„Klimatyzm ma status religii. (…) Wydawałoby się, że nominalnie konserwatywny rząd postawi temu tamę, ale gdzie tam”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha.
Publicysta zwraca uwagę, że pierwszym bardzo mocnym sygnałem, że polskie władze będą brnąć w klimatystyczną narrację były słowa ministra ds. klimatu Michał Kurtyka, który „chełpił się, że to on przyczynił się do wypromowania panny Thunberżanki [Grety Thunberg – red.], zapraszając ją na szczyt klimatyczny w Katowicach w 2018 roku. Od tamtej chwili jest tylko gorzej.
Według Warzechy teraz jednak nastała granica, której władzy przekroczyć nie wolno, a obywatele muszą „walnąć pięścią w stół”. Wszystko za sprawą ministra Przemysława Czarnka.
Wesprzyj nas już teraz!
„Mało kto wie, że w sprawie wprowadzenia do szkół klimatystycznej indoktrynacji pod pozorem edukacji klimatycznej środowiska fanatycznych aktywistów usiadły już z rządem, w tym z Ministerstwem Edukacji Narodowej, do okrągłego stołu”, wskazuje publicysta po czym dodaje, że wyżej wywołany minister Czarnek jest bardzo chętny do rozmów z klimatystami.
„Nie miejmy złudzeń: chodzi tu wyłącznie o wtłoczenie młodym ludziom do głowy klimatystycznej narracji i przerobienie ich na posłusznych konsumentów propagandowej papki tego środowiska. W szkołach nie jest potrzebny żaden odrębny przedmiot dotyczący klimatu, ponieważ te zagadnienia w wystarczającym stopniu są omawiane na zajęciach z geografii oraz biologii”, podkreśla autor felietonu.
„Jedno nie budzi wątpliwości: jeżeli ten przedmiot znajdzie się w szkołach, to będzie najbardziej zideologizowanym przedmiotem w programie nauczania”, podsumowuje Łukasz Warzecha.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK