Najczęstszym uzasadnieniem dla praktyki Komunii świętej na rękę jest obecność tego zwyczaju w starożytności. W rozwinięciu tego uzasadnienia można też nieraz usłyszeć – nie zawsze wypowiadane wprost przekonanie – że Kościół zagubił jakiś szczególnie wartościowy skarb pierwotnej pobożności, odchodząc od takiego sposobu udzielania wierzącym Ciała Pańskiego na rzecz Komunii do ust. Ta dość popularna narracja wpisuje się w znacznie szerszy nurt współczesnej chrześcijańskiej mentalności, która wszystkie wieki pomiędzy czasami konstantyńskimi a Soborem Watykańskim II uważa za okres zakłamania ewangelicznego przekazu.
Echa tego ducha znajdziemy choćby w liście kard. Józefa Glempa, prymasa Polski, który w 2005 roku, pozwalając w archidiecezji warszawskiej na przyjmowanie Komunii na rękę pisał, że „zakłada to wielką dojrzałość religijną przyjmującego”. Z tego sformułowania można było wysnuć wniosek, że Komunia na rękę jest aktem pobożności przeznaczonym dla lepszych, bardziej wyrobionych duchowo, którzy wracają do chrześcjańskich źródeł. Jednak takie podejście jest swoistym pomieszaniem z poplątaniem, ponieważ zupełnie pomija dynamikę obecną w rozwoju nauczania katolickiego w interesującej nas tu sprawie. Jak podsumowywał ten proces w XIX wieku kard. Newman, Kościół nie skupia się w swoim rozumieniu doktryny na nieustannym powrocie archeologicznych początków, ale na coraz dojrzalszym jej formułowaniu nauczania, jednak bez zaprzeczania zasadom rozpoznawalnym w każdym czasie.
Wesprzyj nas już teraz!
Bp Juan Rodolfo Laise Laise tak pisał w jednym ze swoich ważnych tekstów o problemie rozumienia rozwoju doktryny w konkretnym przypadku Komunii na rękę:
„W starożytności wierni otrzymywali Ciało Chrystusa do ręki, nic jednak nie wskazuje na to, aby praktyka taka została wprowadzona dla jakichś szczególnych motywów. Był to jedynie odwieczny obyczaj. Między innymi to właśnie w ten sposób Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy dał Swoje Ciało uczniom (byli oni zarazem biskupami). Tym niemniej, w późniejszych czasach Ojcowie Kościoła zauważyli, że ten sposób przyjmowania Ciała Pańskiego był niewystarczający. Łatwo dojść mogło do sytuacji, w której kilka okruszyn tego, co jest cenniejsze od złota i drogocennych kamieni – jak mówi św. Cyryl Jerozolimski – pozostało na rękach i upadło na ziemię. W miarę rozwijania doktryny o realnej obecności tak wzrastał szacunek do Najświętszego Sakramentu, że obyczaj podawania konsekrowanych komunikantów bezpośrednio do ust wiernych rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Dysponujemy bardzo starożytnymi świadectwami takiej praktyki, jednak między IX a X wiekiem stała się ona jedyną, ponieważ była doskonalsza i lepiej przystosowana do godności tak wielkiego Sakramentu. W tym samym czasie zaczęto zakazywać drugiego sposobu udzielania komunii, bardziej prymitywnego i mniej doskonałego”.
Wniosek z tej krótkiej uwagi jest taki, że skoro Komunia do ust była efektem lepszego rozumienia rzeczywistości postaci eucharystycznych, to odchodzenie od tej praktyki wygląda na korozję tego rozumienia i spłycenie wiary. W 2005 roku przeciwko decyzji kard. Józefa Glempa dopuszczającej Komunię na rękę w archidiecezji warszawskiej list przygotowało środowisko „Christianitas”, który to list został podpisany przez wiele rozpoznawalnych wtedy osobistości świeckiego katolicyzmu. Z listem polemizował na portalu mateusz.pl ks. Bartosz Adamczewski, który podpierając się m. in. swoim doświadczeniem posługi kapłańskiej w krajach Zachodu dowodził, że:
1. Wierni przygotowani przez systematyczną (prowadzoną tam już od lat) katechezę eucharystyczną nie przyjmują Komunii św. z mniejszym szacunkiem niż to się dzieje w Polsce. Wręcz przeciwnie – na twarzach przystępujących do Komunii św. dorosłych bardzo często mogłem zauważyć powagę, skupienie, a jednocześnie jakiś wyraz świadomości ich wewnętrznej godności jako dojrzałych chrześcijan.
