11 października 2015

Kłamstwo Jedwabnego

(Fot. Jan Rolke/FORUM)

Fakt, że w powszechnej świadomości panuje przekonanie, iż Gross ma rację, oskarżając Polaków o udział w holokauście, jest sprawą mediów i polityki historycznej. Nie tylko żydowskiej i niemieckiej, ale także polskiej – uważa Artur Janicki, historyk i reżyser, autor filmu dokumentalnego, pt. „Jedwabne”.



Wesprzyj nas już teraz!

 

Mamy co jakiś czas do czynienia z kolejnymi, opartymi o liczne publikacje Jana Tomasza Grossa, kampaniami oskarżeń wobec Polaków za rzekomo dokonane na Żydach haniebne czyny, w tym zbiorowe morderstwa.  Spośród przypisywanych nam zbrodni najgłośniejsza jest sprawa Jedwabnego. W swoim filmie, „półkowniku” z 2003 roku zawarł Pan zasadniczo różniącą się od opisów zawartych w książce „Sąsiedzi” wersję tamtej tragedii.

 

Należy chyba jednak zacząć od tła. W roku 1939 sprzymierzone dwa łupieżcze państwa, Niemcy oraz Rosja dokonały napaści na Polskę i podzieliły się zdobyczą. Wyznaczyły też strefy wpływów, w wyniku czego Rosja sowiecka zagarnęła, oprócz połowy Polski, Besarabię i państwa bałtyckie. W tym podziale łupów Jedwabne znalazło się pod okupacją sowiecką.

 

W roku 1941 Niemcy napadły na Rosję. W pierwszym momencie opanowały tereny zagrabione przez nią na początku II wojny. Tu natrafiły na liczne – niespotykane na zachodzie Europy, a nawet w centralnej Polsce – osady i kolonie Żydów. Pamiętajmy – decyzja Niemców o tzw. ostatecznym rozwiązaniu, czyli eksterminacji wszystkich Żydów, została podjęta dopiero w 1942 roku.

 

Rok wcześniej decyzja o likwidacji Żydów wynikała z utożsamienia ich przez Niemców z tzw. żydokomuną. Sam problem wytępienia ludności żydowskiej w pasie od Bałtyku do Morza Czarnego, był znany i opisany. Zbrodni dokonywały specjalne jednostki niemieckie, powołane do „oczyszczania” zaplecza frontu, czyli eksterminacji komunistów i Żydów. Zgodnie z rozkazami, Niemcy starali się wprzęgać w tę akcję ludność miejscową. I to się w różnym stopniu udawało.

 

Gross twierdzi natomiast, że mordu w Jedwabnem dokonali sami Polacy.

 

Z jego książki wynika, że 10 lipca 1941 r. tłum – chrześcijańska ludność Jedwabnego napadła i wymordowała całą żydowską ludność miasteczka. Jak było naprawdę?

 

Zbrodnia była przez Niemców precyzyjnie zaplanowana i zrealizowana. Ogłoszono, że odbędzie się uroczysty „pogrzeb” pomnika Lenina – w pojęciu Niemców, swego rodzaju idola Żydów. Z tej okazji nakazano im sprzątanie miasteczka. Zgromadzono ich na rynku i kazano oczyścić plac z chwastów. Polaków Niemcy zmusili do udziału w wyprowadzaniu ich na Rynek i do pilnowania.

 

Spośród tych kilkuset ofiar czystki Niemcy wybrali pół setki młodych, silnych mężczyzn do rozbijania betonowego pomnika Lenina. Gdy tego dokonali, kazano tym pięćdziesięciu uformować pochód z rabinem na czele i – już za miasteczkiem – pochować głowę Lenina. Po pewnym czasie zgromadzonych na rynku Żydów zapędzono do stodoły i spalono.

 

Według tak zwanych naocznych świadków – co powiela Gross w swojej książce – dokonano tego pochówku głowy Lenina na kirkucie – żydowskim cmentarzu. A następnie sami Polacy – według tzw. świadków – a to nożem, a to siekierą, a to widłami – zamordowali tych pięćdziesięciu.

