Rozbicie społeczeństwa, brak oparcia społeczeństwa w silnej strukturze moralnej, której fundamentem byłby żywy Kościół, żywa Cerkiew Prawosławna – to są zarzuty, jakie można skierować pod adresem społeczeństwa rosyjskiego, a nie jakiś świadomy wybór – przez większość tego społeczeństwa – bolszewizmu. To jakieś wyczerpanie sił duchowych prawosławia na skalę ogólnospołeczną sprawiło, że zabrakło zdolności do mobilizacji społeczeństwa pod sztandarami obrony nauki Chrystusa. Po prostu… Obrony nauki Chrystusa przed antychrystem w 1917, 1918 i 1919 roku – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Andrzej Nowak.
Szanowny Panie profesorze, o wojnie polsko-bolszewickiej i Bitwie Warszawskiej 1920 powiedziano już bardzo wiele, a może nawet niemal wszystko. Ja chciałbym zapytać Pana, w 104. rocznicę wielkiego zwycięstwa polskiego oręża nad „czerwoną zarazą” o aspekt duchowy tej batalii, a konkretnie: jakie było stanowisko Cerkwi Prawosławnej w obliczu wojny polsko-bolszewickiej?
Cerkiew prawosławna znajdowała się wówczas w stanie tragicznym ze względu na trwający brutalny atak władzy komunistycznej w Rosji na centrum duchowej obecności tej Cerkwi, czyli na Rosyjską Cerkiew Prawosławną.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż formalnie w 1917 roku Patriarchat został w okresie między rewolucją lutową – tą prawdziwie wyzwoleńczą – a przewrotem bolszewickim restytuowany, przywrócony, to już w roku 1919 było jasne, że ofensywa ideologiczna bolszewików zmierza do całkowitej likwidacji religii. W tym sensie Cerkiew nie mogła popierać, nie była w stanie popierać, ani nie była o to proszona poparcie ekspansji militarnej nowego ideologicznego centrum imperializmu rosyjskiego, ponieważ ta ekspansja była prowadzona pod sztandarem bezbożnictwa, a nie „trzeciego Rzymu”.
Czy są znane jakieś relacje „zwykłych prawosławnych” z tamtego okresu? Czy znaleźli się wówczas ludzie, którzy w obronie wiary prawosławnej albo sprzeciwili się agresji Rosji bolszewickiej na Polskę, albo sprzeciwili się właśnie w imię prawosławia nowej, totalitarnej ideologii?
Bez wątpienia można tutaj wskazać na dwa przykłady. Jeden to ekshumowane szczątki żołnierzy Armii Czerwonej – tej, która szła na Warszawę i była już o kilkanaście kilometrów od granicy miasta. Na szczęście została ona zatrzymana bohaterską obroną żołnierzy polskich 14 i 15 sierpnia. Przy okazji zwrotu proputinowskiego, jakiego dokonywała nowa władza Platformy Obywatelskiej w roku 2007, 2008, 2009 ówczesny Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zlecił zbudowanie pomnika ku czci żołnierzy Armii Czerwonej idących na Warszawę. Formalnie miało się to nazywać uczczeniem zmarłych. Oczywiście wszystkie ciała zmarłych zasługują na szacunek, ale tutaj przybrało to postać budowy szczególnego rodzaju pomnika dla tych, którzy chcieli Polsce i Polakom odebrać wolność i niepodległość.
Mówię o tym, żeby wprowadzić do prostego efektu tej pracy, mianowicie: rozkopano miejsce, gdzie spodziewano się znaleźć szczątki żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli w próbie zdobycia Warszawy. Rzeczywiście one tam były i zostały ponownie pochowane pod nowym pomnikiem zbudowanym na zlecenie Marszałka Komorowskiego. Okazało się wtedy, że niektórzy ze zmarłych mieli przy sobie emblematy religijne, prawosławne. Była to oczywiście niewielka mniejszość osób, które zostały tam pochowane. Niewątpliwie nie byli to tylko prawosławni, nie byli to ludzie idący w imię swojej wiary na Warszawę. Raczej ich wspólnym symbolem powinna być czerwona gwiazda i jakimś fałszerstwem oczywiście stało się zbudowanie tam na miejscu z inicjatywy ówczesnego Marszałka Sejmu wielkich krzyży prawosławnych jako symbolu tych napastników, którzy zginęli w walce o zdobycie Warszawy, ponieważ to jednak nie prawosławny krzyż był dominującym znakiem ich tożsamości, ale czerwona gwiazda.
