Automatyczne nabycie obywatelstwa przez urodzenie się w danym państwie jest rozwiązywane w różnych krajach rozmaicie. W Polsce obowiązuje tzw. prawo krwi, czyli dziecko staje się obywatelem polskim, jeśli jego rodzice są Polakami. Ale w innych krajach działa tzw. prawo ziemi, czyli obywatelstwo dostaje się już przez fakt urodzenia się na obszarze danego państwa. Ten drugi system, z pewnymi modyfikacjami (konieczność zamieszkiwania przez pewien okres w kraju i chodzenia tutaj do szkoły), obowiązuje we Francji. „Prawo ziemi” ma wiele wad, produkuje często „obywateli”, którzy wcale nie identyfikują się z krajem urodzenia. I bywa wykorzystywane do regulowania sobie pobytu przez rodziny takich dzieci.
Dyskusje we Francji nad zmianami prawa zaczęły się od… zamieszek na francuskim terytorium zamorskim Majotty. Metropolia postanowiła ograniczyć tam „prawo ziemi” ze względu na znaczną imigrację z sąsiednich Komorów i coraz mocniej pogłębiający się kryzys społeczny. Dzieci tych migrantów w teorii nabywają prawo pobytu w tym zamorskim departamencie, co przekłada się z kolei na legalizację pobytu ich rodzin. Eksperyment z Majottą nieoczekiwanie spodobał się i w metropolii.
Francuski Minister Sprawiedliwości Gérald Darmanin opowiedział się więc za otwarciem „publicznej debaty” na temat „prawa ziemi” i chociaż sam projekt ustawy ma na celu ograniczenie obywatelstwa wynikającego z urodzenia się na Majotcie, to minister oświadczył, że opowiada się za rozszerzeniem tego środka na cały kraj.
Wesprzyj nas już teraz!
Ustawa dotycząca Majotty została przyjęta przez parlament 6 lutego. Przeciw była lewica, dla której napływ migrantów i podmiana społeczeństwa to projekt ideologiczny, tworzenia „nowego człowieka”. Tutaj warto dodać, że ten projekt ustawy ma na razie na celu ograniczenie obywatelstwa przysługującego z urodzenia na Majotcie. Może to być jednak początek większych zmian.
Minister Darmanin mówi, że dziś byłby za tym, „aby Francuzi mogli rozstrzygać tego typu kwestie w skali kraju podczas wyborów prezydenckich w 2027 roku lub w referendum, o którym zdecydowałby prezydent Republiki”. Ustawa dotycząca Majotty otrzymała w parlamencie 162 głosy za i 93 głosy przeciw. Kończyłaby z automatycznym przyznawaniem obywatelstwa dzieciom urodzonym na Majotcie i stawiała wymóg, aby oboje rodzice byli legalnymi rezydentami Francji przez trzy lata. Rozszerzenie ustawy na cały kraj wymagałoby już jednak zmian Konstytucji.
Dyskusja się jednak rozpoczęła. Rządowy pomysł „oddania głosu Francuzom” spodobał się na prawicy. Europoseł Marion Maréchal Le Pen opowiedziała się np. za „całkowitym i zupełnym zniesieniem przyznawania obywatelstwa przez prawo ziemi na całym terytorium Francji”. Podobnie inni politycy, także centroprawicy. Doszło nawet do rozłamów obozie prezydenckim, gdzie niektórzy politycy są przeciw debacie na ten temat.
Charakterystyczne jest tu stanowisko Partii Socjalistycznej, które pokazuje jak bardzo ten temat zahacza o pryncypia lewicowej ideologii. Pierwszy sekretarz PS Olivier Faure zapowiedział, że jego partia będzie broniła „metyzacji oraz wielokulturowej i wieloreligijnej” Francji. Lewica chce w ten sposób tworzyć „nowego człowieka”, a owa „metyzacja społeczeństwa” ma tu być środkiem do celu. Taki postulat głosi wprost także szef Zbuntowanej Francji (LFI) Jean-Luc Melenchon. Bywa nawet oskarżany o realizowanie idei „podmiany społecznej” i zastępowania narodu Francuzów, nowym „wieloetnicznym” i „wielokulturowym” tworem.
Socjalista Olivier Faure skrytykował wprost „przestarzałą”, „zjełczałą” i „nieświeżą” wizję tożsamości narodowej prezentowaną przez Bruno Retailleau (MSW) i Géralda Darmanina, którzy od naciskiem społecznym są gotowi wprowadzić pewne ograniczenia tzw. „prawa ziemi”. Jego zdaniem to powrót do „wizji Francji białej i katolickiej”, która już nie istnieje i do „wyimaginowanych źródeł tego, jaka mogłaby być Francja”.
Pierwszy sekretarz PS mówił wprost, że „tożsamość narodowa nie jest tożsamością stałą”, a Francja jest już „krajem zmetyzowanym, wielokulturowym i wieloreligijnym”. Socjalista dodał, że centroprawica podejmuje w ten sposób dyskurs „skrajnej prawicy”. Olivier Faure powiedział, że nie tylko sprzeciwia się zmianie zasad przyznawania obywatelstwa, ale prawo ziemi to „element składowy tego, czym jesteśmy, który został skonsolidowany przez Rewolucję”.
Atak na pomysł referendum i nawet częściowego ograniczenia przyznawania obywatelstwa z samego faktu urodzenia się na ziemi francuskiej, pokazuje, że lewica odbiera to jako bój o fundamenty swojej ideologii. W tej sprawie rząd nie kieruje się jednak kontr-ideologią i jakąś chęcią ratowania Francji, ale pragmatyzmem i dość powszechnym poparciem dla powstrzymania dalszego napływu imigrantów i skutków narzucanej „wielokulturowości”. Chce też pokazać, że coś w tej sprawie robi, by nie przysparzać dodatkowej popularności prawicy narodowej. Puszka Pandory została jednak otwarta i najbliższe miesiące mogą przynieść coraz ciekawsze dyskusje.
Bogdan Dobosz