22 października 2012

„Klaszczemy dla Jezusa!”

W Krakowie zakończyło się spotkanie ewangelizacyjne „Bliżej, mocniej, dalej”. Odbyło się ono na stadionie klubu sportowego „Cracovia”, ostatnim akordem tego wydarzenia była Msza Św. odprawiona w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Przez trzy dni kilka tysięcy osób modliło się, śpiewało i oddawało cześć Chrystusowi na rozmaite sposoby. Między innymi oklaskami…


Od tych oklasków chciałbym rozpocząć swoją refleksję na temat spotkania. Czy taki, skrajnie świecki sposób wyrażania swego uwielbienia jest najbardziej właściwy? Jego obrońcy mogą posłużyć się starotestamentalnym obrazem króla Dawida, który tańcem, śpiewem i klaskaniem właśnie oddawał cześć Bogu. W naszej tradycji jednak oklaski przez bardzo długi czas pozostawały sposobem artykulacji radości zarezerwowanym dla wydarzeń o charakterze sportowym, czy politycznym oraz kulturalnym. W kościele się nie klaskało. Przełomowym dla swoistej „sakralizacji” tego gestu były pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny, kiedy to wierni witali pielgrzymującego papieża w ten właśnie sposób. Homilie głoszone przez Ojca św. były wielokrotnie przerywane przez oklaski. Z czasem wybuchy entuzjazmu uniemożliwiały wręcz kontynuowanie kazania. Również podczas spotkania w Krakowie, wielokrotnie rozlegały się brawa. Jednak gdy prowadzący spotkanie zachęcali – skutecznie, trzeba przyznać – do oklasków dla Jezusa, mogły zacząć rodzić się wątpliwości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Chrześcijanie na stadiony?

Sytuacja stawała się jeszcze bardziej niesmaczna, gdy takimi samymi brawami przywitano wnoszony na stadion Najświętszy Sakrament. Przypominało to triumfalny wjazd drużyny piłkarskiej – na poziomie gestów nie było żadnej różnicy. Sam wybór miejsca takiego jak stadion musiał budzić podobne skojarzenia. Obecność Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie powinna skłaniać do wyciszenia, do adoracji, nie do oklasków.

Na to zabrakło miejsca. Cisza podczas tego spotkania zapadła tylko raz, w pierwszym dniu zaraz po odczytaniu słów Ewangelii wg św. Jana. Perykopa mówiła o spotkaniu Pana Jezusa z Nikodemem. Jednak czy jest możliwa prawdziwa cisza na stadionie? Raczej nie. Część uczestników przychodziła dopiero na spotkanie, część przemieszczała się, ktoś rozmawiał przez telefon. Takie zachowania generowała przestrzeń, w której odbywała się „ewangelizacja”. Warto zaznaczyć, że właśnie na tym obiekcie sportowym od kilku lat regularnie spotykają się świadkowie Jehowy. Czy nikomu nie wpadło do głowy, że to, co dobre dla wyznawców kontrowersyjnej sekty, nie musi być wcale dobre dla katolików?

Tym, co mogło wzbudzać szereg wątpliwości, był pomysł udzielania spowiedzi św. na stadionie. Kapłani ustawieni wokół murawy oczekiwali penitentów, którzy – trzeba przyznać dość licznie – zgłaszali się do spowiedzi. Z daleka jednak nie przypominało to udzielania tego sakramentu, wyglądało to na zwykłą rozmowę. Penitenci wyznając swe grzechy stali. Część z nich przyklękała na sam moment udzielania rozgrzeszenia. O ile w przypadku oklasków mieliśmy do czynienia z swoistym naddatkiem gestu, to tu z przyczyn przestrzennych pewnego zachowania brakowało. Uklęknięcie przy konfesjonale wyraża bowiem naszą skruchę i uniżenie wobec Boga, który w sakramencie odpuszcza nam grzechy. Oczywiście cieszy, że tak wiele osób zdecydowało się na wyznanie grzechów, troską napawa fakt, że być może z kolejną spowiedzią poczekają do następnego spotkania na stadionie. A przecież Chrystus czeka na nich każdo dnia, w każdym kościele.

