4 stycznia 2022

Uczniowie, nauczyciele, wszyscy zatrudnieni w czeskich szkołach będą musieli dwukrotnie w ciągu tygodnia przejść testy na obecność koronawirusa – to nowa zasada reżimu sanitarnego u naszych południowych sąsiadów. Zaszczepienie czy certyfikat nie ma już znaczenia. Co nam to mówi?

Oficjalny powód – nowy wariant omikron. Władze nie chcą do testów zmuszać i Czesi mają wybór. Mogą się im nie poddawać. Jednak wówczas będą ciągle nosić na terenie placówek oświatowych maski typu FFP2. Gdyby nie docenili nawet tego środka, podjętego ze szczerej z troski o ich życie i zdrowie, nie wezmą udziału w szkolnych zajęciach. Jak widać, notoryczne testowanie można wprowadzić także w stosunku do zdrowych dzieci, dla których ryzyko poważnego przebiegu choroby czy też zgonu z powodu covid-19, jest bardzo bliskie zeru.

Owo notoryczne testowanie staje się ulubioną metodą władz. O co w niej chodzi, zasugerował mimowolnie poseł PiS Bolesław Piecha. – Osoba niezaszczepiona będzie musiała być raczej gotowa na to, że dwa razy na tydzień będzie miała pobierany profesjonalny wymaz z nosa, na obecność koronawirusa, to nie jest przyjemne. Myślę, że ta ustawa zachęci ludzi do szczepień – wyznał, być może więcej niż naprawdę chciał.

Wesprzyj nas już teraz!

Tylko dwa razy na tydzień? A dlaczego nie codziennie? Albo przed i po zajęciach?

Spokojnie, jeśli zajdzie potrzeba, znajdzie się też rozporządzenie wprowadzające testy dwa razy dziennie, i trzy, i na każdej przerwie między lekcjami też się znajdzie.

Od zarania tak zwanej pandemii władze dają nam coraz mniej dyskretne, a coraz bardziej ostentacyjne sygnały, że to nie leczenie grypopodobnej choroby jest prawdziwym clou tego przedsięwzięcia. Czerwona lampka mogła się zapalić krytycznie myślącym już dawno. Jak choćby wtedy, gdy już u początków tej kampanii zastraszania jedyną „medyczną” perspektywą zakończenia restrykcji okazało się przyjęcie preparatu, który w kilka miesięcy wyczarowali nam giganci farmacji. Z perspektywy już niemal dwóch lat, gdy patrzymy na „milicyjne” obrazki z Australii, Holandii czy Niemiec, widać jasno, jak wprowadzane rozwiązania, krok za krokiem zbliżają nas do modelu chińskiego, na który jeszcze niedawno spoglądaliśmy jak na egzotyczne barbarzyństwo.

Wirus jest tak wszechobecny, że aby nim nie zarażać, musimy zrezygnować ze swobodnego oddychania. Ale by pobrać jego próbkę, wtykają nam głęboko do nosa kilkunastocentymetrowy patyk. Dobrze chociaż, że w zakresie testów w Europie nie obowiązuje (na razie?) metoda znana właśnie z Chin – być może tylko dlatego, że nasuwałaby zbyt dosłowne skojarzenia z obyczajowością więzienną.

Przed rokiem słyszeliśmy z ust głównego rządowego eksperta, że „zaszczepieni nie będą zarażać, bo sami nie będą zakażeni”. Dzisiaj z tej narracji zostały już tylko linki i screeny. Na obecnym etapie, gdy paszporty sanitarne nie otwierają już – bez testu – drogi do krajów UE, nawet niektórzy zagorzali covidocelebryci dostrzegają, że certyfikaty nie mają jednak tego sensu, który im na początku przypisywano. Jeszcze chwila, jeszcze kilka rozporządzeń i wreszcie skonstatują, że ów sens tkwi w powolnym, lecz konsekwentnym zacieśnianiu systemu totalnej kontroli społecznej. Na bolesne przebudzenie może być jednak wtedy już zbyt późno.

 

Roman Motoła

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(24)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 133 413 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram