Trwająca wojna zastopowała przeprowadzenie na Ukrainie wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Maciej Pieczyński zastanawia się na łamach tygodnika „Do Rzeczy”, kto po zakończeniu działań zbrojnych zastąpi tracącego stopniowo popularność Wołodymira Zełenskiego.
Pięcioletnia kadencja komika, który wcielił się w rolę głowy państwa, zakończyła się już w maju. Dokąd trwa konflikt z Rosją, pozycja Zełenskiego wydaje się niezagrożona. Wyborów do wygaśnięcia wojny nie będzie, zresztą sondaże mówią o 70-procentowym poparciu Ukraińców dla dalszego, tymczasowego sprawowania przez niego tej funkcji.
„W większości [wyborcy] uważają też, że w obecnej sytuacji należy albo konstruktywnie krytykować władzę, albo w ogóle powstrzymać się od krytyki” – pisze Maciej Pieczyński. Opozycja o nowe głosowanie nie zabiega. Telewizja zdominowana jest przez obóz władzy podtrzymujący w społeczeństwie mobilizację wojenną. Prezydent pozostaje też najpopularniejszym politykiem, chociaż ufa mu obecnie niewiele ponad połowa rodaków, co w porównaniu z początkiem wojny oznacza olbrzymi zjazd.
Wesprzyj nas już teraz!
„Jednak czar zaczął powoli pryskać – w miarę, jak stawało się jasne, że wojna potrwa długo i niekoniecznie zakończy się pełnym zwycięstwem. Ukraińcom przestały wystarczać osobista odwaga i talent krasomówczy prezydenta, a opozycja i media (poza oficjalnym przekazem Telemaratonu) zaczęły stawiać niewygodne pytania o to, dlaczego państwo nie było dobrze przygotowane na odparcie agresji, dlaczego tak szybko został zajęty obwód chersoński, dlaczego nie zarządzono na czas ewakuacji mieszkańców zagrożonych terenów” – czytamy w analizie.
Zakończenie wojny oznacza nieuchronne ustępstwa terytorialne oraz powrót opozycji przed kamery państwowych stacji telewizyjnych. To nie są dobre zwiastuny dla Zełenskiego. Zmienia on swoje podejście do ewentualnej drugiej kadencji w prezydenckim drelichu. O ile na początku wykluczał ponowny start, to dzisiaj twierdzi już, że potrzebuje więcej czasu na realizację złożonych obietnic.
Wśród potencjalnych następców wymieniany był zdymisjonowany głównodowodzący armii, generał Wałerij Załużny. Jego popularności – szczególnie okazałej po odwołaniu i „zesłaniu” na dyplomatyczną placówkę w Londynie – nie dorównują jednak, w opinii autora, polityczne talenty.
Ponoć Ukraińcy chętnie widzieliby na scenie partię utworzoną przez oficerów. W mediach intensywnie lansuje swoją osobę szef wywiadu wojskowego Kyryło Budanow, którego popularność oraz aktywność „ponoć budzą niepokój w otoczeniu Zełenskiego”. Podobnie jak Załużny, nie jest podobno jednak zainteresowany zmianą roli.
Jeśli brać pod uwagę badania opinii społecznej, „nad powierzchnią” oznaczającą zerowy bilans – czyli sytuowanie się „na plusie” w rankingach zaufania – obok obecnego prezydenta wybijają się tylko szef SBU Wasyl Maluk i gubernator obwodu mikołajowskiego Witalij Kim. Popularność pozostałych niweluje bowiem tak zwany elektorat negatywny.
Jednak, zdaniem autora „Do Rzeczy”, najpoważniejszymi kandydatami do zwycięstwa w prezydenckim wyścigu są: Petro Poroszenko i Serhij Prytuła. „Nawiązać walkę mogą również Julia Tymoszenko, Witalij Kliczko, Dmytro Kułeba czy Dmytro Razumkow, o ile oczywiście wystartują. Kułeba cieszył się sporą popularnością jeszcze w czerwcu. To jednak bardziej dyplomata niż polityk, raczej bez zaplecza, więc dymisja nie powinna popchnąć go do walki o władzę. Razumkow to były przewodniczący Rady Najwyższej z ramienia Sługi Narodu, który przeszedł do opozycji i założył partię Rozumni Ludzie. W wypadku Tymoszenko rozpoznawalność nie oznacza popularności. Po wybuchu wojny najgłośniej o byłej premier zrobiło się, gdy media przyłapały ją na plaży w Dubaju. Niemniej doświadczonej populistki nie można lekceważyć” – podkreśla Maciej Pieczyński.
Poważniej jednak myśleć można o potencjalnym sukcesie mera Kijowa Witalija Kliczki, punktującego Zełenskiego za złe przygotowanie obrony stolicy.
Pracujący nad odzyskaniem poparcia Poroszenko wciąż zmaga się z nieufnością aż dwóch trzecich statystycznych rodaków. Media promują też Serhija Prytułę, kolegę z branży obecnego prezydenta. Był on bowiem prezenterem w mediach, aktorem i komikiem. Teraz organizuje pomoc dla armii, co sprawia, że chociaż pozbawiony zaplecza politycznego, wciąż cieszy się uznaniem przyszłych wyborców.
„(…) gdy nastanie pokój, popularny wolontariusz może stać się poważnym rywalem dla sługi narodu. I drugim w historii, a nawet drugim z rzędu komikiem, który został prezydentem Ukrainy. O ile oczywiście Zełenski nie postanowi znaleźć sposobu, żeby utrzymać się na stanowisku za wszelką cenę. Jednak Ukraińcy już dwa razy w tym stuleciu siłą obalali niechcianą władzę…” – podsumowuje autor.
Źródło: DoRzeczy.pl
RoM