 

Na czym polegają najistotniejsze różnice pomiędzy ustaleniami zawartymi w Pańskim filmie, a aktami procesu i wersją Grossa?

 

Film ze swej natury operuje skrótem. Skupiłem się tylko na trzech zasadniczych momentach. Po pierwsze, liczbie ofiar. Według Grossa, było ich 1 600, badania archeologiczne wykazały że około czterystu.

 

Zdaniem Grossa, morderstwa dokonali sami Polacy – sąsiedzi, zaś Niemcy ograniczyli się do fotografowania. W filmie wykazałem, że przynajmniej część ofiar zginęła od postrzałów, co oznacza, że mordowali Niemcy.

 

Po trzecie, Gross twierdzi, co szczególnie ohydne, że Polacy już po dokonaniu zbrodni zbezcześcili i ograbili zwłoki ofiar. Pokazałem odkopane przez archeologów wokół mogił sześćset precjozów, złotych klejnotów i monet. To dowód, że Gross po raz kolejny kłamał.

 

Powiedział Pan przed chwilą: „tak zwani świadkowie”, „tak zwani naoczni świadkowie”. To znaczy?…

 

Jak wiadomo, w 1949 roku odbył się proces 22 mieszkańców Jedwabnego, oskarżonych o udział w mordowaniu Żydów. Skazano ostatecznie dwanaście osób. Co ważne – nie za mordowanie Żydów, a za pomocnictwo w zbrodni. I drugi ważny moment: oskarżono 22 osoby. Nie było wtedy mowy o masowym udziale mieszkańców w mordowaniu.

 

Jak wiadomo, po wojnie, w 1945 roku w każdym województwie działały żydowskie komisje zbierające od ocalałych Żydów relacje o mordach na ich rodakach. Takie zeznanie złożył wtedy Szmul Waserstejn. Na jednej stronie tekstu opisuje dwie fazy mordu: zamordowanie na kirkucie 50 mężczyzn oraz spalenie pozostałych ofiar w stodole. Wymienia też kilkanaście nazwisk chrześcijan, aktywnych uczestników zbrodni.

 

Dwóch kolejnych świadków, Abram Boruszczak i Israel Grądowski, złożyło zeznania w 1949 roku w łomżyńskim Urzędzie Bezpieczeństwa, gdy ten prowadził śledztwo w sprawie Jedwabnego. Są te zeznania bliźniaczo podobne do zeznania Szmula Waserstejna. Powtarzają się formuły: a to nożem, a to siekierą… I powtarzają wersję Waserstejna o zamordowaniu tych pięćdziesięciu na kirkucie.

 

I Boruszczak, i Grądowski nie stawili się przed sądem. Okazało się natomiast, wedle zeznań świadków, że z całą pewnością nie było ich w Jedwabnem 10 lipca 1941 roku, czyli w dniu zbrodni. Mimo wszystko sąd w 1949 roku uznał, że ich zeznania są wiarygodne, a oni są „świadkami ze słyszenia”.

 

Co mówiły zeznania innych świadków i oskarżonych?

 

Jedyną metodą śledczą znaną UB, a przejętą od sowietów, były tortury. Stosowano je nawet nie po to, aby wymusić przyznanie się do winy. Torturowano tak długo, aż oskarżony podpisał zeznanie podyktowane przez śledczego, a przewidziane scenariuszem procesu. Podobnie ze świadkami: groźbą uznania ich winnymi wymuszano oskarżenia aresztowanych. Dochodzimy do zasadniczego momentu: wszyscy tzw. naoczni świadkowie, ale także świadkowie, a nawet oskarżeni w procesie z 1949 roku mówią o 1 600 ofiarach i potwierdzają zamordowanie pół setki na kirkucie. Tymczasem badania archeologiczne doprowadziły do odkrycia mogiły tamtych pięćdziesięciu ofiar w środku stodoły, w której potem spalono pozostałe ofiary. A więc nie na kirkucie – jak twierdzono przez 60 lat i jak twierdzi Gross. Skoro świadkowie tak zasadniczo się mylą w tym punkcie, to znaczy, że nie byli naocznymi świadkami. To niweczy wiarygodność i ustaleń UB, i procesu sądowego, i oczywiście Jana Tomasza Grossa.

