W moim wieku nie godzi się kłamać i wwodzić w błąd otwierając usta,
dlatego albo mogę milczeć, albo świadczyć, jak świadczę.
Cyprian Norwid
Wesprzyj nas już teraz!
Gdy piszę te słowa na Międzynarodowy Dzień Teatru 2022 roku, ciemności wciąż trwającej światowej „pandemii” rozświetlają złowrogo łuny z nad Ukrainy. „Inter arma silent Musae” („Wśród oręża muzy milczą”). Istotnie, to nie czas na teatr. Jednakże teatr od wieków, i przez wieki, należał do samego rdzenia kultury, zajmując, zwłaszcza w kulturze Zachodu, ważne miejsce w życiu wielu społeczeństw – pomagał się modlić, rozwijać i umacniać świadomość i tożsamość narodową, wychowywał, pouczał, dostarczał przeżyć estetycznych i rozrywki. Choć czas jest zły nie wolno jednak pozbywać się nadziei, że kultura przetrwa, a zatem nie można się także wyrzec nadziei na odrodzenie teatru. Tak – odrodzenie. Bowiem jeszcze przed „pandemią” teatr znalazł się w stanie zapaści, jeśli nie wręcz śmierci klinicznej.
„Teatr i drama współczesna (…) krytyki nie wytrzymują i umarłymi są” – napisał w 1857 r. Cyprian Norwid w Białych kwiatach. Tak to wtedy widział. Mylił się. Teatr i dramat wtedy nie umarły. My dzisiaj wiemy, że teatr i dramat Zachodu (a o nich niewątpliwie myślał Norwid) przetrwały kryzys połowy XIX wieku i w następnych latach wydawały wspaniałe dzieła, zarówno sceniczne jak literackie. Trzeba także pamiętać, że w ciągu lat, które nastąpiły po tej diagnozie Norwida, teatr niejednokrotnie, w niejednym kraju, staczał się na dno upadku, jak w komunistycznym socrealizmie rozlanym z bolszewickiej Rosji na wiele krajów, czy zdegenerowany do narzędzia propagandy w hitlerowskich Niemczech. Ludzie teatru byli prześladowani, więzieni, zsyłani do obozów koncentracyjnych, mordowani. Teatr był zakazywany przez okupantów niemieckich i sowieckich na terenach ich podbojów, a wreszcie, przez juntę wojskowo-partyjną Jaruzelskiego, która ogłaszając stan wojenny w Polsce w 1981 r., zakazała wszelkich widowisk.
Jednakże stwierdzenie Norwida trzeba, jak sądzę – niestety – niestety – zastosować do sytuacji dramatu i teatru Zachodu w XXI w.: teatr i dramat umarły. Zarówno zainfekowane swoimi własnymi chorobami, tak też zaatakowane z zewnątrz.
Nierozerwalny związek łączy dramat z teatrem. Dramat nosi w sobie zawsze projekt widowiska, jego autor marzy o przepoczwarzeniu się dramatu w teatr, a gdy to się dokonuje, dramat pozostaje rdzeniem, fundamentem widowiska. Wiemy o tym, pamiętamy. Teraz zaś skupmy uwagę na samym teatrze.
Teatr umarł? To zapytajmy – kiedy teatr żyje? Co stanowi o tym, że teatr żyje? Co daje teatrowi życie?
Teatr żyje, bowiem życie dają mu żywi ludzie – ich obecność, ich komunikowanie się, ich współprzeżywanie, ich obcowanie w tym samym miejscu i czasie. Tak, życie ludzi, aktorów i widzów, daje życie teatrowi.
Bowiem teatr to proces, który zachodzi między dwoma ludźmi, a najczęściej dwoma grupami ludzi – żywych ludzi, aktorów i widzów. Łączy ich proces komunikacyjny. Aktorzy są w nim nadawcami. Widzowie odbiorcami. (Choć role te są, a w każdym razie mogą być, wymienne). Wiązka komunikatów obiegających pomiędzy nadawcami a odbiorcami – to widowisko. Wiązka ta, jako swój rdzeń, zawiera energie biologiczne i psychologiczne, które przekazują sobie w czasie widowiska aktorzy i widzowie, a złożona jest z komunikatów wizualnych, werbalnych i akustycznych. Wiązka ta niesie wartości i idee, wiedzę o człowieku, przekazuje wzorce życia i postępowania, obdarowuje przeżyciami estetycznymi, dostarcza rozrywki. Ta wiązka może być pękiem promieni. Może być także koktajlem trucizn. A to wszystko komunikują sobie bezpośrednio nawzajem żywi ludzie.
Tak, czy inaczej, teatr żyje, bo jest procesem łączącym żywych ludzi. A żyje wtedy – i tylko wtedy – kiedy obcują ze sobą żywi ludzie.
Tylko ten jeden jedyny rodzaj sztuki, jaki wytworzyła ludzkość, ma tę właściwość. W każdym innym rodzaju sztuki także, oczywiście, zachodzą procesy komunikacyjne między nadawcami a odbiorcami, ale w żadnym żywa obecność nadawcy i jego bezpośrednie komunikowanie się z odbiorcą, nie jest warunkiem powstania dzieła sztuki.
Pisarz dąży do skomunikowania się z czytelnikami. Ale posługuje się do tego książką. Sam zostaje przy swoim biurku. Malarz, z pędzlem w dłoni, pochlapany farbami, walczy samotnie ze sztalugami, a potem zanosi swój obraz na wystawę, do galerii sztuki – i wychodzi. A tam ktoś ogląda jego płótno. Kompozytor stawia nerwowo nuty na pięciolinii – instrumentalista je odczytuje – gra – słuchacz słucha. Ale kompozytora już tam wtedy nie ma. Nie musi go tam być. Powstają dzieła sztuki filmowej, tworzone przez całe zastępy artystów i techników różnych dziedzin – ale widz kinowy tych wszystkich ludzi nie widzi, nie słyszy, nie spotyka się z nimi, dzieli go od nich ekran.
Choć czytelnik jakoś ogromnie się raduje, gdy może na „premierze” książki, uścisnąć dłoń autora; choć widz na wernisażu w galerii cieszy się, gdy może stuknąć się kieliszkiem wina z malarzem; choć słuchacz w filharmonii przeżywa w sposób szczególny koncert dyrygowany przez kompozytora wykonywanego utworu; choć zobaczenie reżysera przed ekranem na premierowym pokazie nowego filmu jest zawsze ekscytującym wydarzeniem –
to jednak tylko teatr zaspakaja zawsze i nieodmiennie tę tęsknotę, tę potrzebę odbiorcy – obcowania z nadawcą. Co więcej, bezpośrednie obcowanie odbiorcy z nadawcą jest w ogóle warunkiem zaistnienia teatru. I, tak, tak, tak – teatr żyje tylko wtedy, gdy w jednym czasie i miejscu obcują ze sobą żywi ludzie.
A gdy tego obcowania brak – teatr umiera. Umiera każdego wieczora po ostatniej kurtynie. Więdnie, gdy na widowni jest niewielu widzów. W ogóle nie budzi się do życia, gdy na pustej widowni, zamiast widzów, usadzona zostaje kamera i to, co się dzieje na scenie, jest transmitowane, albo rejestrowane – do odtworzenia w komputerze. Wtedy nie ma teatru. Jest widowisko mechaniczne. Tego typu transmisje i rejestracje podejmowane w dobie tzw. „pandemii” sytuują się poza teatrem. Są bardzo szlachetnymi, ale zarazem rozpaczliwymi, próbami animacji teatru, który jednak tymi sposobami nie może być przywrócony do życia. Pozostaje martwy. Po prostu go nie ma. Nie ma także, oczywiście, teatru, gdy granie spektakli jest zakazane. Gdy sceny i widownie stoją puste i ciemne. A granie przedstawień dla ograniczonej jakimiś zarządzeniami liczby widzów, w dodatku obowiązkowo rozsadzonych daleko od siebie, to wprawdzie jeszcze teatr, ale jakby w stanie przed-agonalnym.
Podtrzymywać, przechowywać życie teatru zdają się już tylko na nowo praktykowane przedstawienia „teatru domowego”, czy „teatru środowiskowego”, powoływanego przez małe grupy – dla małych grup. Tam tylko żywi twórcy teatru obcują z żywymi widzami. Niestety to tylko małe nisze, katakumby.
W tej sytuacji, właśnie teraz, gdy, jak mówi Norwid „teatr i drama umarłymi są” – warto bardzo wyraźnie uświadomić sobie czym jest teatr, jaka jest jego natura i istota, jaki jest warunek jego zaistnienia. Powtórzmy jeszcze raz: tym warunkiem jest żywa obecność żywych ludzi.
Rozważając w Międzynarodowy Dzień Teatru obecną sytuację samego teatru, można także tym jaśniej widzieć szkody i spustoszenia jakich dokonuje tocząca się przez cały glob „pandemia” w kulturze rodzaju ludzkiego – a raczej jakich zbrodni dokonują jej promotorzy. Przypomnienie przenikliwej, wiekopomnej, poetyckiej, a jakże konkretnej metafory Szekspira – „Świat jest teatrem” (Jak wam się podoba, Akt 2, Sc. 7, w. 139) zachęca, aby na świat patrzeć przez mikroskop teatru, a na teatr, jako na wyobrażenie, model świata. W obecnych czasach to, co dzieje się z teatrem z powodu szaleństwa „pandemii”, a więc jego atrofia, pomaga lepiej rozumieć wszystkie inne aspekty owej „pandemii” – ekonomiczne, społeczne, polityczne, psychologiczne, kulturowe, cywilizacyjne. Pomaga rozumieć, co dzieje się ze światem w tym strasznym i ciemnym czasie.
Piękną tradycją było składanie sobie życzeń w dniu Międzynarodowego Dnia Teatru. Czegoż można życzyć teatrowi, ludziom teatru, a także widzom teatralnym, na to święto w roku 2022?
Najbardziej tego, żeby diagnoza śmierci teatru – okazała się równie błędna dzisiaj, jak ta, którą postawił przeszło wiek temu Cyprian Norwid. A więc życzmy teatrowi, życzmy ludziom teatru, życzmy teatralnym widzom – aby teatr się odrodził. Zmartwychwstał. I nie tylko teatr, ale, wedle szekspirowskiej metafory, cały świat.
Kazimierz Braun