Walka z kapitalizmem, sceptycyzm wobec własności prywatnej i troska o rozdęte prawa socjalne. Czy na tym właśnie polega nauka społeczna Kościoła? Dziś łatwo może odnieść takie wrażenie, lecz jest ono – delikatnie mówiąc – mylne. Ale po kolei.
Protoplasta katolickiej nauki społecznej Leon XIII w encyklice Rerum Novarum z 1891 roku zwrócił uwagę, że
„socjaliści, wznieciwszy zazdrość (ubogich do bogatych) mniemają, że dla usunięcia przepaści między nimi znieść trzeba prywatną własność, a zastąpić ją wspólnym wszystkim posiadaniem dóbr materialnych, i to w ten sposób, żeby nimi zarządzali bądź naczelnicy gmin, bądź kierownicy państw. Przez tę przemianę posiadania prywatnego na wspólne zapewniającą, jak sądzą, równy podział rzeczy i korzyści, spodziewają się socjaliści uleczyć obecne zło. To jednak nie rozwiąże trudności, a samej klasie robotników przyniesie w rezultacie szkodę. Jest ponadto ten pogląd niesprawiedliwym; zadaje bowiem gwałt prawnym właścicielom, psuje ustrój państwa i do głębi wzburza społeczeństwo”.
Wesprzyj nas już teraz!
Papież ten podkreślił również, że własność wspólna sprzeciwia się prawu natury. „Aby więc zapewnić człowiekowi stałą możność zaspokajania potrzeb, musiała natura dać człowiekowi dobra materialne do stałego i trwałego użycia. Tej zaś trwałości żadna rzecz nie potrafi zapewnić, jak tylko ziemia ze swoją hojnością. I nie ma podstaw do wysuwania opatrzności państwowej na usprawiedliwienie własności wspólnej; człowiek bowiem starszy jest, niźli państwo, a prawo do Tycia i do troski o ciało otrzymał jeszcze, zanim jakiekolwiek powstało państwo” – podkreślał papież.
Jak widać, zgodnie z duchem swoich czasów Leon XIII zwracał uwagę przede wszystkim na własność ziemską. Większość świata chrześcijańskiego stanowiły wciąż tradycyjne społeczeństwa rolnicze, mimo rodzącej się już od około stu lat industrializacji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by prawo to rozciągnąć również na własność kapitału niebędącego ziemią. A więc znienawidzonych przez marksistów środków produkcji.
To właśnie gwarancja prawa własności prywatnej umożliwia długofalowe planowanie inwestycji. Niestety dziś nie jest to możliwe. Wprawdzie oficjalnie na Zachodzie całkowite wywłaszczenie nie wchodzi w grę, lecz istnieją rozliczne jego pośrednie formy. Nadmierne podatki dochodowe, podatek od zysków kapitałowych, drenująca posiadaczy oszczędności w złotówkach inflacja czy utrudniające działalność gospodarczą regulacje. Niemniej problematyczne jest też niepewność prawna – na przykład ciągłe zmiany ustawy o PIT w Polsce.
W niektórych przypadkach współczesne rządy posuwają się do stosowania metod znanych z gospodarki centralnie kierowanej. Na przykład od 2035 roku w Unii Europejskiej obowiązywać będzie zakaz sprzedaży – w większości przypadków – samochodów z silnikami spalinowymi. Biznes samochodowy staje się kolejną, po górnictwie, ofiarą działalności państw.
Pius XI i potępienie komunizmu
Wróćmy jednak do krytyki komunizmu w nauczaniu papieskim. Mało kto wyraził ją równie dobitnie jak Pius XI.
Papież ten w encyklice „Quadragesimo anno” z 1931 roku potępił komunizm, który „w teorii, jak w praktyce stawia sobie dwa cele: najostrzejszą walkę klas i zupełne zniesienie własności prywatnej; a robi to nie skrycie i nie na drodze okrężnej, lecz jawnie, otwarcie, przy użyciu wszelkich, nawet najgwałtowniejszych, środków. W dążeniu do tych celów na wszystko się waży i przed niczym się nie cofa; a kiedy dorwie się do władzy, objawia nieprawdopodobną i straszliwą brutalność i nieludzkość. Świadczą o tym okropne przeżycia i ruiny, którymi znaczy olbrzymie przestrzenie Europy Wschodniej i Azji.
Do jakiego zaś stopnia jest nieprzyjacielem i otwartym wrogiem Kościoła oraz samego Boga mówią o tym, niestety, aż nadto głośno, fakty niezaprzeczalne i wszystkim znane. Wobec tego także dobre i wierne dzieci Kościoła nie potrzebują już przestróg z naszej strony przed bezbożnym i niegodziwym komunizmem”.
Wówczas potępienie komunizmu przez Kościół stanowiło oczywistość. Do tego stopnia, że papież uważał, że dalsze słowa krytyki są zbędne. Jak jest jednak dzisiaj? Otóż sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dość wspomnieć o porozumieniu watykańsko-chińskim. Choć w gospodarce Chiny wprowadziły pewne reformy (zasługa Denga Xiaopinga), to w sferze politycznej i kulturowej pozostają komunistyczne. Jest to komunizm szczególnie groźny, gdyż wyposażony w najnowszą technologię. O gwałceniu wolności sumienia przez chińskich komunistów świadczy choćby aresztowanie bohaterskiego i sędziwego kardynała Józefa Zena, biskupa-seniora Hongkongu. Niestety dla rzymskich kół dyplomatycznych zagłaskiwanie czerwonego smoka wydaje się ważniejsze niż los jednostki. Cóż – „jednostka – zerem, jednostka – bzdurą”, jak pisał „wybitny” socjalistyczny poeta Włodzimierz Majakowski.
Jan Paweł II i ukoronowanie antykomunistycznej nauki
Jan XXIII i Paweł VI również nie byli przyjaciółmi komunizmu, choć trudniej było u nich spotkać tak klarowne potępienia. Potrzeba było pochodzącego z Polski, znającego komunizm z autopsji papieża, by rozwinąć jeszcze naukę Kościoła w tej materii. Jan Paweł II pokazywał dobitnie problemy komunizmu w jego podejściu do religii, pracy, człowieka i wolności. Jego refleksja osiągnęła najwyższy poziom intelektualny w „Centesimus annus” z 1991 roku.
Na jej kartach papież wracał uwagę, że „trzeba podjąć ogromny wysiłek moralnej i gospodarczej odbudowy krajów, które odeszły od komunizmu. Bardzo długo wypaczeniu ulegały nawet najbardziej elementarne stosunki gospodarcze, a podstawowe cnoty związane z dziedziną życia gospodarczego, takie jak prawdomówność, wiarygodność i pracowitość, zostały wykorzenione. Konieczna jest cierpliwa odbudowa materialna i moralna, podczas gdy tymczasem wyczerpane długotrwałymi wyrzeczeniami Narody domagają się od rządzących natychmiastowych i namacalnych rezultatów: dobrobytu i odpowiedniego zaspokojenia ich słusznych aspiracji”.
Jak więc widać papież widział długofalowe zniszczenia, jakie pozostawił po sobie komunizm. W żadnym razie nie wzywał do powrotu do niego. Podkreślał natomiast konieczność odbudowy zniszczonych przez marksizm-leninizm krajów.
To zadanie w znacznej części się udało. Przynajmniej w części ekonomicznej. W okresie 1989-2019 roku PKB naszego kraju wzrósł bowiem dwa i pół raza. Zwiększyła się też długość życia – kobiet o 6 lat a mężczyzn o 8 lat.
Z punktu widzenia moralnego ocena nie jest już jednak jednoznaczna. Poprawił się na pewno szacunek dla życia poczętego. Nie ma już aborcji na skalę przemysłową, prężnie działa ruch obrońców życia a w znacznej mierze jego postulaty uznaje Konstytucja RP (co potwierdził Trybunał Konstytucyjny). Z drugiej strony rozwody, korupcja, narkomania wśród młodych i niemniej problematyczne uzależnienie od komputerów i innych urządzeń elektronicznych to poważne problemy.
Benedykt XVI – wnikliwy antyutopista
Dotychczasową antykomunistyczną naukę Kościoła wieńczy w zasadzie dorobek Benedykta XVI. Papież ten, podobnie jak Jan Paweł II był wyczulony na problem totalitaryzmu. Swym intelektem przejrzał na wylot zbrodniczą naturę komunizmu.
Jak pisał w encyklice Spe Salvi „chrześcijaństwo nie niosło przesłania socjalno-rewolucyjnego jak to, w imię którego Spartakus prowadził krwawe boje i przegrał. Jezus nie był Spartakusem, nie był bojownikiem o wolność polityczną, jak Barabasz albo Bar-Kochba. To, co przyniósł Jezus, który umarł na krzyżu, było czymś całkowicie odmiennym: spotkaniem z Panem panów, spotkaniem z żyjącym Bogiem, a zatem spotkaniem z nadzieją mocniejszą niż cierpienia niewoli, przemieniającą od wewnątrz życie i świat”.
Jakże odmienne to spojrzenie od myśli rozmaitych pobożnych socjalistów starających się sprowadzić misję Chrystusa do walki o wyzwolenie proletariatu lub o rozumianą w lewicowym duchu „godność człowieka”, któremu należy zapewnić pełną miskę, gwarantowany dochód podstawowy i ubezpieczenie od wszelkich możliwych nieszczęść!
Benedykt XVI przypomina nam, że chrześcijaństwo nie niesie z sobą przesłania utopijnego, opartego na wyzwoleniu od wszelkich możliwych cierpień. „Ubogich zawsze u siebie mieć będziecie” – jak mówił Pan Jezus. Zawsze, choć pojęcie ubóstwa zmienia powoli swoje znaczenie. Jeszcze 200 lat temu około 85 na 100 mieszkańców świata żyło w ubóstwie absolutnym. Dziś jest to „tylko” 9 na 100 osób. Uprzemysłowienie, postęp medycyny i znienawidzony kapitalizm wydźwignęły lwią część ludzkości z kajdan nędzy i chorób.
Niestety nawet w krajach bogatych, gdzie ubodzy żyją na wyższym poziomie niż niegdysiejsi królowie, kwitnie myślenie socjalistyczne. Nie omija ono również wielu ludzi Kościoła. Bez wglądu w indywidualne motywacje trudno powiedzieć, jak dalece wynika ono z pragnienia ulżenia doli bliźnich, a w jakim stopniu z pragnienia kontroli i – paradoksalnie – pogardy dla mas, którymi trzeba centralnie kierować.
Przed takim właśnie dążeniem do budowy doskonałego społeczeństwa na ziemi, zawsze kończącego się tragicznie przestrzega Benedykt XVI. Jak zauważył wspomniany papież w „Spe Salvi” to właśnie „zwycięstwo ukazało zarazem ewidentny fundamentalny błąd Marksa. Wskazał on bardzo precyzyjnie, w jaki sposób dokonać przewrotu. Nie powiedział jednak, jak sprawy miały się potoczyć potem. Zakładał po prostu, że wraz z pozbawieniem klasy panującej dóbr, z upadkiem władzy politycznej i uspołecznieniem środków produkcji zrealizuje się Nowe Jeruzalem. Wówczas miały bowiem zostać zniesione wszystkie sprzeczności, człowiek i świat ostatecznie pojęliby samych siebie. Odtąd wszystko miało toczyć się samo słuszną drogą, ponieważ wszystko miało należeć do wszystkich, a wszyscy mieli chcieć dla siebie nawzajem dobra”.
Nowe szaty starej ideologii
Stało się jednak inaczej. Komunistyczny totalitaryzm zaowocował śmiercią 60-100 milionów osób oraz niezliczonymi przypadkami cierpienia. Zamiast powszechnego dobrobytu doprowadził do nędzy. Zamiast wolności do zniewolenia. Zamiast wspólnoty do wzajemnej nienawiści i podejrzliwości.
Nic w tym dziwnego. Oto skutki sięgania po zakazany owoc pysznego panowania nad światem. Budowniczowie wieży Babel nigdy nie osiągają wszak trwałych sukcesów, a ich konstrukcje zawalają się z hukiem.
Jak zauważa Benedykt XVI „Marks nie tylko nie pomyślał o koniecznym porządku nowego świata – to miało już bowiem być niepotrzebne. To, że nic na ten temat nie mówił, było logicznym następstwem jego projektu. Błąd jego tkwi głębiej. Zapomniał, że człowiek pozostaje zawsze człowiekiem. Zapomniał o człowieku i o jego wolności”.
Choć dziś niewielu hołduje „ortodoksyjnemu” maksizmowi-leninizmowi, to prężnie rozwijają się nowe utopie. Jedną z nich jest ekologizm dążący do radykalnej transformacji życia społecznego w imię troski o naturę. Ekototalitaryści zamierzają również przekształcać świat w imię swojej utopii, regulując dietę, transport, sposoby spędzania wolnego czasu, demografię i życie gospodarcze. Ekologizm, choć przebrany w nowe, zielone szaty, pozostaje wcieleniem starej utopii, której zwolennicy „zapominają o człowieku i jego wolności”.
Stanisław Bukłowicz