Berlin od lat przyjmuje na forum Unii Europejskiej rolę głównego krytyka Polski za rzekome braki w „demokratyczności państwa”, m.in. w zakresie sądownictwa, czy wolności prasy. Tymczasem niemiecką opinią publiczną za Odrą wstrząsnęły ostatnio informacje o zakrojonej na niespotykaną skalę korupcji w sektorze medialnym. Jak się okazuje władze RFN od lat opłacały za pośrednictwem służb setki dziennikarzy w zamian za uprawianie prorządowej narracji i budowanie poparcia dla byłej kanclerz, Angeli Merkel.
– To, co zrobił Władimir Putin przez terror i korupcję, udało się Angeli Merkel przy pomocy pieniędzy. To sprawy może i nieporównywalne, ale prawdą jest, że niemieckie redakcje są zglajchszaltowane – szczególnie publiczne. Kierownictwo tych mediów jest wybierane przez polityków. Partie niemieckie zaś decydują o obsadzie stacji, co się przekłada później na polityczne zaangażowanie, spolegliwość wobec układu rządzącego krajem – mówił w rozmowie z portalem niezalezna.pl prof. Bogdan Musiał, komentując ujawniony niedawno skandal.
Według doniesień z zagranicy na liście płac Federalnej Służby Wywiadowczej figurowały nazwiska ok 200 dziennikarzy, zatrudnionych zarówno w publicznych, jak i prywatnych redakcjach. W ciągu ostatnich 5 lat na ich wynagrodzenia organ przeznaczył 1,5 miliona euro, a we współpracę uwikłani mieli być pracownicy koncernów takich jak, „Spigel”, „Bild” – wydawany przez Ringer Axel Springer, a także Zeit, czy publicznych ZDF i ARD.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak podkreślał rozmówca Niezależnej, wyciek doskonale tłumaczy fakt braku medialnej krytyki wobec działań byłej kanclerz Angeli Merkel. – Gdy 16 lat rządziła Angela Merkel, świat mediów niemieckich usiłował robić z niej opatrzność kraju, a nawet świata. Unikano krytyki, jeśli podważano umowy z Rosjanami i Nord Stream 2, to naprawdę nieśmiało – relacjonował ekspert. – Wszystko zmieniła regularna agresja 24 lutego 2022 roku. W Niemczech zaczęto się zastanawiać, jak to się stało, że przez tyle lat obywatele byli mamieni sojuszem Berlina z Moskwą. Dziś wiemy, że większość spośród 200 dziennikarzy na liście płac rządu była na posadach w stacjach publicznych – dodawał.
Jak podsumowywał w komentarzu dla polskiego portalu prof. Musiał, wobec ujawnionych informacji stan „niezależności” mediów na polskim rynku wypada znacznie lepiej, niż za zachodnią granicą. Nawet jeśli tytuły prasowe są upolitycznione i agitują na rzecz PiS-u lub lewicowej opozycji, to wciąż większy pluralizm, niż jedna propagandowa linia, narzucona medialnemu „mainstreamowi” przez powiązanych ze służbami dziennikarzy, zaznaczał.
Źródło: niezalezna.pl
FA