Po decyzji utrzymującej prawo do posiadania przez Amerykanów broni i odwróceniu precedensu prawnego, legalizującego aborcję w całych Stanach Zjednoczonych, Sąd Najwyższy zmniejszył uprawnienia administracji do ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Religia „klimatyzmu” otrzymała potężny cios, który podobnie jak wyrok w sprawie ochrony nienarodzonych, wywołał szerokie echa także w UE.
30 czerwca br. Sąd Najwyższy USA znacząco zmniejszył uprawnienia Agencji Ochrony Środowiska (EPA) do nakładania ograniczeń na emisję dwutlenku węgla w sektorze energetycznym bez odpowiedniej uchwały Kongresu. Tak samo, jak w przypadku precedensu Roe v. Wade, to zmiana wcześniejszego orzeczenia amerykańskiego SN. W 2007 roku niewielką większością głosów organ przyznał EPA odebrane teraz uprawnienia.
Wyrok ogłoszono akurat w momencie, kiedy administracja Bidena przygotowywała nowe limity emisyjne. Decyzja zapadła stosunkiem głosów sześciu republikańskich sędziów do trzech demokratycznych.
Wesprzyj nas już teraz!
Orzeczenie sądu ogranicza uprawnienia do ingerencji władzy federalnej w sektor biznesu w imię „walki z globalnym ociepleniem”. To odpowiedź na skargi koncernów energetycznych, elektrowni i kopalni. W czasie, kiedy „klimatyzm” zdążył się już stać ideologią globalną, otrzymuje poważny cios w swojej kolebce.
Wyrok został przyjęty z zadowoleniem przez republikańskich gubernatorów, którzy wspierali skargi. Krytycznie odnieśli się za to o niego politycy Demokratów. Kongresmen Alexandria Ocasio-Cortez mówi o „katastrofie”. Rzecznik Białego Domu o „cofnięciu kraju” w zakresie ochrony środowiska. Dodaje, że prezydent Joe Biden „nie zawaha się wykorzystać swoich uprawnień wynikających z prawa, aby chronić zdrowie publiczne i zaradzić kryzysowi klimatycznemu”. Odezwała się nawet ONZ. Sekretarz Generalny, Antonio Guterres, wydał oświadczenie wskazujące, że wyrok Sądu Najwyższego USA oznacza porażkę w walce z kryzysem ekologicznym.
Wszystko to dzieje się w czasie, kiedy na forum G7 pojawiły się plany utworzenia światowego „klubu klimatystów”, nowego ciała zwalczającego „globalne ocieplenie”. Więcej w tym jednak ideologii, niż rzeczywistych działań na rzecz planety. Z tego powodu atak na Sąd Najwyższy specjalnie nie dziwi.
Zaniepokojenie pojawiło się nawet po drugiej stronie Atlantyku. We francuskich mediach zaczęto powątpiewać w amerykańską… demokrację. Pojawiły się opinie, że Sąd Najwyższy stał się „dysfunkcyjny”, „przywłaszczył sobie prawo do decyzji politycznych w opozycji do wybranych przedstawicieli narodu” i jest „formą dyktatury”, co podobno może nawet prowadzić do rozpadu USA. Kiedy takie same działania podejmuje w Europie TSUE, czy ETPC dziwnie nie słychać oburzonych.
Bogdan Dobosz