Tak naprawdę najtrudniejszy jest moment decyzji o pierwszym dziecku. My możemy mieć nawet mniej kobiet w wieku rozrodczym, ale kluczowym zadaniem jest przekonanie ich do posiadania dzieci. Jeśli nam się to uda, to właśnie za sprawą odpowiednio prowadzonej przez państwo polityki prorodzinnej, odpowiednim wsparciu, odpowiednich ułatwieniach one same zdecydują się na drugie i kolejne dziecko – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl Monika Chilewicz, dyrektor generalna w Fundacji Mamy i Taty.
Szanowna Pani Moniko, od kilku lat obserwujemy bardzo niebezpieczne zjawisko. W Polsce od 3-4 lat umiera rocznie ponad 100 tysięcy osób więcej niż się rodzi. Demografowie mówią wprost: mamy do czynienia z depopulacja. Gdyby miała Pani wymienić główne przyczyny takiego stanu rzeczy, to co by Pani wskazała?
Przede wszystkim zmiany społeczne. Zmiany w stylu życia młodych ludzi. Z punktu widzenia matki uważam, że to również pokłosie błędów rodzicielskich, błędów wychowawczych, jakie wychodzą na zewnątrz, kiedy nasze dzieci idą w świat.
Wesprzyj nas już teraz!
Wpływ na depopulację ma również konsumpcyjne podejście do życia. Jeśli spojrzymy bowiem na kwestie finansowe, to powiem tak: kiedy rodziłam moje najstarsze dziecko urlop macierzyński nie trwał nawet pół roku nie wspominając już o jakichkolwiek finansowych zachętach i finansowym wsparciu ze strony państwa polskiego dla dzieci i rodziców.
Przy drugim dziecku pojawiło się jednorazowe becikowe. Pamiętam jak wielu rodziców cieszyło się, że zostanie mu wypłacone kilkaset złotych i za te pieniądze będzie można kupić wyprawkę dla noworodka.
Teraz zaś mamy całą listę działań wspierających rodzinę, ale dzieci w Polsce rodzi się coraz mniej. Można więc śmiało postawić tezę, że nie jest to efekt problemów ekonomicznych, ponieważ pod tym względem rodzice mają znacznie łatwiej niż 15-20-30 lat temu. Problem tkwi głębiej, przede wszystkim w kulturze, i nie da się go rozwiązać poprzez kolejne programy socjalne i ekonomiczne.
Bardzo często podkreśla się, że jest coraz mniej kobiet, które mogłyby rodzić dzieci. W 2011 r. liczba kobiet w wieku 20–39 lat wynosiła prawie 6 mln. W 2023 r. było to już jedynie 4,7 mln, a za 15 lat będzie to ok. 3,7 mln kobiet. Demografowie zwracają jednak uwagę, zmniejszająca się liczba matek wyjaśniałaby spadek liczby urodzeń o 2, 3 do 4 procent, jednak obecnie mówimy o 10-procentowym spadku…
To prawda. Przygotowując się do konferencji zorganizowanej przez Fundację Mamy i Taty na temat przyszłości rodziny w Polsce miałam okazję przyjrzeć się tej sprawie. Obejrzałam m. in. film dokumentalny dotyczący „luki urodzeń”. Autorzy zwrócili w nim uwagę, że jedną z przyczyn niskiej dzietności podali nie to, że jest mało kobiet do rodzenia dzieci, tylko to, że bardzo dużo kobiet, bardzo dużo związku po prostu nie chce mieć dzieci.
Zwrócono uwagę, że przez lata bardzo często było tak, iż jak już rodzice zdecydowali się na pierwsze dziecko, to po jakimś czasie, mówiąc kolokwialnie, „poszli za ciosem” i decydowali się na drugie, trzecie etc. Obserwowaliśmy to w Polsce kilka lat temu, kiedy wprowadzono program 500+ – zachęta finansowa ze strony państwa sprawiła, że polskie rodziny albo zdecydowały się na drugie dziecko, albo po prostu zdecydowały, że nie będą odkładać tej decyzji na później.
Tak naprawdę najtrudniejszy jest moment decyzji o pierwszym dziecku. My możemy mieć nawet mniej kobiet w wieku rozrodczym, ale kluczowym zadaniem jest przekonanie ich do posiadania dzieci. Jeśli nam się to uda, to właśnie za sprawą odpowiednio prowadzonej przez państwo polityki prorodzinnej, odpowiednim wsparciu, odpowiednich ułatwieniach one same zdecydują się na drugie i kolejne dziecko.
Właśnie walka z elementami kulturowymi, które jakoś tkwią w głowach młodych Polaków, walka ze złymi zwyczajami społecznymi, które zaczynają dominować wśród młodych ludzi jest tutaj kluczowa.
Dodam tylko, że to zjawisko nie ogranicza się jedynie do naszej strefy kulturowej. I w bardzo rodzinnej Japonii, i w Ameryce Południowej i innych miejscach na świecie mamy do czynienia z podobnymi zjawiskami i mechanizmami.
Powiem więcej: w Polsce dzieje się to, z czym mamy do czynienia na Zachodzie od kilkudziesięciu lat. Do Polski dopiero docierają „postępowe” trendy, a te głoszą, na co zwraca uwagę prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, że założenie rodziny, posiadanie dzieci nie jest obecnie wyznacznikiem życiowego sukcesu…
W tym wypadku polemizowałabym z prof. Szukalskim. We współczesnym świecie skupionym na konsumpcjonizmie i głoszącym, że jedynym sukcesem człowieka jest sukces materialny wmawia się nam, że dzieci nie są sukcesem tylko problemem, ponieważ… „generują koszty”.
Nie jest to jednak jedyny problem. Należy wspomnieć również o bardzo delikatnych sprawach jak aspekt niemożności znalezienia odpowiedniej żony, odpowiedniego męża oraz kwestia medyczna – z różnych przyczyn, nie do końca sprecyzowanych, mamy do czynienia z dużą bezpłodnością. To wszystko się nakłada i na mniejszą liczbę kobiet w wieku rozrodczym, i na mniejszą liczbę małżeństw i rodzin.
Poza tym współczesny świat promuje „bycie singlem”, który dysponuje pieniędzmi tylko dla siebie, nie ma zobowiązań, nie musi się na nikogo oglądać ani dla nikogo poświęcać. Taka postawa jest przedstawiana jako niezwykle atrakcyjna i „sprzedawana” młodym ludziom jako wzór do naśladowania… Niestety…
Z drugiej jednak strony słychać głosy typu: kobiecie ciężko znaleźć odpowiedniego męża, a mężczyźnie odpowiednią żonę, bo nikt nie jest w stanie spełnić ich wygórowanych oczekiwań. Nawet jeśli para zdecyduje się na małżeństwo i założenie rodziny, to bardzo często jest tak, że przy pierwszym mini-kryzysie, przy pierwszej kłótni dochodzą oni do wniosku, że lepiej się rozejść, bo to najprostsze rozwiązanie…
Młodemu pokoleniu próbuje się zaszczepić w głowach, że życie ma być idealne, że mają być oni nieustannie piękni, młodzi, zdrowi, podziwiani i nieśmiertelni…
Często się zastanawiam nad tymi „wygórowanymi” oczekiwaniami młodych ludzi. Obserwując ich widzę naiwność z tym związaną. Być może my byliśmy tacy sami – też wyobrażaliśmy sobie, że nasze małżeństwa będą idealne bez ani jednego kryzysu, bez żadnego wysiłku z naszej strony, bez pracy nad tym, żeby związek każdego dnia stawał się lepszym etc. Kwestia braku wysiłku, która zdominowała współczesny świat, kwestia kultury instant – chcę mieć wszystko jak najszybciej, chcę odnieść sukces tu i teraz, chcę żeby było po mojemu albo wcale – to kluczowy problem.
Niedawno miałam okazję być na próbie chóru, w którym śpiewam. Nasz dyrygent powiedział w luźnej rozmowie, że jeśli chodzi o młodych ludzi, to są oni zaprogramowani, żeby mieć wszystko na wczoraj, najpóźniej na dzisiaj wieczorem. Ich zdaniem wszystko ma stać się natychmiast i być idealne. Na pewno jest to jakiś czynnik generujący problemy, o których rozmawiamy.
Moja córka skończyła w tym roku 20 lat. Kiedy rozmawiam z nią o przyszłości, o tym jak wyobraża sobie własną rodzinę i kiedy słucham, a potem sama obserwuję młodych mężczyzn, to dochodzę do wniosku (jakkolwiek to nie zabrzmi), że brakuje prawdziwych, dobrze wychowanych mężczyzn…
Ale w drugą stronę jest to samo – mężczyźni mogą odpowiedzieć, że brakuje prawdziwych, dobrze wychowanych kobiet… Zamiast nich na ulicach, w tramwajach, galeriach handlowych coraz częściej widzimy młode dziewczyny używające języka przy którym dialogi z filmów „Psy” to niewinna opowiastka dla grzecznych dzieci…
Zgadzam się z Panem. Moim zdaniem jednak takie osoby stanowią margines, ale właśnie przez swoje zachowanie, które jest sprzeczne z kodem kulturowym, w jakim zostaliśmy wychowani, to właśnie one najbardziej rzucają nam się w oczy. Nie widzimy „zwyczajnych” młodych ludzi, fajnych, miłych, sympatycznych i inteligentnych, z którymi jest o czym porozmawiać. Raz, że nie rzucają się oni w oczy, a dwa: zazwyczaj są czymś zajęci.
