wysłany zostaje pułk janczarów pod komendą Karaibrahima. Był on – jak wówczas wszyscy janczarzy – porwany jako dziecko ze swojej bułgarskiej rodziny, wychowany na muzułmanina i wyszkolony na bezwzględnego wojownika, aby nawracać „niewiernych” na islam w najbardziej brutalne ze sposobów. Jego okrucieństwo zadziwiało nawet lokalnego osmańskiego zarządcę. Choć Karaibrahim nie cofał się przed niczym, opór części mieszkańców Bułgarii okazał się niezwyciężony. Wyprawa janczarów zakończyła się połowicznym sukcesem – choć nawróconych na islam było wielu, a żniwo śmierci ogromne, spora grupa Bułgarów zachowała swoją religię, tożsamość i tradycje.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak w skrócie wygląda fabuła bułgarskiego filmu z 1988 r., który – choć nakręcony przed dwudziestoma sześcioma laty, a traktujący o wydarzeniach sprzed czterech stuleci – i dzisiaj uderza swoją aktualnością. Tym bardziej, kiedy widzimy kontrast pomiędzy dawnymi a współczesnymi Europejczykami: tymi, którzy bez wahania potrafili oddać życie w obronie wiary, a tymi, którzy wyrzekają się swojej wiary i tradycji…
ksz