23 września 2021

Koniec „sześciodniowej wojny” Francji i USA? Paryż próbuje przekuć totalną klęskę w historyczny sukces

(fot. Pixabay)

Prezydenci Francji i USA przeprowadzili rozmowę telefoniczną i obiecali „przywrócić zaufanie” między Paryżem a Waszyngtonem po sześciu dniach napięć wokół tematu niedoszłej budowy okrętów podwodnych. W minionym tygodniu Australia zerwała bowiem „kontrakt stulecia” z Francją i wybrała łodzie podwodne o napędzie atomowym „made in USA”.

Paryż przez kilka dni prężył muskuły, „zmieniał” politykę UE wobec NATO, szukał w obszarze Indo-Pacyfiku sojusznika w Indiach, odwołał ambasadorów. „Harcownikami” byli tu jednak przede wszystkim szef MSZ Le Drian i minister obrony Parly. Sam Emmanuel Macron zachowywał pewien dystans, co zapewne ma związek ze zbliżającymi się wyborami i troską o wizerunek urzędującego prezydenta.

Wygrał realizm. „Furia” Francji okazuje się elementem gry, która z jednej strony jest obliczona na samych Francuzów, a z drugiej ma pozwolić jednak coś wobec Australii i USA ugrać dodatkowo. Rozmowa Macrona z Bidenem na razie spowodowała, że ambasador Francji Philippe Étienne wraca do Stanów Zjednoczonych już w przyszłym tygodniu. Zostaną też przeprowadzone „konsultacje” celem „przywrócenia zaufania między dwoma krajami”. Joe Biden i Emmanuel Macron spotkają się także w Europie pod koniec października. Dzień po tej rozmowie rzecznik rządu Garbiel Attal interpretował ją w ten sposób, że „Joe Biden uznał odpowiedzialność Stanów Zjednoczonych za kryzys”, a „Stany Zjednoczone przyznają się do swoich błędów”.

Wesprzyj nas już teraz!

Francuskie media podkreślają, że rozmowa odbyła się „na prośbę amerykańskiego prezydenta”. Sojusz AUKUS pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Australią i Wielką Brytanią zacieśnia ich współpracę wojskową, ale nie można wykluczyć, że i Francja dostanie tu coś na pocieszenie. Francuzi potrafią jednak przekuwać porażki w sukces. Media piszą, że „uderzając bardzo mocno w stół, Emmanuel Macron wziął udział w zawodach siłowania się na rękę z Joe Bidenem”. Spekulują, że „zapewne nie posunąłby się aż tak daleko, by porzucić udział w zintegrowanym dowództwie NATO”, do czego posunął się kiedyś De Gaulle, ale dodają, że „kryzys dyplomatyczny był na tyle silny, że groził zniszczeniem więzi transatlantyckiej” (Le Figaro).

Co zyskał Emmanuel Macron w zamian za powrót swojego ambasadora? – pytają francuskie media. Ich zdaniem to zwycięstwo Macrona, bo Stany Zjednoczone uznały, że „zaangażowanie Francji i Unii Europejskiej w regionie Indo-Pacyfiku ma strategiczne znaczenie”. Dodatkowo Biden miał uznać potrzebę budowy „obrony europejskiej”, która ma „uzupełnić rolę NATO”.

Francja dostanie też na pocieszenie wsparcie amerykańskie dla swojej dość kosztownej „operacji antyterrorystycznej” na Sahelu, od czego Waszyngton się dotąd dystansował. „Le Figaro” stwierdza, że amerykańska administracja żądając od Europejczyków większych wydatków na obronę, „zawsze krytykowała francuskie idee strategicznej autonomii, które ich zdaniem miały na celu osłabienie NATO”. To się ma zmienić i jest przedstawiane jako kolejny sukces Macrona.

Gazeta pisze wprost: „Jeśli te propozycje zostaną wprowadzone w życie, Emmanuel Macron, który z rozwoju europejskiej obrony uczynił kamień węgielny swojej polityki międzynarodowej, wyjdzie z tego kryzysu zwycięzcą”. Życzenia raczej „pobożne”, ale obliczone na własną opinię publiczną, którą od lewa do prawa charakteryzuje swoisty antyamerykanizm. Trzeba się natomiast zgodzić z wnioskiem końcowym „Le Figaro”, że „gojenie ran potrwa długie tygodnie, a nawet miesiące”.

O rozmowę telefoniczną z Macronem zabiegał podobno także premier Australii Scott Morrison. Tutaj „foch” Macrona trwał i do kontaktu nie doszło. W sumie brzydkie postępowanie, bo w relacjach z potężną Ameryką prezydent robi dobrą minę do złej gry i próbując zachować twarz negocjuje, a w przypadku Australii pozwala sobie na lekceważenie. Na więcej pozwala sobie także wobec Londynu, a słowa jego ministra w kontekście sojuszu ANKUS, o tym, że Wielka Brytania wróciła do roli wasala Amerykanów, są więcej, niż skandaliczne.

W przypadku Australii poprawa relacji może zająć „więcej czasu” niż między Francją a Stanami Zjednoczonymi – stwierdzało „Le Figaro”. Przebywający w Waszyngtonie Scott Morrison mówił 22 września, że próbował skontaktować się z Emmanuelem Macronem, ale do rozmowy nie doszło. Premier „rozumie rozczarowanie” Francji, bo wszak uciekło im sprzed nosa 90 miliardów dolarów australijskich (55 miliardów euro). Na razie ambasador Francji do Canberry nie wraca. Wicepremier Australii, który zirytował się francuskimi połajankami niedawno przypomniał Paryżowi, że żołnierze jego kraju oddawali życie za wolność Francji w dwóch wojnach światowych. Tymczasem Paryż grozi nawet zablokowaniem umowy UE o wolnym handlu z Australią. Swoich łodzi podwodnych nie sprzedał, ale warto przypomnieć, że Australia kupuje np. pociągi firmy Alstom. Francja może tu stracić jeszcze więcej…

„Francja była entuzjastycznie nastawiona do objęcia władzy przez Joe Bidena” – zauważa politolog Marie-Christine Bonzom we France-Info. Dodaje, że „dziewięć miesięcy później francuska dyplomacja jest rozczarowana do tego stopnia, że Jean-Yves Le Drian porównuje nowego lokatora Białego Domu do poprzednika”, który różni się tym, że „nie tweetuje”.

Pierwszą i podstawową przyczyną francuskiej furii są pieniądze. W szerszym kontekście chodzi jednak także o to, że AUKUS wykluczyło Paryż z wpływów regionu, w którym zachowuje jeszcze resztki swojego dawnego imperium. „Jesteśmy narodem Indo-Pacyfiku” – przekonywała minister obrony Florence Parly. Francja ma regionie kilka terytoriów zamorskich, jak Majotta, Reunion, Nowa Kaledonia i Polinezja Francuska, w sumie 1,65 miliona swoich obywateli, ale także obywateli UE. Jest to jedyny kraj Unii, który ma tu terytoria, a nawet ważną gospodarczo strefę ekonomiczną na oceanie, w dodatku ze względu na rozrzucenie kolonii, jest to druga taka strefa morska na świecie. To bogactwa morza, ale też surowce.

Francja przyjęła w 2019 r. „strategię obronną regionu Indo-Pacyfiku”. Jednak o ile AUCUS wymierzony jest bezpośrednio w Chiny, to Paryż odmawiał jakiejkolwiek bezpośredniej konfrontacji z Pekinem i optował za „dyplomacją”. Był tu długo wspierany przez Australię, ale ta wystraszyła się wielopłaszczyznowego ekspansjonizmu Pekinu i zdecydowała na zacieśnienie współpracy z USA. Takie też może być tło zerwania „kontraktu stulecia”. Francja traci regionalnego sojusznika. Według politologów tego kraju, oczy Paryża zwracają się obecnie w sposób naturalny na Indie, które prowadzą politykę dystansu zarówno USA jak i Chin. Delhi jeszcze w 2016 roku nabyło 36 francuskich samolotów Rafale. Lukę po Australii trzeba czymś wypełnić.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 506 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram