Jak doniosła „Rzeczpospolita”, wkrótce sprzedaż mieszkania na rynku wtórnym może być niemożliwa bez certyfikatu energetycznego. Dla sprzedających lokale oznaczać to będzie wydatek nawet kilku tysięcy złotych.
Zmianę przepisów zakłada projekt nowelizacji ustawy o charakterystyce energetycznej budynków, opracowywany właśnie w Ministerstwie Transportu i Budownictwa. Obecnie, świadectwo również jest wymagane, ale prawo nie przewiduje żadnej sankcji za jego brak. To właśnie ma się zmienić. Zakazane ma być sporządzenie aktu notarialnego bez przedstawienia dokumentu, w ten sposób zbędna formalność stanie się uciążliwą koniecznością. Uciążliwą – bo świadectwo takie kosztuje nawet kilka tysięcy złotych. Pozbywający się mieszkania poniesie zatem dodatkowe koszty.
Wesprzyj nas już teraz!
W obecnym stanie prawnym, notariusz tylko informuje strony umowy o możliwości zażądania certyfikatu od sprzedającego, i jak łatwo się domyślić, prawie nikt z tego nie korzysta – w jednej z kancelarii, z którą rozmawiała gazeta, zdarzyły się tylko dwa takie przypadki. Po wejściu w życie nowych przepisów, notariusz będzie musiał odmówić sporządzenia aktu kupna-sprzedaży lokalu, jeśli nie zostanie dostarczone świadectwo. Jest to oczywiście efekt zmian w unijnej dyrektywie, którą Polska ma obowiązek wcielić w życie.
Certyfikaty, które w założeniu miały być swoistym miernikiem wartości mieszkania, gdyż uznano, iż lokale „energooszczędne” muszą być siłą rzeczy droższe, w ogóle nie zdały egzaminu, i były nagminnie traktowane jako zbędna formalność. Urzędnicy doszli zatem do wniosku, że czas najwyższy zmusić ludzi do korzystania z ich pomysłów, i stąd od 1 stycznia 2013 roku sytuacja ma ulec zmianie. Ma też powstać, a jakże, centralny rejestr świadectw energetycznych prowadzony przez ministra właściwego w sprawach budownictwa, który będzie mógł wyrywkowo kontrolować ich jakość. Obecnie bowiem, certyfikat można sobie po prostu… kupić, chociażby w Internecie.
Idąc za ciosem, w głowach urzędników powstał projekt, by każde ogłoszenie dotyczące sprzedaży bądź najmu jakiegokolwiek lokalu zawierało informacje o wskaźniku zużycia energii, choć przyznać trzeba, że tu sankcji (póki co) za ich brak nie przewidziano. Osoba sporządzająca certyfikat natomiast, będzie już musiała zawrzeć w nim informację, jakie koszta należy ponieść, by nieruchomość stała się „energooszczędna”. Doprawdy, rozmiary przyjaźni, jaką żywi do nas „przyjazne państwo” stają się coraz bardziej zastraszające.
Piotr Toboła