4 września 2014

Konwencja przeciw przemocy – genderowy trup w szafie

Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej jest skrupulatnie zaplanowanym manifestem genderowym, wyraźnie rozwijającym pewne wątki marksistowskie – uważa dr. Joanna Banasiuk z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.

 

Dlaczego rządowi zależy na tak szybkiej ratyfikacji Konwencji? W ubiegłym tygodniu pozytywnie o ratyfikacji wypowiedziały się komisje sejmowe, a już 10 września na posiedzeniu plenarnym ma zostać przeprowadzone drugie czytanie ustawy ratyfikacyjnej?

Wesprzyj nas już teraz!

Dokończenie procesu ratyfikacji Konwencji zostało pozostawione w spadku nowej pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, prof. Fuszarze. Pani pełnomocnik zaraz po objęciu swojego stanowiska podkreśliła, że jest to sprawa, na której jej zależy i nic dziwnego, jest wszak gorącą promotorką studiów genderowych w Polsce. Forsowanie konwencji jest w tym kontekście czymś oczywistym.

 

Czy uzasadnione jest określanie Konwencji mianem genderowej?

Konwencja jest skrupulatnie zaplanowanym manifestem genderowym, wyraźnie rozwijającym pewne wątki marksistowskie i nawiązującym do radykalnych ujęć tej ideologii promowanych przez Judith Butler. W całym swym tekście operuje ona konsekwentnie – z wyjątkiem jednego przepisu – pojęciem gender, oddawanym w polskim tłumaczeniu terminem płci społeczno-kulturowej. Gender tym ujęciu to społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn. Jednocześnie pojęcie gender daje wyraz ideologicznej tezie o walce płci i dominacji mężczyzn nad kobietami. Ujawnia się to wyraźnie w preambule Konwencji, zgodnie z którą przemoc wobec kobiet jest przejawem nierównych stosunków władzy między kobietami a mężczyznami, które doprowadziły do dominacji mężczyzn i dyskryminacji kobiet. Narzucanie Polakom konwencji, która tak wyraźnie nawiązuje do poglądów Marksa i Engelsa, budzi wręcz zażenowanie.

 

Zwolennicy Konwencji często posługują się w dyskusji argumentem: „jesteś przeciw, ergo popierasz przemoc wobec kobiet”. Czy mamy do czynienia z przedmiotowym wykorzystaniem tej kwestii do realizacji innych celów? Jeśli tak, to jakich?

Trzeba jasno powiedzieć, że wyprowadzanie wniosku o popieraniu przemocy wobec kobiet z faktu formułowania zastrzeżeń względem Konwencji nie tylko bazuje na błędzie ale wręcz nie świadczy o dobrej woli osób czyniących taki zarzut. Narracją tą operują głównie radykalne środowiska feministyczne, próbując przeciwnikom dokumentu Rady Europy przypiąć łatkę osób akceptujących zjawisko przemocy. Tymczasem krytyka Konwencji nie ma nic wspólnego z afirmacją zjawiska przemocy. Wręcz przeciwnie, jeżeli przyjrzymy się uważnie konwencyjnemu sposobowi pojmowania przemocy i zestawimy go z potwierdzonymi empirycznie wynikami badań nad tym zjawiskiem okaże się, że rozwiązania zawarte w Konwencji mogą prowadzić raczej do eskalacji zjawiska przemocy, niż do jej eliminacji. Jeżeli chcemy skutecznie walczyć z jakimś zjawiskiem, musimy poznać jego przyczyny, po to, żeby dostosować środki zaradcze do danego problemu. Tymczasem Konwencja zamiast diagnozy proponuje ideologię. Całkowicie błędnie identyfikuje ona źródła przemocy wobec kobiet, wskazując, że pierwszoplanową przyczyną tej patologii jest istnienie struktur społecznych różnicujących pomiędzy kobiecymi i męskimi rolami w życiu społecznym. Różnice te służyć rzekomo mają usprawiedliwiać utrzymywania kobiet w stosunku podległości względem mężczyzn i tym samym przemoc wobec nich stosowaną. Jako sposób ograniczenia przemocy ukazuje się zatem walkę o równość kobiet i mężczyzn obejmującą również zacierani różnic w pojmowaniu ról społecznych.

 

Dlatego podczas pierwszego czytania prof. Fuszara stwierdziła, że warunkiem równości jest powszechne korzystanie przez mężczyzn z urlopów macierzyńskich. Logiczną konsekwencją takiego stanowiska jest prowadzenie systematycznej inżynierii społecznej przez państwo. Konwencja jest natomiast aktem, w ramach którego państwa się zobowiązują do prowadzenia tej inżynierii w kierunku przez nią wytyczonym. W szczególności z naturalnymi kobiecymi rolami społecznymi, takimi jak bycie żoną czy matką oraz zacierać różnice pomiędzy męskością a kobiecością w celu osiągnięcia i promocji tak długo oczekiwanej, sprawiedliwej równości bez płci.

 

Już na pierwszy rzut oka widać, że tego typu działania nie mają najmniejszych szans stać się czynnikami eliminującymi zjawisko przemocy. Źródło tej patologii tkwi zupełnie gdzie indziej (czynnikami warunkującymi przemoc są m.in. uzależnienia od pacy, alkoholu, uprzedmiotowienie wizerunku kobiety, oswajanie z przemocą w przestrzeni medialnej).

 

W jaki sposób ratyfikacja Konwencji przełoży się na prawo uchwalane przez parlament?

Wydaje się, że w większym stopniu konwencja będzie wpływała na działania administracji oraz na proces stosowania prawa. Sygnalizowane przez rząd, rzekomo konieczne zmiany w ustawodawstwie dowodzą głównie braku znajomości polskiego systemu prawnego, w którym postulowane rozwiązania od dawna istnieją. Natomiast konwencja będzie usprawiedliwiać prowadzenie inżynierii społecznej za pośrednictwem programów nauczania, jak również wprowadzać będzie do naszego systemu prawnego pojęcia i kategorie, które czynić będą ogromne zamieszanie w wykładni. Już sama kategoria gender, nieznana naszemu porządkowi prawnemu, ma ogromy potencjał destabilizacji polskiego prawa rodzinnego ale nie tylko tej gałęzi. Neomarksiści mówią o taktyce „destabilizacji” pozwalającej na „przechwycenie kontroli” – konwencja jest znakomitą egzemplifikacją tej taktyki. Trudno tu mówić o jakimś natychmiastowym bezpośrednim skutku prawnym, jednak naturalna tożsamość małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety może być w ten sposób „destabilizowana” właśnie. Administracja uzyska nowe podstawy do tego by ingerować w wolność rodziców do wychowania ich dzieci. Zostaną otwarte szeroko drzwi dla aplikowania dzieciom w programach szkolnych określonej ideologii i będącego jej wyrazem języka. Stąd też pojawić się mogą w programach sformułowania mówiące o „niestereotypowych rolach płciowych” itp. wykwity słowotwórstwa godne Wielkiego Językoznawcy.

 

Może jednak dochodzić do sytuacji komicznych. Zważywszy na sposób pojmowania konwencyjnego pojęcia gender, może się okazać, że powoływać się na nią będą uszminkowani mężczyźni noszący damskie torebki. Na gruncie Konwencji bowiem można ich traktować jako osobników o kobiecym genderze. Posługują się bowiem atrybutami, które nasze społeczeństwo postrzega ewidentnie jako właściwe kobietom, zaś Konwencja nakazuje stosowanie jej postanowienia w sposób nieróżnicujący m.in. pod kątem płci biologicznej.

 

 

Rozmawiał Łukasz Karpiel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij