Fakt przedostawania się do organizmu dziecka komórek matki znany był od dawna. W ostatnim czasie naukowcy potwierdzili ostatecznie, że tajemnicza wymiana odbywa się także w drugą stronę. Komórki dziecka przedostają się do organizmu matki. Pozostają w nim na wiele lat.
Pozostawanie komórek dziecka w organizmie matki fachowo nazywa się embrionalno-matczynym mikrochimeryzmem. Na trop jego istnienia naukowcy wpadli już sto lat temu. Wówczas to niemiecki patomorfolog Christian Georg Schmorl odkrył w tkance płucnej matek obecność komórek płodowych. Wówczas były to jednak trudne do potwierdzenia poszlaki. Potwierdzono je ostatecznie dopiero w tym roku, a wyniki ukazały się w pracy opublikowanej na łamach „Molecular Human Reproduction”. Sprawę spopularyzowały w ostatnim miesiącu amerykańskie media.
Wesprzyj nas już teraz!
Komórki matki i dziecka przechodzą przez łożysko. W ciele matki – wątrobie, śledzionie i skórze – trwają nawet przez kilkadziesiąt lat. Znane są nawet przypadki pozostawania męskiego DNA w mózgach 94 – letniej zmarłej kobiety. Podobny mechanizm występuje zdaniem badaczy w mózgach 63 procent zmarłych kobiet.
Obecność komórek dziecka w organizmie matki „pomagają” w walce z niektórymi chorobami. Jak pisze Joanna Bątkiewicz-Brożek na łamach „Gościa Niedzielnego”, gdy wątroba zaczyna chorować „dzięki komórkom płodowym uruchamia się mechanizm odbudowy tego narządu”. Komórki te mogą pomagać także w walce z nowotworami i reumatoidalnym zapaleniem stawów.
Obecność komórek dziecięcych w organizmie matki wpływa nie tylko na zdrowie. Jak pisze dziennikarka „Gościa Niedzielnego” „(…) jeśli dobrze się zastanowić – co fakt, że dziecko zostawia nam niejako w spadku swoje komórki w tylu miejscach może oznaczać? Po pierwsze, tak po ludzku, że kobieta nigdy nie rozstanie się ze swoim potomkiem. Wiadomo, że dzieci nosimy w sercu, że je kochamy całym sobą – w kontekście odkrycia naukowców nie bez kozery mówi się często o matczynej nadopiekuńczości. Fakt, że emocjonalną zależność od dzieci potwierdza nauka przyprawia o dreszcz wzruszenia”.
Źródła: Gość Niedzielny, medonet.pl
mjend