Uważam, że jednym z lekarstw na taki stan rzeczy jest zadbanie o wychowanie młodych ludzi do tego, żeby umieli dawać coś z siebie innym. Każdy, kto ma prawdziwą rodzinę, a nie „rodzinę instant” wie, że często trzeba iść na kompromis, ustąpić, zmienić plany etc., a jeżeli wszystko jest podane na tacy, to człowiek nie uczy się poświęcenia dla innych.
Moim zdaniem metodą na wychowanie młodych ludzi, właśnie do tego, żeby umieli oddać kiedyś trochę siebie innym jest mądry, dobry wolontariat, robienie czegoś dla drugiego człowieka na miarę swoich możliwości. Wystarczy porozmawiać z młodymi ludźmi, którzy wykonują jakiś wolontariat. Mimo że często marudzą, że jest to trudne, niewdzięczne, to ostatecznie prawie zawsze na koniec mają poczucie satysfakcji, że potrafili wyjść z siebie i zrobić coś dla innych.
Nie jest to jednak rozwiązanie instant, rozwiązanie szybie, łatwe, krótkoterminowe. Wymaga to od nas ciężkiej i długiej pracy, ale jestem przekonana, że tylko w taki sposób uda się nam wychować przyszłe pokolenia, które będą chciały mieć żony, mężów i dzieci, ponieważ będą nauczeni, że poświęcenie się nie jest żadnym końcem świata, tylko czymś przyjemnym, ważnym i potrzebnym.
Generalnie zgadzam się z Panią, tylko czy budowanie takiej świadomości, o której Pani mówi jest możliwe? Niedawno minister Kotula stwierdziła, że tzw. tabletka „dzień po” musi być dostępna bez recepty, żeby „zabezpieczyć” młode Polki przed problemami i nieszczęściami…
Wie Pan – musimy działać, musimy próbować, nie możemy się poddać. Przytoczona przez Pana wypowiedź pani Kotuli potwierdza fakt, że nikt za nas niczego nie zrobi, nie zadekretuje, nie załatwi, że młodzi ludzie będą chcieli mieć dzieci. To zadanie dla nas – rodziców. Musimy dbać o wychowanie naszych dzieci. Wiadomo, że wychowanie to dziesiątki różnych aspektów.
To nie tylko kultura osobista, ale również na przykład mądre korzystanie ze dóbr materialnych. Tak robili pierwsi chrześcijanie i musimy do tego powrócić. Musimy wychowywać nasze dzieci w umiarkowaniu, w wytrwałości, w dobrze pojmowanym męstwie. Ja wiem, że dzisiaj to są wielkie słowa, ale prawda jest taka, że te wielkie słowa sprowadzają się do prostych czynności codziennych.
Jeżeli nie będzie tej żmudnej pracy u podstaw trwającej 10, czy 20 lat, jeżeli nie będzie organizacji pomagających odnaleźć się młodym ludziom w jakimś wolontariacie to my tego nie odwrócimy i zwycięży fałszywe przekonanie, że tabletka „dzień po” ratuje nam życie. Otóż nie ratuje, tylko musimy to uświadomić innym.
Tylko, że aby być rodzicem trzeba jednak posiadać dzieci, a dane dla Polski są zatrważające. W 2023 roku w Polsce urodziło się 272 tys. dzieci – najmniej od 1945 roku. Demografowie twierdzą, że w kolejnych latach będzie jeszcze gorzej…
I mają rację. Być może musimy jako naród zaliczyć jakiś potężny dołek, żeby się w końcu obudzić, ocknąć. Tak jak powiedziałam wcześniej – zostało zrobione bardzo dużo od strony materialnej, jeśli chodzi o wsparcie rodzin w Polsce, ale teraz trwa walka o nasze dusze. Mam nadzieję, że wyjdziemy z niej zwycięsko.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek
Według Naczelnej Izby Lekarskiej, każdy szpital musi zatrudniać aborcjonistę