2. Gest wyciągniętych po Komunię św. rąk jest – przynajmniej od strony szafarza – naprawdę wzruszający. Nieraz widziałem stare, spracowane ręce robotników i gospodyń domowych, w których Pan Jezus z pewnością czuł się jak w swym domu w Nazarecie.
3. Przez kilka lat nigdy nie zdarzyło mi się na Zachodzie, by Pan Jezus eucharystyczny upadł mi (lub przyjmującemu) na ziemię. W Polsce, pomimo całej uwagi i pobożności, czasami (rzadko, ale jednak) to się zdarza.
4. Na Zachodzie nikt nikogo nie zmusza do przyjmowania Komunii św. na rękę. Kto chce, otrzymuje Pana Jezusa do ust, na klęcząco itd. Najczęściej są to ludzie związani z różnymi środowiskami tradycjonalistycznymi, a ich zachowanie nie wynika z obawy przed profanacją Eucharystii, ale z całokształtu pewnego myślenia o współczesnym Kościele.
Nawet pobieżna znajomość sytuacji na tzw. Zachodzie pozwala nam uznać, że argumenty ks. Adamczewskiego miały charakter emocjonalny, najprawdopodobniej niszowy, wynikający z doświadczeń posługi w specyficznych wspólnotach i zupełnie pomijały nie tylko mądrość tradycyjnego nauczania, ale nawet Soboru Watykańskiego II, które mówi, że praktyki w Kościele można zmieniać jeżeli istnieje poważny ku temu powód.
Jaki był powód masowego dopuszczania Komunii na rękę skoro jest oczywiste, że np. w Kościele niemieckim nie było żadnej „systematycznej katechezy” w tej sprawie? Jaką korzyść duchową odnieśli wierni z tej zmiany poza odarciem Eucharystii ze świętości? Nie chodzi tu nawet o złą wolę wiernych, ale prostą antropologiczną prawdę, która mówi, że jeśli czegoś możesz dotknąć rękami należy to do sfery profanum. Powołujący się na nowoczesność duszpasterze zapomnieli wziąć pod uwagę zupełnie oczywiste dane z zakresu psychologii religii. W nas samych są bowiem mechanizmy, które pomagają chronić to co święte – wielu pasterzy postanowiło jednak je zlekceważyć kierując się naiwnością antropologiczną, archeologizmem, a może i w niejednym przypadku wolą osłabienia kultu rzeczywistej Obecności Pana w postaciach eucharystycznych. Z sentymentalnych uwag ks. Adamczewskiego można wysnuć wniosek, że wprowadzenie Komunii na rękę miało – podobnie jak i Msza odprawiana w stronę ludu – uatrakcyjnić posługę kapłanom, by mieli oni więcej wzruszeń z kontaktów z wiernymi.
