„Większość, która uważa, że już po COVID, to ci, którzy dopiero teraz skonstatowali, że się dali zrobić – i maseczkowo, i szczepiennie. Ci będą szczególnie ochotnie uważali, że to już po kłopocie, by zapomnieć, na co pozwolili innym z ingerencją w ich własne życie” – pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Jerzy Karwelis.
W ocenie publicysty nadal w przestrzeni publicznej będziemy spotykać „frakcję wysoko trzymającą sanitarystyczną gardę”, którą „można rozpoznać po maseczkach w sferze publicznej”. Nie mniej jednak fakty są następujące: „8–10 proc. zaszczepionych czwartą dawką to dowód na to, co naród o tym wszystkim myśli”.
Czy oznacza to jednak definitywny koniec tzw. pandemii? Zdaniem felietonisty „Do Rzeczy” przez długi czas będziemy żyć „w sferze jakiejś niedookreśloności”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Bo jak zdefiniować koniec pandemii? Zero zakażonych? Toż to religia zero COVID z reperkusjami jak w Chinach. Poza tym – absurd. No bo przecież nie da się wyeliminować wirusa w ogóle. Jednak odwołanie pandemii, kiedy ten wirus istnieje, przeczy z drugiej strony wszelkim dotychczasowym narracjom. Skoro to taki szybki w transmisji i okrutny w zgonach gagatek, to walczyliśmy z nim do ostatniego żołnierza, straszyliśmy, że każdy pozostawiony zakażony to wylęgarnia pandemii, to jak teraz odwołać, skoro licznik (fałszywie pozytywnych) zakażeń w testach wciąż bije?”, podsumowuje Jerzy Karwelis.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK