Premier Turcji Binali Yildirim 13 lipca mówił, że jego kraj chce normalizacji stosunków z Syrią. – Jestem pewien, że przywrócimy więzi z Syrią. Musimy to zrobić – przekonywał w telewizyjnym wystąpieniu.
– To nasz największy i nieodwołalny cel: rozwijanie dobrych stosunków z Syrią i Irakiem, a także wszystkimi naszymi sąsiadami z basenu Morza Śródziemnego i Morza Czarnego – podkreślił Yildirim.
Wesprzyj nas już teraz!
Stwierdzenie to mogłoby świadczyć – zauważają analitycy – o kolejnej już zmianie w polityce zagranicznej Turcji, podjętej pośród szerokiej ofensywy dyplomatycznej po przywróceniu więzi z Rosją i Izraelem.
Ankara zerwała względnie dobre relacje z syryjskim prezydentem Baszszarem Al-Asadem po wybuchu powstania w 2011 roku. W trwającej już pięć lat wojnie Ankara zdecydowanie opowiedziała się po stronie dżihadystów zwalczających rząd syryjski, w tym jeszcze do niedawna wspierała bojowników Państwa Islamskiego, a także inne – znacznie bardziej niebezpieczne ugrupowanie, filię odrodzonej Al.-Kaidy, Front al-Nusra, walczący z rządem syryjskim.
Turcja podkreślała wielokrotnie, że odejście Asada jest warunkiem wstępnym do zakończenia wojny w Syrii. Stanowisko to było główną przeszkodą na drodze współpracy USA z Rosją. Ankara dystansowała się także od kierowanej przez USA koalicji, skoncentrowanej na walce z Państwem Islamskim.
Turcja, która graniczy z Syrią, zapewnia schronienie 2,75 miliona syryjskim uchodźcom. To stanowi podstawę polityczną do ogromnego zaangażowania się w kwestię syryjską i stawania w obronie różnych grup rebelianckich, starających się odsunąć od władzy syryjskiego prezydenta.
Analitycy zastanawiają, się, czy ostatnia deklaracja premiera, to wyraz faktycznej rezygnacji przez Ankarę z osiągnięcia pierwotnych celów, które w ciągu pięcioletniej wojny okazały się niemożliwe do realizacji.
Turcja – przeżywająca coraz większe problemy ekonomiczne – w tej chwili jest osamotniona na arenie międzynarodowej. Nie ma wokół siebie wiarygodnych przyjaciół i sojuszników. Od objęcia urzędu w maju Yildirim przyznał, że istnieje potrzeba zmiany polityki w Turcji, by „zyskać przyjaciół i ograniczyć liczbę wrogów”.
– Nie ma zbyt wielu powodów, aby walczyć z Irakiem, Syrią, Egiptem i innymi krajami w regionie. Istnieje jednak wiele powodów, by naprawić te relacje – przekonywał premier 11 lipca br. podczas zjazdu partii AKP w Ankarze.
– Będziemy powstrzymywać się od wypowiedzi bezsensownych. Od tej pory będziemy udoskonalać nasze przyjaźnie z wszystkimi krajami wokół Morza Czarnego i Morza Śródziemnego. Będziemy ograniczać nasze nieporozumienia do minimum – zapewniał.
Turcja w ubiegłym miesiącu ogłosiła przywrócenie stosunków dyplomatycznych z Izraelem po sześcioletnim pęknięciu i przeprosiła Rosję za zestrzelenie samolotu, starając się naprawić napięte relacje.
Ankara ma złe stosunki z Irakiem i Egiptem. Zaangażowała się w spór dyplomatyczny z Irakiem w sprawie rozmieszczenia dodatkowych wojsk niedaleko Mosulu, a od czasu zamachu wojskowego w Egipcie przeprowadzonego w lipcu 2013 r. nie uznaje rządu Abd al-Fattah as-Sisiego.
Z wypowiedzi premiera wynika, że teraz ta polityka ma się zmienić, by przywrócić stan relacji sprzed 2011 r. w myśl polityki „zero problemów z sąsiadami”.
Gdyby tak faktycznie było, istniałaby duża szansa na zakończenie wojny w Syrii. Zmiana stanowiska Ankary otwiera drogę do współpracy Moskwy z Ankarą w Syrii. Turcja jeszcze 4 lipca, przed zamachem stanu, deklarowała, że chce współpracować z Moskwą w celu zwalczania Państwa Islamskiego.
Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow uważa, iż „złagodzenie różnic między Moskwą a Ankarą w sprawie konfliktu syryjskiego może mieć pozytywny wpływ na kwestie regionalne, jak również przyczynić się do rozwiązania kryzysu syryjskiego”.
Nawiązanie dialogu między Syrią a Turcją może doprowadzić do postępu w walce o Aleppo. Walka o kontrolę nad miastem i prowincją Aleppo ma kluczowe znaczenie dla przebiegu wojny domowej. Rosja i USA mogłyby wreszcie wymóc na Turcji zamknięcie jej północno-zachodniej granicy, by odciąć islamistów z Frontu al-Nusra – znacznie skuteczniejszych w walce z siłami rządowymi Asada niż ISIS, lepiej wyszkolonych, zorganizowanych i wyposażonych – od dostępu do nowych dostaw.
Radykalny zwrot w strategii USA w Syrii. Walka nie tylko z ISIS, ale przede wszystkim z Frontem al-Nusra
To, o czym wielu analityków zdaje się zapominać ostatnio, analizując wydarzenia światowe, sytuację w Turcji i Syrii, jest fakt, iż nastąpił radykalny zwrot w strategii amerykańskiej wobec wojny w Syrii. USA zaproponowały Rosjanom – o co ci zabiegali od dawna – współpracę wojskową w celu pokonania nie tyle ISIS, co odradzającej się Al-Kaidy – Frontu al-Nusra – mającego największe powiązania na świecie spośród wszystkich islamskich organizacji terrorystycznych. W szeregach dobrze zakonspirowanej Al-Kaidy walczą mudżahedini z Afganistanu, Pakistanu, Bangladeszu, z byłych republik sowieckich i wielu krajów europejskich. Mają oni na swoim koncie wiele udanych akcji antyamerykańskich i w związku ze zmienioną strategią – współpraca z lokalnymi wspólnotami, ograniczenie radykalizmu, prawa szariatu wprowadzane stopniowo – mają znacznie większe szanse na odniesienie długoterminowego sukcesu w porównaniu z ISIS.
Turcja od dawna wspiera bojowników Frontu al-Nusra, ponieważ są znacznie skuteczniejsi w walce z siłami Asada. Jeszcze w maju donoszono, że tureccy oficerowie pomagali werbować nowych bojowników i przez cały czas wysyłają do nich pomoc wojskową. Rosja od listopada ub. roku alarmowała, że problemem w Syrii jest nie ISIS, lecz przede wszystkim Front al-Nusra, naciskając na Waszyngton, by podjął współpracę.
W styczniu ukazał się w USA raport, w którym wskazywano, iż to właśnie odrodzona Al.-Kaida stanowi znacznie większe i długoterminowe zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki. Po zamachu w Nicei Sekretarz Stanu USA John Kerry komentując zdarzenie stwierdził, że równie dobrze zamachowcami mogliby być dżihadyści Frontu al-Nusra, starając się usprawiedliwić ostatnią „woltę” Ameryki poprzez zaproponowanie Moskwie współpracy wojskowej i wywiadowczej.
Gdyby Turcja faktycznie zaprzestała wsparcia dla ugrupowań powiązanych z Frontem al-Nusra – poprzez które notabene trafia do Al-Kaidy broń amerykańska – sytuacja w Aleppo mogłaby się ustabilizować. Do Aleppo mogłyby wkroczyć siły pokojowe ONZ. Po Aleppo przyszłaby kolej na inne obszary kraju, co mogłoby stanowić znaczący przełom w procesie „zarządzania kryzysem syryjskim”.
Turcja liczy teraz, że odegra rolę „mediatora” między rządem Rosji, wspierającym reżim Asada a koalicją kierowaną przez USA w negocjacjach dotyczących przyszłości Syrii.
Źródło: strategic—culture.org, cfr.org, washingtonpost.com, al—monitor.com
Agnieszka Stelmach