21 lutego 2022

Wszyscy, pomimo różnicy zdań w stosunku do szczepień na COVID-19, powinniśmy podziękować Novakowi Djokovicowi oraz uczestnikom kanadyjskich protestów. Dzięki nim wiemy, jak prędko demokratyczne, pozornie otwarte i tolerancyjne rządy zamieniają się w autorytarne dyktatury, i do czego są zdolne, jeżeli rzucić im rękawicę.

To taki pandemiczny paradoks, że tam gdzie w akcie bezgranicznej ufności obywatele najszybciej rezygnowali ze swoich praw, tam – mimo diametralnej zmiany sytuacji zdrowotnej – decydenci nie kwapią się do zaprzestania całej zabawy.

Na skutek zdecydowanej postawy znacznej części społeczeństwa, sanitaryzm w Polsce nie osiągnął większych sukcesów (vide – sprawa „Lex Konfident”). Natomiast co innego u Kanadyjczyków, Australijczyków czy Nowozelandczyków, gdzie zdołały zakwitnąć struktury nowego, powstałego pod szyldem „nowej normalności” systemu politycznego.

Wesprzyj nas już teraz!

Dopóki przerażeni, początkowo samą chorobą, a później groźbą utraty pracy i możliwością wykluczenia z życia społecznego ludzie, bez szemrania wykonywali polecenia „strażników sanitarnych”, wszystko działało jak należy. To znaczy – media trzymały za twarz opinię publiczną, a garstkę opornych skutecznie pacyfikowano. Gdy jednak wykończeni rosnącymi cenami paliw kierowcy i jeden sportowiec postanowili wyrazić swój sprzeciw, władza pokazała, że w tym całym cyrku bynajmniej nie chodzi o żadne zdrowie.

Serbski tenisista został wydalony z Australii nie dlatego, że stanowił zagrożenie (posiadał status ozdrowieńca) ani z powodu tego, iż nie miał prawa tam przebywać (sąd pierwotnie oddalił decyzję o cofnięciu wizy). Ostatecznie dokument unieważniono nie w oparciu o jakiekolwiek prawo, ale na mocy arbitralnej oceny ministra ds. imigracji twierdzącego jakoby obecność tenisisty „wywoływała nastroje antyszczepionkowe”: tak jakby przyjazd Djokovica mógł wywołać jakieś narodowe powstanie. Tym samym postawieni pod ścianą sanitaryści nie tylko się ośmieszyli – w sprawie szeregowego sportowca postawili do pionu rządowe szczyty – ale przyznali, że przez niemal dwa lata gwałcili wszystkie konstytucyjne prawa i wolności w imię zasady „bo tak” i „bo mogę”.

Ostatecznie tenisistę pozbawiono szansy na zwycięstwo w turnieju, jednak Serb wygrał dużo ważniejszą bitwę. Na oczach całego świata obnażył system, który – inspirując się czarnymi kartami historii kolonizacji – bezpodstawnie sprowadził część społeczeństwa do roli podludzi, tylko dlatego, że nie chcieli przyjąć danego preparatu medycznego.

„O Kanado, domu nasz i ojczysta ziemio…”

Jednak to, co dzieje się po drugiej stronie Pacyfiku przekracza wszelkie granice. Kanada, wzorcowe „społeczeństwo otwarte”, nie tylko praktycznie odebrało prawo do życia jednej piątej swoich obywateli, ale w „podzięce” za dotychczasowe poddaństwo, jeszcze dokręciło śrubę najwierniejszym wyznawcom strategii zero covid.

Mimo wynoszącego 80 procent zaszczepienia populacji, rząd wciąż wykazuje niepohamowaną chęć kontroli „dróg rozchodzenia się wirusa”. Przyparte do ściany Ministerstwo Zdrowia Publicznego przyznało, że przed świętami bez wiedzy i zgody użytkowników uzyskało dostęp do 33 MILIONÓW urządzeń mobilnych w celu śledzenia kontaktów ich właścicieli.

Powszechnej inwigilacji towarzyszy również edukacja najmłodszych w myśl przepisów kowidowego BHP. W popularnym programie telewizyjnym, kilkuletnie „Pawki Morozowy” ochoczo przekonywały, by niezaszczepionych zgłaszać na policję. Pewien ojciec natomiast stracił prawo do opieki nad 12-letnim dzieckiem, tylko dlatego, że nie chciał go zaszczepić.

To tylko małe wycinki kanadyjskiej orwelliańskiej rzeczywistości, przypominającej bardziej Sowiety niż współczesną demokrację parlamentarną. Nic dziwnego, że nawet „najmilsi ludzie świata” – jak Kanadyjczyków określiła swego czasu stacja BBC – w końcu musieli powiedzieć „dość”.

Jaka była reakcja władzy? Ulubieniec progresywnych salonów, otwarty na wszelkie mniejszości, do bólu poprawny politycznie zwolennik tolerancjonizmu, Justin Trudeau pokazał swoją prawdziwą, zachwyconą komunistycznymi Chinami twarz dyktatora. Z protestujących pokojowo „truckerów” zrobił „terrorystów”, „białych suprematystów” i Bóg wie kogo jeszcze, nasyłając na nich oddziały szturmowe policji, zamrażając konta bankowe, kradnąc zapasy jedzenia i paliwa oraz śledząc kontakty.

A wszystko to w pełni nielegalnie. Pokojowe manifestacje, które popiera co trzeci Kanadyjczyk, w żaden sposób nie spełniały definicji zagrożenia, jakie zawarte są w przyznającym nadzwyczajne prerogatywy rządom Emergencies Act. Trudeau skorzystał z ekstremalnego narzędzia wbrew opinii części rządu, a nawet niektórych – do tej pory życzliwych władzy – mediów. Zanim o przyszłości rozwiązania zadecydował parlament, protestujący zostali – dosłownie – wdeptani w ziemię kopytami koni, a pokojowa manifestacja brutalnie stłumiona za pomocą pałek i gazów łzawiących. W Ottawie nie słychać już klaksonów ciężarówek, nikt nie śpiewa też kanadyjskiego hymnu. Ale pamięć o tych wydarzeniach pozostanie w tamtejszym społeczeństwie jeszcze długo.

Morał

Zarówno Novak Djokovic jak i kanadyjscy kierowcy, mimo pozornej przegranej, niczym dziecko w baśni Andersena ujawnili, że „król jest nagi!” – to znaczy, wystarczy impuls, by liberalno-lewicowy, progresywny świat pokazał swoje prawdziwe, tyrańskie oblicze. A za frazesami pełnymi troski o zdrowie i bezpieczeństwo, kryje się niepohamowana żądza kontroli.

 

Piotr Relich

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij