Już od 22 lat mieszkańcy Łącka starają się o zalegalizowanie ich najsłynniejszego produktu – śliwowicy. Rząd Donalda Tuska, nota bene jako kolejny, ogłosił właśnie, że zamierza dołożyć wszelkich starań, by za handel sztandarowym podkarpackim destylatem nie groziło jego wytwórcom więzienie.
Jak dotąd żadnemu rządowi nie udało się takiej zmiany przeforsować, i do dziś obowiązują surowe przepisy antybimbrownicze, w myśl których za produkcję lub handel śliwowicą grozi nawet dwa lata pozbawienia wolności, plus oczywiście konfiskata niezbędnej aparatury.
Wesprzyj nas już teraz!
Pozwolenie na pędzenie trunku, z którego słynie Łącko, mieszkańcy dostali jeszcze w okresie rozbiorów, od władz austro-węgierskich. Zostało ono podtrzymane także w II RP, i dopiero w PRL, kiedy gospodarze po zniszczeniu miejscowej gorzelni podczas okupacji sami zaczęli śliwowicę wytwarzać w domach, stało się to nielegalne. Wielu pamięta, że pomimo to butelka Łąckiej pozwalała załatwić niemal każdą sprawę, a chodzą nawet słuchy, że przy okazji reformy administracyjnej nie powstało województwo nowotarskie, a nowosądeckie, ponieważ do tego ostatniego miasta jest po prostu z Łącka bliżej, i jego mieszkańcy wiadomym sposobem takie wygodniejsze dla nich rozwiązanie załatwili. Nie jest też tajemnicą, iż specjału lubią popróbować politycy wszystkich opcji.
Starania o legalizację produkcji rozpoczęły się tuż po przemianach ustrojowych. W 1990 roku wojewódzki konserwator zabytków w Nowym Sączu uznał nawet pędzenie śliwowicy domowym sposobem za „niematerialne dobro kultury”, zaś pięć lat później minister rolnictwa Andrzej Śmietanko z PSL-u podpisał nawet koncesję na produkcję nalewek, jednak radość mieszkańców Łącka okazała się przedwczesna, gdyż jego następca po prostu nie wprowadził w życie aktów wykonawczych umożliwiających zadziałanie decyzji jego poprzednika. Nie przeszkadza to każdemu kolejnemu rządowi obiecywać, że zalegalizuje śliwowicę, co właśnie stało się w przypadku gabinetu Tuska. Trzeba przyznać, że po dojściu tego ostatniego i jego partii do władzy weszła wprawdzie w życie nowa ustawa zezwalająca na handel alkoholem z przydomowych produkcji, jednak zakup śliwowicy nadal jest nielegalny, ponieważ przepisy pozwalają plantatorom sprzedawać tylko wino.
Aktualnie z problemem prawnego spojrzenia na jeden z najsłynniejszych tradycyjnych polskich specjałów zamierza zmierzyć się minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Pozostaje mieć nadzieję, że mu się uda, gdyż tu akurat jest czego uczyć się od innych krajów europejskich, które swoje „niematerialne dobra kultury” tego rodzaju popierają, i nikomu nie przychodzi do głowy, by karać za ich produkcję.
Piotr Toboła