Ks. Adamczewski z wielkim trudem i nieskutecznie starał się też bronić Komunii na rękę za pomocą fragmentów dokumentów kościelnych. Zarzucał autorom „Christianitas”, że “powołują się na kilka starszych dokumentów Stolicy Apostolskiej, z których ma jakoby wynikać, że przyjmowanie Komunii św. na rękę zostało wprowadzone podstępem w zamieszaniu epoki ‘błędów i wypaczeń’ po Soborze Watykańskim II i praktyka ta spotyka się dziś z ‘poważnymi zastrzeżeniami w nauczaniu Kościoła powszechnego’.” Sam pisał i przyznawał, że “trzeba stwierdzić, iż nie ma oczywiście dokumentów Stolicy Apostolskiej, zachęcających do przyjmowania Komunii św. na rękę, ale nie ma też dokumentów tego zabraniających.” W tym ostatnim stwierdzeniu kryła się jednak nieprawda. W cytowanej przez Barszczewskiego instrukcji Kongregacji ds. Kultu Bożego i dyscypliny Sakramentów Redemptionis Sacramentum (z 25 marca 2004 r.) czytamy bowiem:
„Przy udzielaniu Komunii świętej należy pamiętać, że święci szafarze nie mogą odmówić sakramentów tym, którzy właściwie o nie proszą, są odpowiednio przygotowani i prawo nie zabrania im ich przyjmowania. Stąd każdy ochrzczony katolik, któremu prawo tego nie zabrania, powinien być dopuszczony do Komunii świętej. W związku z tym nie wolno odmawiać Komunii świętej nikomu z wiernych, tylko dlatego, że na przykład chce ją przyjąć na klęcząco lub na stojąco. (nr 91) Chociaż każdy wierny zawsze ma prawo według swego uznania przyjąć Komunię świętą do ust, jeśli ktoś chce ją przyjąć na rękę, w regionach, gdzie Konferencja Biskupów, za zgodą Stolicy Apostolskiej, na to zezwala, należy mu podać konsekrowaną Hostię. Ze szczególną troską trzeba jednak czuwać, aby natychmiast na oczach szafarza ją spożył, aby nikt nie odszedł, niosąc w ręku postacie eucharystyczne. Jeśli mogłoby zachodzić niebezpieczeństwo profanacji, nie należy udzielać wiernym Komunii świętej na rękę” (nr 92).”
Jak widzimy fragment ten raczej został sformułowany w obronie tych, którym odmawiano Komunii Świętej, ponieważ chcieli ją przyjmować na kolanach i do ust, a Komunia na rękę jest tu obłożona dodatkowymi warunkami ostrożnościowymi.
Decydujący jest tu rzecz jasna fragment mówiący, że „jeśli ktoś chce ją przyjąć na rękę, w regionach, gdzie Konferencja Biskupów, za zgodą Stolicy Apostolskiej, na to zezwala, należy mu podać konsekrowaną Hostię”. Problem jednak polega na tym, że zgody na podawanie Komunii na rękę były wydawane często z pominięciem stanu prawnego w Kościele. Cytowany już bp Laise pisał o przypadku argentyńskim.
“Nowe zarządzenie [które przedstawiano jako obejmujące całą Argentynę wprowadzenie Komunii na rękę] nie było wprowadzone bez ograniczeń, ale ad normam, według instrukcji O sposobie udzielania Komunii Świętej, znanej też pod nazwą Memoriale Domini. Przestudiowałem więc rzeczoną Instrukcję w Acta Apostolicae Sedis i stwierdziłem, że list, nierozerwalnie związany z Instrukcją (Instructio completur, in re pastorali, Epistula) mówi, że zakaz udzielania Komunii Świętej na rękę jest podtrzymany, jednak tam, gdzie sposób ten został już wcześniej wprowadzony i zakorzenił się „Ojciec Święty […] uznaje, że […] każdy biskup, w zgodzie z zasadą roztropności i własnym sumieniem, może wyrazić zgodę na wprowadzenie w swojej diecezji nowego obrzędu udzielania Komunii Świętej” (Acta Apostolicae Sedis 61/1969/546). W ten sposób uświadomiony, że to do mnie należało podjęcie decyzji i że odpowiedzialność wynika z mojego rozeznania zacząłem studiować temat, a zwłaszcza instrumenty prawnokanoniczne, które są tu decydujące. Doszedłem do wniosku, że ta nowa praktyka nie była zamierzona przez Stolicę Świętą i że nie stanowiła ona części posoborowej reformy liturgicznej.”
Zatem, wbrew temu co pisał ks. Adamczewski Redemptoris Sacramentum nie zmienia w żaden sposób porządku prawnego, który został wprowadzony za Pawła VI. Nie opiera się on na powszechności praktyki w różnych miejscach świata, gdzie wciąż jest ona w sensie prawnym wyjątkiem, ale na tym co Kościół uznaje za normę.
Na koniec zajrzyjmy jeszcze do przywoływanego listu otwartego środowiska “Christianitas”, które postarało się w jednym miejscu i krótkiej formie zebrać papieską dokumentację dotyczą Komunii na rękę. Tekst ten do dziś zachowuje swoją aktualność:
1. Nie istnieje żaden dokument Stolicy Apostolskiej, który pochwalałby praktykę Komunii na rękę i zachęcałby do jej rozszerzania lub traktował ją jako element życia liturgicznego równorzędny z formą tradycyjną. Wprowadzenie Komunii na rękę w Polsce nie może być przedstawiane jako dostosowanie do normy obowiązującej w Kościele powszechnym.
2. Zamiast zachęt czy pochwał w nauczaniu Kościoła powszechnego obecne są poważne zastrzeżenia względem Komunii na rękę – nie drugorzędne, lecz dotyczące samej istoty wiary i religii. Kościół ostrzegał od samego początku, że jej wprowadzenie może zrodzić „mniejszy szacunek dla Najświętszego Sakramentu Ołtarza, profanację tegoż sakramentu, naruszenie prawdziwej doktryny” (instrukcja Kongregacji Kultu Bożego Memoriale Domini z 1969 r.).
3. Po kilku latach od usankcjonowania nowej praktyki komunijnej w niektórych krajach zachodnioeuropejskich Ojciec święty Jan Paweł II diagnozował sytuację w sposób następujący: „W niektórych krajach przyjęła się praktyka Komunii świętej na rękę. Praktykę taką postulowały poszczególne Konferencje Episkopatów i na ich wniosek zyskała ona zatwierdzenie Stolicy Apostolskiej. Dały się jednak słyszeć głosy o rażących wypadkach nieposzanowania Najświętszych Postaci, co bardzo obciąża nie tylko osoby bezpośrednio winne takiego postępowania, ale również Pasterzy Kościoła, którzy jakby mniej czuwali nad zachowaniem się wiernych względem Eucharystii” (papież Jan Paweł II, list Dominicae caenae z 1980 r.). Możemy więc dziś stwierdzić z pewnością, że zagrożenia wymienione w dokumencie Stolicy Apostolskiej z 1969 roku okazały się jak najbardziej uzasadnione: tam, gdzie wprowadzono zwyczaj podawania Ciała Pańskiego do rąk, powstała dodatkowa okazja do grzechu przeciw Chrystusowi w Eucharystii.
4. Jedynym wyrażonym oficjalnie motywem Stolicy Apostolskiej przy udzielaniu zgody na wprowadzenie przez poszczególne krajowe Konferencje Episkopatu Komunii na rękę jest do dziś pragnienie zażegnania kryzysu, jeżeli „rozdawanie Komunii świętej na rękę rozwinęło się już w jakimś miejscu” w sposób nielegalny, na fali „trudnej sytuacji” po zakończeniu Soboru Watykańskiego II (por. Memoriale Domini). Jest jasne, że w Polsce z niczym takim nie mieliśmy, na szczęście, do czynienia. Praktyka Komunii na rękę nie zaistniała w Polsce nigdy – ani przed wiekami, ani w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
5. Nawet tam, gdzie rozdawanie Komunii na rękę zostało przeforsowane i zalegalizowane, Stolica Apostolska przypomina o niebezpieczeństwach związanych z tą praktyką – a w związku z tym pozostawia swoistą klauzulę sumienia w jej stosowaniu przez szafarzy. W roku 1999 Kongregacja Kultu Bożego wyjaśniła w odpowiedzi zamieszczonej na łamach jej oficjalnego organu: „Wszyscy powinni pamiętać, że wiekową tradycją jest przyjmowanie Komunii do ust. O ile zachodzi niebezpieczeństwo profanacji, niech kapłan celebrans nie daje Komunii wiernym do ręki niech poinformuje ich o powodach, dla których tak czyni” („Notitiae”, marzec-kwiecień 1999). Dyspozycja o tej treści została powtórzona przez Kongregację Kultu Bożego w instrukcji Redemptionis Sacramentum („O tym, co należy zachowywać, a czego unikać w związku z Najświętszą Eucharystią”) z roku 2004 (por. n. 92).