 

Koronka na melodię… walczyka

Osobną kwestią jest strona estetyczna spotkania. Muzyka i śpiewy towarzyszące mu jako żywo w wielu przypadkach przypominały melodykę chórów gospel. Pomijam zagadnienie gustu, o nim się podobno nie dyskutuje, choć nie wiadomo dlaczego. Ale być może problem jest o wiele bardziej głębszy niż się wydaje. Czai się tu bowiem niebezpieczeństwo relatywizmu, który na płaszczyźnie kulturowej kazał zanegować wszelkie kanony piękna. Zrównując pojękiwania szamana z koncertami brandenburskimi Bacha , a bohomazy ludów pierwotnych z gotyckimi katedrami. Czerpanie z obrzędów wspólnot protestanckich było bardzo widoczne, w sferze estetycznej jak i religijnej. Cała gama gestów, jak podnoszenie rąk, kiwanie się w rytm melodii, czy pokrzykiwanie było dość dalekie od tradycji katolickiej. Często padały sformułowanie – zwłaszcza z ust ludzi świeckich – by wybrać Jezusa na osobistego Zbawiciela. Może to wzbudzać pewne wątpliwości i skutkować „przykrawanie” Zbawiciela do naszych wyobrażeń. Nie ma powodów by podejrzewać by ci, którzy do tego nawoływali chcieli osiągnąć taki skutek, ale niebezpieczeństwo pozostało. Bóg – kolega, przyjaciel jest bardzo miłym wyobrażeniem, zwłaszcza dla osób, które nie doświadczają miłości i przyjaźni na co dzień. Jednak zapominanie, że jest też Sędzią i Panem, może skutkować „landrynkową” religijnością. Na ten problem zwrócił zresztą uwagę ks. bp Grzegorz Ryś, przypominając, że Duch Św. nie tylko pociesza, ale i pokazuje naszą grzeszność i te dwie rzeczywistości są nierozerwalne. Wracając do kwestii estetycznych to niestety wielu pieśniom można zarzucić banalność w sferze melodyki i tekstu i wpisywanie się w klimat stadionowego show. Przykładem tego, jak kończą się takie eksperymenty, była rozpoczynająca drugi dzień imprezy Koronka do Bożego Miłosierdzia, śpiewana na melodię przypominającą walczyka.

 

Naprawdę ewangelizacja?

Dzień pierwszy spotkania poświęcony był Słowu Bożemu i budowaniu wokół niego jedności. Temu służyć miała obecność przedstawiciela cerkwi i duchownego protestanckiego. Nie do końca może być zrozumiała przyczyna, dla której na „ewangelizacji Krakowa” byli obecni przedstawiciele tych wspólnot. Ewangelizacja to przepowiadanie słów Pana Naszego Jezusa Chrystusa, które pozostawił Kościołowi. Może to być niewygodna prawda, ale tak właśnie jest. Kościół nie jest dodatkiem do Chrystusa, jest jego dziełem.

 

Stadionowa impreza była spotkaniem osób już przekonanych, deklarujących się jako katolicy. Na spotkaniu mogli oni co najwyżej nauczyć się nowych form ekspresji religijnej. Dopiero marsz na rynek, który zakończył pierwszy dzień spotkania był punktem, który potwierdzał zamysł organizatorów by pójść z przesłaniem Ewangelicznym do świata. Bowiem stadionowe wydarzenie przypominało raczej spotkanie w gronie rodzinnym. Dlatego marsz ze świecami i pieśni, nawet te wzbudzające wątpliwości natury estetycznej, w centrum Krakowa robiły spore wrażenie. Bowiem to właśnie zetknięcie się ze sferą głębokiego profanum, które ma miejsce na ulicach miasta, stanowi chyba najpoważniejsze wyzwanie.

Na zakończenie jeszcze jeden obraz, dość emblematyczny. W trakcie odmawiania Koronki do Bożego Miłosierdzia na rynku po zakończeniu marszu dostrzegłem, że jedna z uczestniczek trzymała w jednym ręku koronkę a w drugiej telefon komórkowy. Gdy jego wyświetlacz rozświetlił komunikat o przyjściu wiadomości tekstowej, nie wypuszczając koronki w ręki odczytała ją. Jest to chyba symptomatyczny obraz, ukazujący głębię problemu.

 

Pochwała „Wybiórczej”

Dla nieocenionych redaktorów „Gazety Wyborczej” spotkanie stało się okazją do krytyki… środowisk patriotycznych i tych, których określają jako „katolików zamkniętych”. W relacji z wydarzenia jak zwykle wrócił podział na Kościół „otwarty” i ten nieakceptowany przez redakcję z Czerskiej. Wyjątkowość spotkania przeciwstawiono „marszom religijno-protestacyjnym, w obronie jakiś mniej lub bardziej określonych wartości, i to niekoniecznie tych związanych z wiarą”. GW doceniła fakt, że „Kościół pokazał twarz, którą pokazuje się ostatnio coraz rzadziej. Nie było transparentów wzywających do bojkotu rzeczywistości, ale pozytywny przekaz: <>”. Nie miejmy złudzeń, „GW” nie troszczy się o Kościół. Pokazuje jedynie jaką Jego wizję akceptuje. Kościoła nie mówiącego twardo i bezkompromisowo, Kościoła instytucji charytatywnej, Kościoła unikającego wyrazistości. Słowa pochwały od wrogo nastawionych mediów powinny niepokoić, ponieważ za nimi na pewno nie stoi troska o Kościół.

 

Łukasz Karpiel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie