6 kwietnia 2020

Koronawirus „zatrzymał świat”. Czy zatrzyma globalizację i inwigilację?

(Fotograf: Mariusz Szacho/Archiwum: Forum)

Komentatorzy są podzieleni w kwestii wpływu koronawirusa na globalizację. Jednak trudno liczyć, że wszystko pozostanie po staremu. Możemy spodziewać się przetasowań na scenie geoekonomicznej i geopolitycznej, a także nasilenia inwigilacji i medykalizacji społeczeństw.

 

Profesor Bogdan Góralczyk politolog z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego stwierdził w rozmowie z „Dwójką” „Polskiego Radia”, że „to, czego jesteśmy dziś świadkami, to coś głębszego niż kryzys globalizacji. To przesilenie cywilizacyjne. Składa się na nie kilka kryzysów. Pierwszym jest pandemia, z której zrodzi się recesja, a zatem drugi kryzys – gospodarczy, chyba głębszy od tego z roku 2008. Na to nakłada się kryzys trzeci, kryzys kapitalizmu w dotychczasowej formie. Myśmy dostali jednego czarnego łabędzia w postaci Covid-19, ale już dwa kolejne machają nam nad głową. To kryzys klimatyczny i kryzys ekologiczny w postaci zanieczyszczeń, wręcz wysp plastiku na Pacyfiku, większych od terytorium Polski. To są rzeczy, które, moim zdaniem, powodują przechodzenie przez największy zwrot w dziejach od 1945 roku, a moim zdaniem nawet od oświecenia”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jego zdaniem należy przemyśleć dotychczasową formułę rozwoju gospodarczego opartego na eksploatacji natury i nieograniczonym wzroście gospodarczym. Jest ona bowiem jego zdaniem niemożliwa do rozciągnięcia na Chiny i Indie. Realizacja dążeń tamtejszych mieszkańców do osiągnięcia american way of life doprowadziłaby bowiem do pogłębienia problemu zanieczyszczenia środowiska. Jego zdaniem doszliśmy do „granic wzrostu”.

 

Z kolei zdaniem Hala Brandsa, felietonisty „Bloomberga”, „[…] koronawirus uwidocznił wszystkie słabości, z jakimi wiąże się globalizacja. Otwartość międzynarodowej gospodarki oraz łatwość podróżowania niewątpliwie ułatwiły rozprzestrzenianie się choroby z Wuhan w środkowych Chinach na cały świat. Dziś zdajemy sobie sprawę, że globalizacja nie jest przesądzona i nieubłagana. Obecnie jest raczej zwijana wraz z tym, jak państwa zamykają swoje granice, ograniczają podróże oraz uświadamiają sobie, że globalne łańcuchy dostaw sprawiają, że kraje stają się zależne od swoich rywali w zakresie leków czy innych krytycznych zasobów” [za forsal.pl].

 

Natomiast Steve Schifferes na łamach „The Conversation” zauważa, że podczas kryzysu koronawirusowego państwa zawiesiły wolny przepływ osób i wdrożyły bariery w celu obrony obywateli. Nie odnotowano żadnego poważniejszego dążenia do współpracy w ramach UE, zranionej zresztą przez Brexit. Na szerszą skalę doszło do pogłębienia amerykańsko-chińskiej rywalizacji. Doświadczenie historyczne nie napawa zresztą optymizmem, o czym świadczy reakcja państw podczas epidemii grypy hiszpanki w latach 1918-1919. Epidemia ta pogłębiła problemy związane z izolacją państw i dążeniem do ich samowystarczalności. Te zaś przyczyniły się do wybuchu II wojny światowej.

 

Taka wizja może początkowo napawać konserwatystę radością, jednak wbrew pozorom nie jest to dobra wiadomość. Wszak globalizacja ekonomiczna, globalizacja wolnego handlu to pod pewnymi względami (choć nie wszystkimi przecież) lepsze rozwiązanie niż rozwiązania socjalistyczne, choćby i narodowe. Skorzystał na niej nie tylko Zachód przeżywający boom w latach 1950-60 tych, lecz również, a nawet zwłaszcza państwa azjatyckie. W ostatnich dziesięcioleciach światowe ubóstwo znacząco spadło. Jak zauważył Jim Yong Kim, prezes World Bank Group w ciągu ostatnich 25 lat ponad miliard osób na świecie wydostało się ze skrajnej biedy (życie za poniżej 1,90 dolara dziennie na osobę). W 2015 roku w takich warunkach żyło jedynie 10 procent ludności świata. To skutek w znacznej mierze prokapitalistycznych przemian i otwarcia w Chinach czy Indiach.

 

Zaczęło się od Chin

Cytowana przez BBC profesor Beata Javorcik z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju zwraca uwagę na zmiany w globalnej gospodarce w ciągu ostatnich 17 lat. Gdy w 2003 roku wybuchła epidemia SARS Chiny odpowiadały jedynie za 4 procent globalnego PKB. Dziś zaś jest to 16%. Oznacza to, że sytuacja w azjatyckim kraju, nawet przed dotarciem epidemii na Zachód okazywała się bardzo istotna dla krajów zachodnich. Gdy w Chinach produkcja zostaje wstrzymana, to z problemami muszą zmierzyć się także zachodnie przedsiębiorstwa uzależnione od dostaw z Państwa Środka. W tym świetle nie dziwi więc zamknięcie fabryk samochodów w Wielkiej Brytanii.

 

Załamanie opartego w znacznej mierze na Chinach łańcucha dostaw zmusi globalne korporacje do przemyślenia modeli biznesowych. Wśród proponowanych rozwiązań znajduje się choćby dywersyfikacja łańcucha dostaw, tak aby obejmował również inne kraje azjatyckie (Wietnam czy Indonezja). Inne rozwiązanie polega na skróceniu łańcucha dostaw, a więc na przykład przeniesieniu produkcji zachodnich firm z Chin do Turcji czy Europy Wschodniej – zauważa Philipe Legrain [foreignpolicy.com]. Istnieje też trzecie rozwiązanie – ograniczenie produkcji za granicą na rzecz korzystania z lokalnych opcji, takich jak drukarki 3D. Wspomniany autor zauważa też, że  koronawirus pokazał światu, że rozwiązania takie jak praca zdalna czy wideokonferencje się sprawdzają. Zapewne możemy więc oczekiwać zmniejszenia się międzynarodowych podróży biznesowych. Epidemia koronawirusa stanie się paliwem dla nacjonalistów czy zwolenników protekcjonizmu. Tym bardziej że wirus dotknął nie tylko kosmopolityczne metropolie, ale i prowincjonalne miasteczka, takie jak Castiglione d’Adda we Włoszech liczące 4600 mieszkańców czy spokojne przedmieścia Seattle. Autor zauważa również, że w ramach Unii Europejskiej Niemcy i Francja zabroniły eksportu masek na twarz, a żaden z 26 rządów UE nie odpowiedział na apel Włoch o wsparcie medyczne – w przeciwieństwie do… Chin.

 

Nie wszyscy rozdzierają szaty

Nie wszyscy komentatorzy jednak rozdzierają szaty nad losem światowego handlu. Niektórzy bowiem twierdzą, że pogłoski o śmierci globalizacji są mocno przesadzone.  Na przykład Arturo Bris na łamach „The Conversation” zwraca uwagę, że sytuacja na światowych rynkach akcji wskazuje na to, że przyszła recesja została już wzięta pod uwagę w obecnych cenach papierów wartościowych. W Stanach Zjednoczonych po najgorszym tygodni w historii dla skupiającego czołowe firmy indeksu Dow Jones nadszedł dla nich najlepszy tydzień. Okazuje się zresztą, że w Stanach Zjednoczonych i większości innych krajów świata momenty dotychczasowe dołki cen akcji okazywały się łagodniejsze niż podczas kryzysu w 2008 roku. 9 marca 2009 roku amerykański rynek akcji znalazł się na najgorszym poziomie od 13 lat. Tymczasem dołek z 2020 roku oznaczał cofnięcie się wysokości indeksu „jedynie” do poziomu sprzed 4 lat.

 

Kolejną przesłankę dla tego typu myślenia stanowią, zdaniem autora, stosunkowo niskie spadki spółek wzrostowych (growth stocks) w porównaniu do zasiedziałych, tradycyjnych spółek typu value. Przedsiębiorstwa technologiczne i medyczne wyceniane wysoko z racji spodziewanych zysków w przyszłości utrzymały dość wysokie wyceny. Wskazuje to na optymizm inwestorów odnośnie do ich dalszego rozwoju. Kolejnym pocieszeniem jest niebankowy charakter kryzysu. Oznacza to, że firmy mogą wciąż liczyć na finansowanie ze strony tych instytucji.

 

Z kolei Robert Armstrong na łamach „Financial Times” podkreśla, że problemy związane z pandemią koronawirusa to kryzys globalny, lecz nie kryzys globalizacji. Nie wynikają bowiem jego zdaniem z błędów w organizacji światowej ekonomii ani sposobu krążenia dóbr i usług. Autor z ubolewaniem przyjmuje jednak słowa doradcy handlowego Donalda Trumpa Petera Navarro, który stwierdził, że wirus pokazuje, że nie należy liczyć na inne kraje, także w kwestii dostaw. Jednak według publicysty jak na razie wśród politycznych elit dominują tego typu „izolacjonistyczne przekonania”.

 

Co nas czeka?

Choć zatem zdania komentatorów są podzielone, to trudno spodziewać się, by świat po koronawirusie pozostał niezmieniony. Choć trudno spodziewać się przejścia od globalizacji do narodowych autarkii, to równie trudno wyobrazić sobie świat bez jakichkolwiek ograniczeń globalizacji, a zapewne także przetasowań na światowej scenie politycznej i gospodarczej.

 

Z pewnością kryzys ukazał ograniczenia organizacji międzynarodowych takich jak Unia Europejska. Okazało się bowiem, że Wspólnota to mit a w kryzysowej sytuacji każdy rząd dba przede wszystkim o własne państwo. Kryzys ukazał bezradność przerośniętej europejskiej biurokracji, niezdolnej do stawienia czoła realnym problemom. To zaś oznacza katastrofę dla globalizacji politycznej. Istnieje więc szansa, że Unia Europejska wróci do tego, czym była pierwotnie – stając się sferą wolnego handlu bez mrzonek o politycznej jedności.

 

Kolejną konsekwencją kryzysu okaże się zapewne również nasilenie inwigilacji. Czas epidemii okazał się bezprecedensową okazją do przetestowania najnowszych jej narzędzi. Moskwa zamierza wykorzystywać do nowych celów wprowadzany na masową skalę system rozpoznawania twarzy i kamer. Wcześniej stosowany do innych, często kontrowersyjnych celów, dziś stał się narzędziem do walki z koronawirusem, a konkretnie do pilnowania osób poddanych kwarantannie. W jednym z ostatnich tygodni marca Rosjanie dzięki tej technologii przyłapali 200 osób na złamaniu kwarantanny.

 

Warto zauważyć, że w Moskwie znajduje się 170 tysięcy kamer. System nadzoru posłuży również do analizowania kontaktów społecznych osób podejrzanych o koronawirusa. CNN informuje, że Rosja ponadto umożliwiła wykorzystanie danych dotyczących geolokalizacji. Władza otrzyma dane o tym, gdzie znajduje się konkretny posiadacz telefonu komórkowego. Kto znajdzie się w pobliżu osoby zakażonej, zostanie o tym poinformowany przez władze poprzez SMS-a. Stosowną informację otrzymają także lokalne służby po to, by wprowadzić kwarantannę. Program ruszy prawdopodobnie na początku kwietnia.  Podobne rozwiązanie wdrożył Izrael.

 

Technologia cyfrowa w powirusowym świecie zapewne zagości na dobre w naszych społeczeństwach.  Społeczeństwo nie odwyknie całkiem od zakupów przez internet, preferowania kart płatniczych nad gotówkę czy pracy zdalnej. Pozytywnym aspektem okaże się zapewne lepsza świadomość zasad higieny. Podstawy takie jak dokładne mycie rąk czy ostrożność przy dużych skupiskach ludzi z pewnością nie wyparują natychmiast po odtrąbieniu końca pandemii. Związana z tym będzie także medykalizacja polityki, częstsze zdawanie przez rządzących raportów ze stanu zdrowia publicznego, jakości służby zdrowia i rozliczanie ich pod tym kątem przez społeczeństwo.

 

Jedno jest jednak pewne – świat po koronawirusie nie wróci już na dawne tory.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij