Komisja powołana w USA do zbadania kwestii ataku na konsulat w Benghazi, w ogóle nie wzięła pod uwagę kwestii kluczowych dla wyjaśnienia sprawy zorganizowanego i skoordynowanego ataku na budynek „konsulatu” w libijskim mieście. Celem działalności tego obiektu, jak podają służby kilku krajów z Bliskiego Wschodu, było udzielenie pomocy rebeliantom walczącym z reżimem Assada w Syrii.
W komisji główną rolę odgrywał ambasador Thomas Pickering. Ambasador w ogóle nie połączył ze sobą wydarzeń rewolucyjnych na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, które miały znaczenie dla misji w Benghazi. Warto zauważyć, że Pickering należy do Rady Międzynarodowej Grupy Kryzysowej (ICG), która propaguje amerykańską strategię obronną poza granicami. Grupa ta dostarczała uzasadnienia dla misji NATO, których bombardowania przyspieszyły upadek reżimu Muammara Kaddafiego w Libii.
Wesprzyj nas już teraz!
Według doniesień, dochodzenie Pickeringa skupiło się wyłącznie na kwestii braku odpowiednich zabezpieczeń dla placówki w Benghazi. Pominięto kwestię jej celu, co zdaniem innych ekspertów niepowiązanych z administracją Obamy, ma kluczowe znaczenie w ustalaniu przyczyn ataku. Według doniesień niezależnych mediów i reporterów, misja w Benghazi miała związek z udzielaniem pomocy wojskowej rebeliantom na Bliskim Wschodzie. Wiadomo dziś., że budynek (niepozorny i z pewnością niereprezentacyjny) służył jako miejsce spotkań dyplomatów USA z przedstawicielami innych państw (np. Turcji), którzy podejmowali decyzje dot. koordynacji pomocy dla syryjskich rebeliantów.
Ponadto wiadomo, że zabity ambasador Christopher Stevens odgrywał kluczową rolę w rekrutacji dżihadystów do walki z reżimem Baszara al-Assada w Syrii. Donosiły o tym m.in. egipskie służby bezpieczeństwa. Pomoc ta koordynowana była przez Turcję, Arabię Saudyjską i Katar i docierała do bojowników, którzy wprost przyznawali się do członkostwa w organizacjach terrorystycznych, w tym do tych związków z Al-Kaidą. Ostatnio Komisja Pickeringa przekazała pewne informacje mediom, oskarżając Departament Stanu o złe zarządzanie i indywidualną rywalizację, która doprowadziła do „rażąco” niedostatecznego zapewnienie bezpieczeństwa.
„Ciągłe nieporozumienia miedzy liderami wyższych szczebli i brak skutecznego zarządzania w ramach dwóch biur w Departamencie Stanu spowodowały, że nie zapewniono odpowiedniego bezpieczeństwa misji w Benghazi i wystarczającego wsparcia skutecznego poradzenie sobie z atakiem, który miał miejsce” – stwierdzono m.in. w raporcie. Winą za niepowodzenie misji autorzy obarczyli Biuro ds. Bezpieczeństwa Dyplomatycznego i Biuro ds. Bliskiego Wschodu. Pomiędzy tymi podmiotami, działającymi w ramach Departamentu Stanu, miało zabraknąć współpracy i koordynacji.
Mimo tych zarzutów panel nie oskarżył żadnego urzędnika o niedopełnienie obowiązków albo ich naruszenie. Nie zaleciłw związku z tym żadnych działań dyscyplinarnych. Stwierdzono jedynie, że słabe wyniki personelu wyższego szczebla w zakresie zarządzania w przyszłości powinny być podstawą do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Raport Pickeringa, chociaż znany jest opinii publicznej tylko częściowo, najprawdopodobniej nic nie wspomina na temat sensu samej misji.
Posunięcia amerykańskiej administracji na Bliskim Wschodzie można w pewnym sensie wytłumaczyć, jeśli weźmie się pod uwagę kilka faktów, a zwłaszcza działalność tzw. Międzynarodowej Grupy Kryzysowej (ICG), finansowanej przez fundację Sorosa. Propaguje ona doktrynę wojskową, uzasadniającą interwencję wojskową w państwach, które nie respektują praw człowieka. Ambasador Pickering, który badał tzw. Benghazigate, wchodzi w skład Rady tej organizacji. ICG niedawno prowadziło tajne rozmowy z Hamasem, przed rewolucją w Egipcie postulowało włączenie do rządu Bractwa Muzułmańskiego. Grupa zwróciła się także z petycją do algierskich władz, by zaprzestały „nadmiernych” działań wojskowych wobec organizacji powiązanych z Al-Kaidą.
Doktryna GCRP to zbiór zasad, wspieranych obecnie przez Organizację Narodów Zjednoczonych, opierających się na założeniu, że suwerenność nie jest przywilejem, ale odpowiedzialnością i można ją naruszać, jeśli władze danego kraju dopuściły się „zbrodni wojennych”, „ludobójstwa”, „zbrodni przeciwko ludzkości” czy „czystek etnicznych”. Doradca prezydenta Obamy Samantha Power pomogła powołać tę organizację. Swój udział w ustalaniu jej zasad miały również inne dość kontrowersyjne osoby np. palestyński ustawodawca Hanan Ashrawi. Power wcześniej założyła Center for Human Rights Policy, była też doradcą International Commission on Intervention and State Sovereignity.
Soros wyjaśnił, że „zasada suwerenności ludu może pomóc w pokonaniu dwóch współczesnych wyzwań: przeszkody w zakresie dostarczania skutecznej pomocy suwerennym państwom i przeszkody na drodze do globalnego działania zbiorowego w państwach pogrążonych w konfliktach wewnętrznych”. Evans jest twórcą teorii „suwerenności jako odpowiedzialności”. Jego koncepcja oficjalnie została zaakceptowana w 2009 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Doktrynę Sorosa i Ewansa rozwinął Thakur, który mówi o potrzebie „globalnego zrównoważenia” i „międzynarodowej redystrybucji”, które mają doprowadzić do powstania „nowego porządku”. W marca 2011 r. w gazecie „Ottawa Citizen” Thakur napisał: „Ludzie Zachodu muszą zmienić styl życia i wesprzeć międzynarodową redystrybucję środków”. Thakur uważa także, że kraje rozwijające się muszą przeorientować wzrost, koncentrując się na czystszej i bardziej ekologicznej produkcji. Mówił też o potrzebie „globalnego zrównoważenia moralnego”. Wyjaśnił, że ludzie Zachodu stracili poprzednio zdolność do „ustalania norm i zasad zachowania się na świecie”.
Źródło: WND, Agnieszka Stelmach