Unia znów groźnie kiwa palcem w naszą stronę, grożąc nałożeniem kary za przekroczenie terminu do implementacji unijnych przepisów regulujących obrót tzw. fluorowanymi gazami cieplarnianymi.
Oprócz nas, w gronie maruderów znalazły się również Włochy i Malta. Do nich KE skierowała już ostrzeżenia, które zazwyczaj poprzedzają złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, a następnie nałożenie kary finansowej. W następnej kolejności podobne ostrzeżenie będzie skierowane do nas. Kara finansowa to nie wszystko. Przepisy unijne nie pozwolą polskiej firmie, która nie ma certyfikatu na obrót gazami fluorowanymi, pozyskiwać zleceń w państwach Unii, natomiast zagraniczna, która taki certyfikat posiada, może walczyć o zlecenia u nas.
Wesprzyj nas już teraz!
Gazy fluorowane są wykorzystywane w klimatyzatorach i instalacjach chłodniczych (np. chłodnie na żywność). Termin wdrożenia przepisów w Polsce minął 4 lipca 2011 r., a prace utknęły w martwym punkcie. W maju resort środowiska miał wystąpić do Rady Ministrów o przyspieszenie prac nad ustawą. To samo zrobiły firmy zrzeszone w Krajowym Forum Chłodnictwa (KFCh) w piśmie do ministra Tomasza Arabskiego. Jak stwierdził Grzegorz Gontarz z KFCh, polskie firmy nie mogą konkurować z zagranicznymi, które zostały wyposażone w certyfikaty honorowane w całej UE.
Resort środowiska nie odpowiedział, kiedy nastąpi koniec przeciągających się prac. Wiadomo tylko, że projekt założeń do ustawy ma zostać przyjęty przez Radę Ministrów w tym półroczu.
Urzędnicy unijni chcieliby uregulować obrót wszystkim, czym się da. Certyfikaty na obrót gazami fluorowanymi to sytuacja podobna do limitów emisji dwutlenku węgla. Przez ich narzucenie, Unia zamierzała ograniczyć ilość emitowanego CO2, zmuszając firmy do zakupu kolejnych limitów. Na tym tle pojawił się spór Polska – Komisja Europejska, ponieważ poziom emisji został nam wyznaczony arbitralnie, co mogłoby odbyć się z dużą szkodą dla przemysłu i gospodarki.
Nasz kraj odwołał się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, a ten potwierdził zarzuty strony polskiej, że Komisja nie miała prawa swobodnie zdecydować, ile Polska może emitować CO2. Urzędnicy unijni nie uczą się jednak, jak widać, na błędach, ponieważ tworzą kolejny mechanizm, który może wywołać podobne spory.
Przeróżne certyfikaty to wyraz chęci objęcia przez centralnych planistów z Brukseli kontrolą gospodarki. Ze swej istoty ma ona charakter organiczny i wszelkie próby zarządzania nią, bez wiedzy o potrzebach i dążeniach jednostek, które ją tworzą (a zdobycie takiej wiedzy jest niemożliwe), skazane są na niepowodzenie.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.forsal.pl