Drugi przykład, o którym chciałem powiedzieć, to kwestia politycznego obozu, który powstał przy Polsce, przy Naczelniku Państwa i Naczelnym Wodzu Józefie Piłsudskim. Z jego inicjatywy powstała próba zbudowania grupy opozycyjnej, antybolszewickiej Rosji przy Polsce. Na jej czele stanął Borys Sawinkow, którego trudno kojarzyć z Cerkwią Prawosławną. Sawinkow był terrorystą, a w sensie duchowym był nihilistą, natomiast na pewno konsekwentnie reprezentował ideę walki z bolszewizmem.
Wokół Sawinkowa zbierali się ludzie – mówię o Rosjanach – różnej proweniencji duchowej, ale byli także ludzie przywiązani do tradycji prawosławnej, którzy po prostu byli gotowi pójść z każdym, byle tylko obalić wcielonego szatana, za jakiego uważali nie bez racji Lenina i jego towarzyszy.
Tak więc na pewno w Rosyjskim Komitecie Politycznym, bo tak nazywało się to ciało powstałe z inicjatywy Józefa Piłsudskiego i Borysa Sawinkowa w czerwcu 1920 roku byli ludzie prawosławni, którzy wierzyli, że przy Polsce uda obalić się ten złowrogi reżim.
Niestety zdecydowana większość ludzi prawosławnych o nastawieniu antybolszewickim podzielała przekonania Antona Denikina – przywódcy „białej Rosji” – który został pokonany przez bolszewików jesienią 1919 roku i próbował zrzucić odpowiedzialność za swoją klęskę, za postawę społeczeństwa rosyjskiego, które nie poparło w wystarczającej ilości i energii jego „białej Rosji” na stronę polską. To Denikin zbudował mit, że to wyłącznie Piłsudski uratował władzę bolszewicką wstrzymując działania wojenne na czas potajemnych negocjacji z wysłannikami Lenina w Białowieży i Mikaszewiczach latem roku 1919.
Przypominam to tylko po to, żeby powiedzieć, że niewątpliwie opinia prawosławnej, monarchistycznej, tradycyjnej Rosji najwyraźniej, najpełniej skupiała się pod sztandarami Denikina. Sztandarami, których tradycyjna niechęć, czy wrogość do Polski łączyła się jednocześnie z wrogością do bolszewizmu i budowała w ten sposób równanie karkołomne z punktu widzenia prawdy historycznej, ale niestety przyjęte przez część wpływowych twórców, czy kreatorów opinii w następnych pokoleniach, takich jak Aleksander Sołżenicyn, czy po naszej stronie polskiej Józef Mackiewicz, który także ten mit podjął jakoby to Polska, polski nacjonalizm i jego główny rzecznik, bo w takiej roli obsadził Mackiewicz Piłsudskiego uratowali Lenina i bolszewizm.
Ten mit chyba stanowi do dzisiaj pewnego rodzaju rdzeń myślenia dużej części prawosławnej opinii rosyjskiej, która bolszewizm chce potraktować wyłącznie jako kreację złowrogich, zewnętrznych wobec Rosji sił, jako import niemiecko-żydowski uratowany przez Polaków, jako import z którym prawdziwi Rosjanie nie mają nic wspólnego. Nie jest to, znów podkreślę, zgodne z prawdą historyczną, choć oczywiście i rola bolszewików pochodzenia żydowskiego i rola Niemiec w przewiezieniu Lenina w 1917 roku do Piotrogrodu i zainstalowaniu go tam także jest faktem. To nie wygrałby Lenin, nie wygraliby jego towarzysze żydowskiego, łotewskiego czy polskiego pochodzenia jak Feliks Dzierżyński, gdyby nie fakt, że społeczeństwo rosyjskie stanowiące przecież większość i poddanych i ofiar tego reżimu nie stawiło skutecznego oporu bolszewizmowi i do wielu elementów, złych elementów bolszewizm potrafił się odwołać skutecznie, żeby opanować ten kraj, czyli Wielkie Imperium Rosyjskie i uczynić go narzędziem złowrogiej ideologii komunistycznej.
Dlaczego wówczas zwyciężył bolszewizm, a nie prawosławie? Dlaczego tak wielu Rosjan poddało się bolszewizmowi i powiedziało „TAK” Leninowi oraz „NIE” Cerkwi?
Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że prawosławie rosyjskie znajdowało się w głębokim kryzysie właściwie już od końca XVII wieku, czyli od momentu, kiedy dokonał się wielki rozłam, gdzie wyraźna większość ideowych prawosławnych została zepchnięta przez państwo do podziemia, zaczęła być prześladowana w imię reform odgórnie przez państwo narzuconych prawosławiu, którym sprzeciwiali się konserwatywnie nastawieni raskolnicy, jak ich nazywano.
To sprawiło, że choć Cerkiew prawosławna formalnie istniała i cieszyła się opieką państwa w Imperium Rosyjskim w XVIII i XIX wieku, to jest ona jakby wypłukana z dużej części autentycznego, duchowego poparcia swoich wcześniej najwierniejszych synów i córek.
Drugi aspekt tego kryzysu polegał na tym, że od czasów Piotra, czyli od początku XVIII wieku, Cerkiew zaczęła być traktowana w sposób otwarty, w żaden sposób nieskrywany po prostu jako agenda państwa. Przecież to nie bolszewicy zlikwidowali patriarchat prawosławny, moskiewski, tylko Piotr I zastąpi patriarchat zlikwidowany przez siebie świeckim urzędem o wdzięcznej nazwie Oberprokuratora Najświętszego Synodu. No więc zamiast patriarchy prokurator państwowy na czele Cerkwi… To był dobitny symbol jak państwo rosyjskie traktowało cerkiew. Nawet jeśli carowie i imperatorowie dawali wyraz swojemu przywiązaniu do wiary prawosławnej – akurat nie Piotr I, bo ten szczerze gardził wiarą prawosławną i każdą inną, ale większość jego następców niewątpliwie szczerze do Cerkwi chodziła i odwoływała się do tej tradycji – to w oczach wiernych, co tu dużo mówić, Cerkiew jeszcze bardziej niż wcześniej stała się po prostu narzędziem polityki państwa i niczym więcej.
Oznaki odrodzenia duchowego, które można mylnie wziąć za zjawisko masowe, powszechne, ogarniające miliony ludzi; takie oznaki, których świadectwem są wspaniałe karty powieści Dostojewskiego, wszystkie wzmianki o dostojnych starcach, czyli mnichach o wyjątkowo świętobliwym życiu i gotowości do wielkich duchowych czynów, które podźwignęłyby Rosję i całą ludzkość z moralnego upadku, to były zjawiska zupełnie izolowane, pojedyncze, dotykające co najwyżej bardzo niewielkiej, wąskiej części grupy, elity społeczeństwa rosyjskiego. Natomiast masy rosyjskie traktowały prawosławie im bliżej wieku XX i w pierwszych latach wieku XX na zasadzie pewnej obrzędowej tradycji w coraz mniejszym stopniu zdolnej zmobilizować ludność do działania w obronie wiary, do walki.
Oczywiście tak zwane odrodzenie duchowe w epoce srebrnego wieku, czyli na początku XX wieku w kulturze rosyjskiej przynoszące szereg bardzo ciekawych zjawisk intelektualno-kulturalnych, ale bynajmniej nieortodoksyjnych, nieściśle zgodnych z prawosławną doktryną znów sprawia wrażenie dla zewnętrznych obserwatorów, którzy niewiele wiedzą o Rosji, że jednak prawosławie było silne, że jednak pojawiały się jakieś nurty, których symbolem może być z jednej strony Dostojewski, a z drugiej bardziej nastawiony na dialog z katolicyzmem Sołowiow, że to poświadcza siłę duchową prawosławia, ale powtarzam: ta siła duchowa jeżeli się ujawniała to dotyczyła bardzo wąskich grup intelektualnych, natomiast wśród mas prawosławie stało się religią obrzędową, niebudzącą silnej woli obrony do końca tego co chrześcijańska nauka ze sobą, także w wersji prawosławnej, niesie.
I dlatego Rosjanie zdecydowali się wybrać komunizm?
Myślę, że Pana słowa, iż „Rosjanie wybrali komunizm”, to jednak za daleko idące stwierdzenie. Rosjanie w swojej masie okazali brak wystarczająco energicznego sprzeciwu wobec terroru, jaki wprowadzili bolszewicy.
Rozbicie społeczeństwa, brak oparcia społeczeństwa w silnej strukturze moralnej, której fundamentem byłby żywy Kościół, żywa Cerkiew Prawosławna – to są zarzuty, jakie można skierować pod adresem społeczeństwa rosyjskiego, a nie jakiś świadomy wybór – przez większość tego społeczeństwa – bolszewizmu.
To jakieś wyczerpanie sił duchowych prawosławia na skalę ogólnospołeczną sprawiło, że zabrakło zdolności do mobilizacji społeczeństwa pod sztandarami obrony nauki Chrystusa. Po prostu… Obrony nauki Chrystusa przed antychrystem w 1917, 1918 i 1919 roku. To jest, przynajmniej moja, ale oparta na dość szerokich studiach i szerokiej bibliografii, opinia dotycząca tego zjawiska.
Oczywiście Lenin był człowiekiem do szpiku kości pragmatycznym, jeśli chodzi o jedną zasadę – zasadę walki o władzę. W momencie, kiedy władza bolszewicka nie jest jeszcze pewna, stuprocentowo ustabilizowana Lenin był gotowy odwołać się do każdego środka, byle przejść do następnego etapu, w którym już umocniona władza będzie mogła rozprawić się ze wszystkimi wrogami. I taki właśnie etap niepewności, to był koniec kwietnia i początek maja 1920 roku, kiedy ofensywa polska rusza na Kijów i odnosi pierwsze, symbolicznie ważne sukcesy, takie jak zdobycie Kijowa. Wtedy Lenin świadomie razem z Trockim odwołuje się do patriotyzmu rosyjskiego, do skojarzenia „Lachy znowu atakują świętą Ruś, wysadzają święte dla całej Rusi cerkwie jak Sobór Świętej Sofii w Kijowie”. Ta propaganda przypisująca Polakom świętokradczy zamach na kolebkę prawosławia ruskiego, czyli Kijów i jego najświętsze miejsca miała wzbudzić emocje zwykłego ludu, który jeszcze się wahał czy rzeczywiście służyć lojalnie w szybkorosnącej Armii Czerwonej, czy raczej próbować walczyć przeciwko tej Armii Czerwonej. Stąd m. in. decyzja Trockiego, żeby odwołać się do oficerów carskiej armii i generała Aleksieja Brusiłowa – prawosławnego, carskiego dowódcy, który stał się symbolem jednej z nielicznych, udanych operacji wojennych w czasie I wojny światowej armii rosyjskiej na froncie wschodnim przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Gen. Brusiłow zgodnie ze zleceniem Trockiego podpisał apel do byłych prawosławnych oficerów armii carskiej ażeby wstępowali do Armii Czerwonej walczyć w obronie świętej Rusi, którą po raz kolejny zaatakowały Lachy.
To był jednak, jeszcze raz to podkreślę, etap czysto taktyczny ze strony Lenina i Trockiego bardzo zręcznie przez nich rozgrywany, natomiast cele nie zmieniły się ani na moment. Te cele były zresztą deklarowane jasno przez Lenina, a jednym z nich było zniszczenie religii, a skoro pierwszym przyczółkiem władzy komunistycznej stała się Rosja, to wiadomo było, że skoro religią najbardziej rozpowszechnioną na tym obszarze jest prawosławie, to właśnie prawosławie będzie pierwszą i największą ofiarą antyreligijnego szaleństwa, które bolszewicy chcieli bezwzględnie poprowadzić do końca.
Taktyka oczywiście się zmieniała. Oficerowie, którzy przystąpili na apel Brusiłowa do Armii Czerwonej, a było ich kilkanaście tysięcy, niejednokrotnie potem byli „wykrywani” jako „wrogowie ludu”, kiedy już wojna się skończyła. Część z nich trafiła do łagrów, część skazana na śmierć. Nieliczni zostali ocaleni jak Borys Szaposznikow – autor planu wojny z Polską w 1920 i 1939 roku. Bardzo wielu jego kolegów – prawosławnych Rosjan, którzy przystąpili na taktyczny apel Lenina do Armii Czerwonej – zostało później rozstrzelanych, jako ukryci wrogowie władzy bolszewickiej.
Dzisiaj Kreml nie walczy z cerkwią, nie walczy z prawosławiem moskiewskim, tylko wykorzystuje je go swoich celów propagandowych, politycznych, militarnych, społecznych etc. Mimo to słyszymy coraz więcej głosów, że to właśnie w prawosławiu należy szukać ratunku dla współczesnego świata, że to Moskwa stanie się w końcu prawdziwym „Trzecim Rzymem”, który uratuje cywilizację przed zniszczeniem i zgorszeniem… Dlaczego ludzie wciąż się na to łapią?
Człowiekiem-symbolem zjawiska, o które Pan pyta jest chociażby abp Vigano, który od krytyki reformistycznych zmian w Kościele katolickim przeszedł po prostu otwarcie pod sztandary Moskwy – „Trzeciego Rzymu”. Jest to bardzo smutne potwierdzenie kierunku, o którym Pan wspomniał.
Pyta Pan, dlaczego tak się dzieje. Myślę, że najprościej odpowiedź na to pytanie da się ująć cytując łacińską sentencję Mundus vult decipi, ergo decipiatur, czyli „Świat chce być oszukiwany, więc niech będzie oszukiwany”. W tym przypadku można powiedzieć, że to oczekiwanie na znalezienie jakiejś siły, która zatrzyma ten walec „postępu”, a w istocie nihilizmu, który przetacza się przez cywilizację zachodnią prowadzi do rozpaczliwych skrótów myślowych: skoro Putin stawia tamę i to przy pomocy twardych środków militarnych ekspansji świata zachodniego, a świat zachodni uznajemy za zgniły do szpiku kości, to może w Rosji u Putina szukajmy także jakiejś głębszej podbudowy nadziei, których nie udaje zahaczyć się o żadne sukcesy w jakiejś duchowej rekonkwiście wewnątrz samego Zachodu.
Myślę, że taka jest ta droga fundamentalnie błędnego, złego rozumowania.
Opiera się to także na drugim elemencie bardzo ważnym, to znaczy na ignorancji. Najczęściej ci, którzy idą w tę stronę wiedzą bardzo mało, albo zgoła nic nie wiedzą o Rosji i po prostu odbierają aktualny komunikat jednego z kanałów propagandowych Rosji Putina, ten właśnie, który jest adresowany do środowisk konserwatywnych, tradycjonalistycznych etc., gdzie Putin przedstawia się jako katechon, jako ten powstrzymujący nadejście zachodniego antychrysta, jako ostatni rycerz krzyża przeciwko zachodnim nihilistom, wszelkiej maści liberałom i lewakom.
Kiedy rozmawiam na przykład z moimi amerykańskimi znajomymi, to przekonują mnie, że wiara w amerykańskich środowiskach konserwatywnych w to, że Rosja jest jakąś ostoją zdrowia moralnego i tradycji chrześcijańskiej raczej jest zjawiskiem zupełnie marginalnym. Zjawiskiem znaczenie bardziej rozpowszechnionych we wpływowych kręgach politycznych w USA jest tzw. realizm, to znaczy założenie, że z Rosją trzeba się dogadać, że Ameryka ma swoje interesy, a Rosja swoje, więc trzeba odstąpić Moskwie to, co kiedyś należało do jej strefy wpływów, m. in. Polskę i wówczas będzie spokój na zachodniej półkuli. To takie myślenie w kategoriach Jałty 2.0 – nowy podział strefy wpływów. Jest to bez wątpienia taktyczna podbudowa pod myśl: no to znajdźmy jakąś ładną ideę, żeby ludzie nie pomyśleli, że chodzi nam jedynie o podział strefy wpływów. Zasugerujmy więc, że Rosja też reprezentuje jakieś wartości, które można i należy zrozumieć, więc jeśli ustępujemy jej pola, to nie jest zdrada jakichś ideałów, tylko uznanie, że Rosjanie reprezentują trochę inaczej rozumiane, ale podobne ideały i wartości.
To jest groźne zjawisko, w takim kontekście. Ja jednak próbuję tłumaczyć, że kiedy Putin i jego propaganda nadaje komunikat do środowisk konserwatywnych, że oto Rosja jest zbawicielką i ostatnią ostoją konserwatywnych, chrześcijańskich wartości w zgniłym świecie współczesnym Putin jednocześnie wysyła zupełnie inne, sprzeczne z tym sygnały, niektóre nawet silniejsze, bardziej wpływowe. Na przykład sygnał skierowany do lewicy i lewaków całego świata: „Rosja jest prawdziwą dziedziczką dawnej Armii Czerwonej, głównej siły antyfaszystowskiej, która zatrzymała widmo faszyzmu zmierzające po cały świat w czasie II wojny światowej”. W związku z tym to raczej czerwona gwiazda, wspomnienie czerwonej gwiazdy powinno być symbolem, skojarzeniem budzącym sympatię do Rosji, a przede wszystkim w kontekście walki z dzisiejszym faszyzmem, którego centrum jest Waszyngton, amerykański imperializm i inne niebezpieczne źródła faszyzmu nacjonalistycznego, które biją z Kijowa, Warszawy, Wilna, Rygi i Tallina – głównie te stolice są wskazywane w propagandzie rosyjskiej, którą kupuje część liberalnego mainstreamu na Zachodzie i zwłaszcza środowiska lewackie, że jeśli gdzieś na świecie jest jakieś niebezpieczeństwo faszyzmu, to ono jest właśnie w tych małych, parszywych nacjonalizmach, takich krajów jak Polska, Ukraina, Litwa, Łotwa, Estonia, a Rosja tylko może powstrzymać ten faszyzm. Dzielna, konserwatywna Rosja dziedzicząca tradycje Związku Sowieckiego, a dzisiaj potwierdzająca swoją postępowość, jako ostatnia tama hamująca nienasycony imperializm amerykański. To jest komunikat równolegle nadawany jeszcze silniej przez Putina!
Kolejny komunikat, który warto przypominać realistom amerykańskim, którzy wierzą w to, że Putin szczerze oferuje im realistyczny podział: „dla was półkula zachodnia, dla mnie tylko kawałek Europy Wschodniej i wszystko będzie dobrze”. Putin przecież jednocześnie cały czas nadaje komunikat bardzo silny do Niemiec i Francji: „trzeba wreszcie wyrzucić tych parszywych, prymitywnych Jankesów z Europy i możemy to zrobić tylko przez odnowienie porozumienia między naszymi poniżanymi wciąż przez Amerykę europejskimi potęgami. Tylko w ten sposób uda się całkowicie usunąć USA z Europy i wyznaczyć granicę naszych wpływów czy to na Wiśle, czy to na Odrze, czy to na Bugu – to zależy od układu sił”.
Jeszcze jeden komunikat nadawany nieustannie z niezwykłą skutecznością do tzw. globalnego południa, dawniej nazywanego trzecim światem, gdzie Rosja przedstawia się jako ostatnia obrończyni owego trzeciego świata, Afryki, Azji przed kolonializmem europejskim. Rosja jako jedyna siła z północnej części globu wspiera kraje globalnego południa przeciwko dominacji gospodarczej, politycznej były imperiów kolonialnych Europy, czyli i Niemiec, i Francji, i innych państw wrzuconych do jednego worka jako wrogowie południa. Ta koncepcja przybiera gotową postać BRICS, czyli zespołu państw mających przeciwstawić się dominacji Zachodu, a więc Rosji, Brazylii, Chin, Indii, Afryk Południowej. BRICS poszerza się o kolejne kraje nienawidzące Ameryki i Europy Zachodniej. Jest to kolejny element narracji Putina, o którym nie można zapominać i który trzeba przypominać wszystkim naiwnym, którzy chcą dać się oszukać i wierzą w to, że Putin mówi tylko jednym głosem – głosem obrońcy krzyża.
Co ma Putin w duszy, to tylko Pan Bóg wie, ale ja nigdy nie zapomnę jego wypowiedzi, którą celowo puścił w świat. Chodzi o jego spotkanie z premierem Izraela kilkanaście lat temu. Prezydent Izraela był wówczas oskarżony o molestowanie seksualne kilku swoich pracownic. Putin powiedział podczas spotkania z premierem Izraela przy włączonym mikrofonie, żeby pogratulował prezydentowi Izraela: „Dzielny zuch, zgwałcił siedem kobiet, wszyscy mu zazdrościmy”. To jest właśnie prawdziwa mentalność Putina wyszkolona w KGB. Mentalność „ostatniego obrońcy krzyża i chrześcijańskich wartości”.
Bóg zapłać za rozmowę.