„Czy likwidację Departamentu Restytucji Dóbr Kultury można traktować jako odmianę wokeizmu?”, pyta na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Jan Pospieszalski.
Publicysta zwraca uwagę, że nowe władze Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego są władzami rewolucyjnymi, a co za tym idzie lekceważenie narodowego dziedzictwa jest dla nich czymś wręcz naturalnym i wpisuje się „w walkę rewolucji z kulturowymi pozostałościami patriarchatu i burżuazyjnej zgnilizny”.
„Z tej perspektywy, istotnie, po co się wysilać, szukać na aukcjach, w prywatnych kolekcjach, w zagranicznych galeriach, zrabowanej przez Niemców i Rosjan polskiej własności? Po co tropić wywiezione już po wojnie przez złodziei ze służb specjalnych PRL bezcenne obrazy i artefakty? Miejsce tych staroci jest na śmietniku historii”, podkreśla autor „Do Rzeczy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Pospieszalski przypomina, że likwidacja Departamentu Restytucji Dóbr Kultury nastąpiła kilka tygodni po wizycie kanclerza Olafa Scholza i niemieckiej minister kultury Claudii Roth w Warszawie.
„Roth, gdy tylko nastąpiła zmiana władzy nad Wisłą, w wywiadzie dla Deutsche Welle oświadczyła: Ze strony rządu PiS panowała raczej permanentna prowokacja. Mimo usilnych prób nie doszło do współpracy opartej na zaufaniu. (…) Minister niestety nie wyjaśniła, co było prowokacją. Czy chodziło jej o Raport o stratach wojennych czy o powołanie takiego departamentu? A może prowokacją było istnienie rządu PiS?”, podsumowuje Jan Pospieszalski.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG