Biblijni „Mędrcy ze wschodu”, jako pokorni słudzy Prawdy, wiedzieli dokładnie komu należy oddać cześć. Natomiast dzisiejszy świat technologii i postępu wydaje się wyzuty z resztek postaw szlachetnych uczonych.
Dawno temu na wschodzie
Wesprzyj nas już teraz!
Tradycja każe upatrywać w postaciach z Ewangelii św. Mateusza królów (XII w.), magów (pers. magi), a nawet wróżbitów. Jednakowoż „Mędrcy ze Wschodu” stąpali po ziemi dużo twardziej niż niejeden mieszkaniec starożytnego świata.
Choć wiedza łącząca elementy matematyki, fizyki, chemii, religii czy astrologii dla wielu wydawała się magią, tajemnicze postaci z Biblii należy uznawać przede wszystkim jako przedstawicieli świata nauki.
Dla starożytnych bowiem niebo stanowiło nie tylko zbiór mitów i legend, ale przede wszystkim kalendarz, kompas, mapę, integralne narzędzie rolnicze, a nawet architektoniczne. Dzięki obserwacji nieba neolityczni myśliwi wiedzieli kiedy rozpocząć łowy, Egipcjanie przewidywali wylewy życiodajnego Nilu, budowniczowie piramid stawiali monumentalne struktury z chirurgiczną precyzją, a gwiazdy prowadziły greckich żeglarzy po bezkresnym morzu.
Ówczesna nauka nierozerwalnie złączona była z wierzeniami. Dlaczego? Zanim czasy nowożytne na dobre wsadziły klin pomiędzy tym co nadprzyrodzone, a tym, co poznawalne metodą „szkiełka i oka”, również i w przyrodzie poszukiwano sensu i odpowiedzi na odwieczne ludzkie pytania.
Skutek czynów Gilgamesza czy boga Ra, stanowił nie mniej realną rzeczywistość od cienia rzucanego przez słońce, pozwalającego odmierzać czas. Zatem babilońscy astronomowie – mistrzowie sztuki czytania gwiazd – gdy tylko zobaczyli wymykającą się wszelkiej dotychczasowej wiedzy gwiazdę, potraktowali zjawisko jak coś więcej niż zwykłą anomalię.
Będąc otwarci na Prawdę, a zarazem pełni pokory, odpowiedzieli na wezwanie Mądrości Przedwiecznej, poszli za gwiazdą i oddali pokłon Mesjaszowi, Królowi Królów, którego nadejście przepowiadali zarówno Żydzi, jak i wyznawcy Zoroastryzmu (Zaratusztrianie), którymi najprawdopodobniej byli.
Zamieszczona na kartach Ewangelii historia, będąca w opinii wielu literaturoznawców rodzajem żydowskiego midraszu pokazuje jasno; świat nauki oddał hołd Temu, od którego bierze swój początek.
XXI wiek
Dzisiaj neony i latarnie wielkich metropolii zasłaniają nam blask nocnego nieba. Wpatrzeni w ekrany smartfonów i komputerów nie potrzebujemy śledzić ruchów gwiazd i księżyca. Krzemowe mikroprocesory zastąpiły mechanizm z Antykhityry, GPS-y wyparły astrolabia, a monitory i klawiatury gliniane tabliczki i papirus. Technologia jednak oślepiła nie tylko nasze oczy, ale dusze i serca.
Uśmiercając Boga zaczęliśmy przebóstwiać siebie. Relatywizując Prawdę, wyśmiewamy to co „dawne i przedwieczne”. Odrzucamy mądrość pokoleń, uważając, że historia zaczyna się dopiero wraz z wynalezieniem komputera i penicyliny. Żyjemy dłużej niż nasi przodkowie i cieszymy się znacznie lepszym zdrowiem, ale, w odróżnieniu od nich, nie wiemy po co. Panicznie reagujemy na najmniejszy przejaw cierpienia czy śmierci, będący końcem maratonu hedonizmu i festiwalu beztroski. Gdybyśmy – z całą naszą dzisiejszą technologią – przenieśli się w czasie 2 milenia wstecz, zamiast podziwu, wzbudzilibyśmy śmiech i pogardę.
Dzięki technologii uwierzyliśmy w marzenie, że karnawał może trwać wiecznie. Sposoby przedłużania i ulepszania ludzkiej egzystencji spędza sen z powiek autorytetom w dziedzinach genetyki, sztucznej inteligencji czy nanotechnologii. A dzisiaj to już nie tylko internet rzeczy, ale „internet ciał”. Homo-deus, boski człowiek-maszyna, na stałe podłączony do chmury informacyjnej, stale reperowany za pomocą mikrooperacji na poziomie komórkowym – to przepis dzisiejszej nauki na szczęście…
…które nigdy nie nadejdzie. „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu” mówi św. Augustyn. Ale my staramy się wciąż wyważać otwarte drzwi i reperować duszę mechanicznymi zabawkami.
Skutkiem odrzucenia Boga jest także porzucenie rozumu. A „tam gdzie śpi rozum, budzą się demony”, i to dosłownie. Czymże bowiem, jak nie manifestacją diabolicznej wizji jest zamordystyczny, zafiksowany na punkcie totalnej kontroli wysiłek globalistycznych elit, z których znaczna część to przedstawiciele branży wysokich technologii?
Nie mówiąc już o aborcyjnym ludobójstwie – jednym z fundamentów wizji świetlanej przyszłości, gdzie człowiek – „rak tego świata” przekaże znak pokoju planecie i innym gatunkom. Czym różnimy się od starożytnych Fenicjan, wynalazców alfabetu, genialnych żeglarzy i kolonizatorów, jednocześnie składających masowe ofiary z dzieci Molochowi? Czy my również dobijamy tak haniebnego targu z Władcą tego Świata?
Kartaginę, najpotężniejszą kolonię fenicką, gdzie „przeprowadzanie przez ogień” najmłodszych miało powszechny charakter, Rzymianie starli z powierzchni ziemi. Tradycja mówi również o posypaniu ziemi solą, by nic już nie mogło w tamtym miejscu wyrosnąć. Jak na ironię, ciągnącą się wiekami rywalizację w basenie Morza Śródziemnego, mieszkańcy Italii wygrali przede wszystkim dzięki wielkim rezerwom demograficznym. Morska i technologiczna potęga raz na zawsze zniknęła, robiąc miejsce Rzymowi. Natomiast 150 lat później, doskonałe drogi Imperium pozwoliły dotrzeć Dobrej Nowinie na krańce ówczesnego świata.
Dzisiejszym „mędrcom” potrzeba pokory Trzech Króli. Zwłaszcza, że „mądrość tego świata” prowadzi na manowce nie tylko ich samych, ale i całą ludzkość.
Piotr Relich