 

W jaki sposób doszedł Pan do tych ustaleń?

 

Nie ja, lecz uczeni. W tysiącach – dosłownie – publikacji w prasie krajowej i w pismach zagranicznych powielano wersję Grossa. Dopiero po jego publikacji śledztwo w sprawie Jedwabnego wszczęła prokuratura Instytutu Pamięci Narodowej. Pod kierunkiem Pawła Machcewicza, dyrektora departamentu edukacji IPN, wydano dwa tomy artykułów naukowych „Wokół Jedwabnego”. To charakterystyczne sformułowanie: „Wokół Jedwabnego”, bo odnośnie samego mordu w Jedwabnem niewiele w tej publikacji wyjaśniono.

 

Równolegle dr Andrzej Przewoźnik, ówczesny sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, zlecił poszukiwanie i zbadanie mogił ofiar. Podjął się tego zespół archeologów z uniwersytetu w Toruniu pod kierunkiem prof. Andrzeja Koli, doświadczonego badacza mogił masowych mordów na Polakach dokonanych przez sowietów.

 

Zespół prof. Koli pracował w Jedwabnem tylko dwa tygodnie, niemniej wyniki były rewelacyjne. Odkrycie mogiły pierwszych 50 ofiar, przywalonych głową Lenina w środku stodoły, a nie na kirkucie, obalało całą teorię Grossa. Archeolodzy znaleźli też kilkadziesiąt łusek po nabojach z niemieckich karabinów typu mauser. To oznaczało, iż do ofiar i przed stodołą, i wewnątrz stodoły strzelano. Ten fakt jednoznacznie wskazuje, że zbrodni dokonali Niemcy, bo broni palnej Polacy mieć nie mogli.

 

Jak wiadomo, badania archeologów zostały przerwane.

 

Istotnie, środowiska Żydów, szczególnie amerykańskich wszczęły kampanię protestów przeciw ekshumacji mogił w Jedwabnem, jako sprzecznej z nakazami religii żydowskiej, i do ekshumacji nie doszło. Zaprzepaszczono możliwość ustalenia przyczyn śmierci, a zatem i ostatecznego ustalenia sprawców zbrodni.

 

Swój film realizowałem już po ogłoszeniu tych rewelacji. Zawieram zatem w filmie postulat doprowadzenia do – zgodnej w wymogami polskiego prawa – ekshumacji.

 

W powszechnej świadomości, zarówno w Polsce, a tym bardziej za granicą panuje przekonanie, że Gross ma rację, oskarżając Polaków o udział w holokauście.

 

To już sprawa mediów i polityki historycznej. Nie tylko żydowskiej i niemieckiej, ale także polskiej. Najlepszy dowód, że władze ówczesnego IPN: prezes tej instytucji, prof. Leon Kieres oraz dr Paweł Machcewicz odmówili opublikowania w tomach „Wokół Jedwabnego” sprawozdania profesora Koli z przeprowadzonych w Jedwabnem badań. Mój film oparty na tych ustaleniach nie został wtedy ani później wyemitowany w żadnej telewizji.

 

Dlaczego tak się, Pana zdaniem, dzieje?

 

W udzieleniu odpowiedzi wyręcza mnie w moim filmie uczona, jak sama siebie określała – polska Żydówka, doc. dr Dora Kacnelson. Stwierdziła mianowicie, że książka Grossa oraz jej światowy rozgłos są elementem „przemysłu holokaustu”, czyli prowadzonej przez niektóre środowiska żydowskie akcji wymuszania odszkodowań.

 

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Roman Motoła


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij