W amerykańskim stanie Indiana można bezkarnie łamać prawo aborcyjne. Przeciwko aborcjoniście Ulrichowi Klopferowi toczą się dwie sprawy sądowe. Sędziowie jednak ciągle odkładają rozprawy, w tym czasie oskarżony najprawdopodobniej niszczy dokumentację medyczną.
Urlich Klopfer po dokonaniu aborcji u 13-letniej dziewczynki – ofiary gwałtu – przez pół roku zwlekał z przesłaniem wymaganych dokumentów. Prawodawstwo stanu Indiana wymaga, by odpowiednie dokumenty zostały przesłane w ciągu 3 dni, mężczyźnie grozi kara do 180 dni aresztu lub 1000 dolarów grzywny.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak proces Klopfera w hrabstwie St. Joseph został przełożony. Jak zauważa Dave Andrusko, 18 lipca sąd poświęcił znaczną część rozprawy na ustalenie nowego terminu. Kolejna ma się odbyć dopiero 1 sierpnia. Podobnie wygląda proces w hrabstwie Lake, gdzie Klopfer usłyszał zarzuty złamania tych samych regulacji. Druga rozprawa nie odbędzie się jednak wcześniej niż w styczniu 2015 roku.
Sam Klopfer często zmieniał stanowisko. W listopadzie powiedział w rozmowie z Amandą Gray z „South Bend Tribune”, że w obydwu przypadkach zwłoka była wynikiem pomyłki. Z kolei podczas odbywającego się kilka dni temu procesu wyraził przekonanie, że wina leży po stronie państwa, a dane, według których z raportem zwlekał 6 miesięcy z raportem, są błędne.
Obrońcy życia oskarżają aborcjonistę o niszczenie materiałów dowodowych. Tak twierdzi m.in. Jeanette Burdell, prezes lokalnej organizacji anty-aborcyjnej. – Widzieliśmy dwa kontenery na śmieci wywożone z kliniki – powiedziała Burdell podczas procesu.
Sytuacja ma miejsce mimo wstrząsu, jakim była dla Amerykanów historia innego aborcjonisty – Kermita Gosnella.
Źródła: nationalrighttolifenews.org / lifenews.com
mjend