W Unii Europejskiej jeden socjalistyczny pomysł goni następny. Kwoty produkcyjne, obowiązek poprawy warunków życia zwierząt hodowlanych, likwidacja tradycyjnych żarówek, itp. Ostatni pomysł Komisji Europejskiej może być jednak znacznie bardziej groźny w skutkach. Chce zobowiązać państwa członkowskie do zapewnienia miejsc pracy bezrobotnym poniżej 25. roku życia.
Poinformował o tym „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, powołując się na projekt nowych regulacji, który dziś ma zostać zaprezentowany w Brukseli przez Laszlo Andora, komisarza UE ds. zatrudnienia i spraw społecznych. Według tych propozycji, państwa członkowskie musiałyby zapewnić młodym osobom miejsce pracy albo praktyki zawodowej w ciągu czterech miesięcy po ukończeniu przez nie nauki w szkole czy na uczelni albo utracie poprzedniej pracy.
Wesprzyj nas już teraz!
Na szczęście, projekt nie przewiduje sankcji, jaką Komisja mogłaby nakładać na państwa członkowskie za niezastosowanie się do nowej regulacji. Nie będzie miała ona zatem charakteru obowiązującej powszechnie dyrektywy, a raczej zalecenia. Również sposób jej realizacji miałby pozostać w gestii państw członkowskich. Zalecenie nie miałoby być skierowane do członków UE in gremio, lecz do państw południa Europy, gdzie panuje bardzo wysokie bezrobocie. Według danych KE, obecnie 5,5 mln młodych ludzi pozostaje bez pracy, a poniżej 25 lat – aż 7,5 mln. W Grecji i Hiszpanii stopa bezrobocia wśród tej grupy wynosi 55 proc., zaś we Włoszech, Portugalii, Irlandii, Bułgarii, na Cyprze, Łotwie, Węgrzech i Słowacji – ponad 30 proc.
Niemiecka gazeta zasugerowała również kolejny „zbawienny” pomysł na walkę z bezrobociem. Unia Europejska mogłaby przeznaczać część środków z Europejskiego Funduszu Społecznego na dofinansowanie dla krajowych programów walki z bezrobociem. Takie mechanizmy wprowadzają u siebie m.in. Austria, Holandia, a także Norwegia. Pomysł gwarancji pracy dla młodzieży starają się również wdrażać Finlandia i Luksemburg.
Niezależnie od tego, jaką moc wiążącą będzie miała nowa regulacja, do żywego przypomina ona minioną, choć jak się okazuje, nie do końca, epokę. Nawet, jeśli nie spotka się z żadnym odzewem, ukazuje to sposób myślenia brukselskich urzędników, którym obce jest rozumowanie w kategoriach wolnego rynku. Gdyby Komisja zechciała nadać swemu pomysłowi rangę nie zalecenia, a dyrektywy, skutki byłyby opłakane. Doprowadziłoby to do olbrzymiego wzrostu kosztów dla pracodawców. Co do swej nieracjonalności i efektów odwrotnych do zamierzonych, propozycja KE podobna jest do postulatów „Solidarności”, by objąć składkami ubezpieczeniowymi również umowy cywilnoprawne. Politycy i związkowcy mają bowiem jedną wspólną cechę: mają niewiele albo zgoła nic wspólnego z prowadzeniem biznesu. Oczekują, że pracodawców można obciążać podatkami bez końca i jednocześnie wymagać, by zatrudniali taką samą liczbę osób. O obniżeniu opodatkowania pracy, najbardziej uciążliwej ze wszystkich danin publicznych, ani jedni, ani drudzy nie pomyślą.
Tomasz Tokarski