6. Warto również pamiętać, że w roku 1996 Stolica Apostolska udzieliła poparcia biskupowi Juanowi Rodolfo Laise, ordynariuszowi San Luis (Argentyna), który odmówił wprowadzenia Komunii na rękę w swej diecezji także wtedy, gdy praktyka ta została ogłoszona jako dopuszczalna przez Konferencję Episkopatu Argentyny. W liście do bp. Laise ówczesny prefekt Kongregacji Kultu Bożego kard. Jorge Medina Estevez napisał, iż takie korzystanie z prawa do „wydawania rozporządzeń według swego sumienia i roztropności pastoralnej” nie może być uznane za „obrazę Konferencji Episkopatu”, której kompetencje „nie obejmują narzucania biskupom jakiejś konkretnej praktyki z tej dziedziny” (list z 17 01 1997, prot. 1978/96/L – zob. facsimille listu w: Mgr Juan Rodolfo Laise, La communion dans la main. Documents et histoire, Paryż 1999, 11). Natomiast sekretarz Kongregacji Nauki Wiary abp. Tarcisio Bertone precyzował – także w liście do bp. Laise – że „uważne przestudiowanie dokumentów Stolicy Świętej w tej materii ukazuje jasno, iż decydując się utrzymać niezmienioną tradycję udzielania Komunii Świętej do ust postąpił Ksiądz Biskup zgodnie z prawem i że w związku z tym nie zerwał wspólnoty kościelnej. Wasza Ekscelencja nie uczynił w rzeczywistości nic innego, jak zastosował się do zobowiązania nałożonego na każdego biskupa instrukcją De modo Sanctam Communionem ministrandi, by rozważyć konsekwencje, jakie mogłaby nieść dla życia sakramentalnego wiernych omawiana zmiana obowiązującej praktyki eucharystycznej” (list z 7 10 1996, prot. 511/56-02978 – facsimille listu tamże, s. 10). Przedstawiciele Stolicy Apostolskiej powołali się na złączony z instrukcją Memoriale Domini list pastoralny Kongregacji Kultu Bożego, w którym wyjaśniono, iż tam, gdzie Konferencja Episkopatu uzyskała od Stolicy Apostolskiej pozwolenie na udzielanie Komunii na rękę, to właśnie biskup diecezjalny „według swej roztropności i sumienia może udzielić w swej diecezji zgody na wprowadzenie nowego rytu udzielania Komunii, pod warunkiem, że uniknie się wszelkiej okazji zaskoczenia wiernych i wszelkiego zagrożenia braku czci względem Eucharystii”.
Osobnego omówienia z pewnością wymaga w jaki sposób doszło do tego, że Komunia na rękę stała się wbrew dobrze uzasadnionej i wielowiekowej tradycji głównym sposobem rozdawania Ciała Pańskiego wiernym w wielu krajach. Trzeba bowiem pamiętać, że polski przypadek miał miejsce już wiele lat po tym jak sprawy na tzw. Zachodzie zostały dawno przypieczętowane kościelną praksis. U nas obrońcom Komunii na rękę wystarczył swoisty kompleks wobec dawnej potęgi i powagi intelektualnej Kościoła w Niemczech czy Francji, by bladło znaczenie i sens kościelnych dokumentów. Jednak ich ignorowanie zaczęło się znacznie wcześniej i miało charakter bezwzględnego nieposłuszeństwa.
Tomasz Rowiński