W oświadczeniu, w którym białostocka kuria sumitowała się za fakt odprawienia w tamtejszej katedrze Mszy Świętej dla członków i sympatyków ONR-u, z mocą podkreślono, że „Kościół jest apolityczny”. Ta deklaracja, której nikt potem nikt z autorów wspomnianego oświadczenia nie prostował, ani nie uściślał, nasuwa jednak parę ważnych refleksji.
Po pierwsze wydaje się, że autor (autorzy) oficjalnego komunikatu białostockiej kurii myli dwa pojęcia – apolityczności i apartyjności. Jeśli bowiem pamiętać tradycyjną w katolickim nauczaniu społecznym definicję polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne, to w takim znaczeniu Kościół był, jest i – miejmy nadzieję – pozostanie „polityczny”. Nie wiążąc się rzecz jasna z żadną konkretną partią czy ideologią, bo w tym znaczeniu jest, był zawsze i – miejmy nadzieję – pozostanie „apartyjny”.
Wesprzyj nas już teraz!
Wspomniane oświadczenie należy – obawiam się – odczytywać jako ugięcie się jego autora (autorów) przed dominującą na lewicy narracją, że Kościół „nie powinien mieszać się do polityki”, bo to „dzieli ludzi”, „odpycha ludzi od Kościoła”, wreszcie „narusza światopoglądową neutralność państwa”. No, cóż jeśli by przyjąć taki tok rozumowania należałoby na przykład potępić papieża Piusa XI, który w swoim magiesterialnym nauczaniu bardzo mocno „mieszał się do polityki” potępiając zarówno niemiecki narodowy socjalizm (encyklika „Mit brennender Sorge”, 1937) jak i bezbożny komunizm (encyklika „Divini Redemptoris”, 1937).
A cóż dopiero powiedzieć o nauczaniu wielkiego Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego trzydziesta piąta rocznica śmierci przypada pod koniec maja? Gdyby „nie mieszał się do polityki” Kościół w Polsce prawdopodobnie nie przetrwałby komunistycznego nacisku. To kardynał Wyszyński powtarzał o konieczności podejmowania przez Kościół w Polsce „opuszczonych zadań”, opuszczonych przez pozbawiony suwerennego państwa naród.
Ba, szedł jeszcze dalej. W maju 1968 roku przyjmując delegację koła poselskiego „Znak” mówił: „Działajcie w duchu zdrowego nacjonalizmu. Nie szowinizmu, ale właśnie zdrowego nacjonalizmu, to jest umiłowania narodu i służby jemu”. Czy w związku z tym należy wyprowadzać wniosek, że Prymas Tysiąclecia zapisał się do ONR-u? Nie, po prostu odnosił się do tradycyjnej katolickiej nauki o „porządku miłości” (ordo caritatis), którą jego poprzednik na prymasowskich stolicach, kardynał August Hlond streścił w zdaniu: „swój naród należy kochać najbardziej, żadnego nie wolno nienawidzić”.
W tym roku przypada dwudziesta piąta rocznica pierwszej pielgrzymki św. Jana Pawła II do Polski po upadku komunizmu. Była to najbardziej „polityczna” pielgrzymka papieża – Polaka i z powodu tej „polityczności” spotkała go surowa krytyka ze strony tych środowisk, które wówczas i dzisiaj stoją na straży „niemieszania się Kościoła do polityki” (GW et consortes). W 1991 roku Jan Paweł II głośno (dosłownie) mówił o takich „politycznych” problemach jako „powrót Polski do Europy”, „neutralność światopoglądowa państwa” czy „aborcja”.
Z kolei jeśli wziąć po uwagę obowiązujące od Vaticanum II akcentowanie w definiowaniu Kościoła, że jest on „wspólnotą wszystkich ludzi wierzących w Chrystusa”, to teza o tym, że „Kościół jest apolityczny” staje się tym bardziej kuriozalna i sprzeczna z nauczaniem ostatnich wierzących papieży, którzy nie tyle zachęcali, co wprost nakazywali aktywność świeckich katolików w życiu politycznym, rozumianym także w sensie aktywności czysto partyjnej (por. adhortację Jana Pawła II „Christi fideli laicis”).
Oświadczenie białostockiej kurii należy odczytywać w szerszym kontekście, który stanowi widoczne wycofywanie się Kościoła w Polsce z zabierania głosu w sprawie aktualnych spraw społecznych. A przecież jest to Kościół, który w najgorszych czasach komunistycznego ucisku nie wahała się zabierać głosu, które wówczas rządząca z sowieckiego nadania komunistyczna lewica, a dzisiaj tzw. lewica kulturowa określiłaby „mieszaniem się do polityki”. Dość wspomnieć memoriały konstytucyjne polskiego Episkopatu z 1947 i 1976 roku.
No, ale żyjemy w czasach przełomu i kryzysu, gdy pioruny walą – także dosłownie – w Bazylikę Piotrową. Słyszymy, że trzeba usprawiedliwiać się z Mszy Świętej dla młodych z ONR-u w białostockiej katedrze.
Uczenie nazywa się to „przesuwaniem akcentów” vel „zmianą wrażliwości”. To tak jak z tytułami papieskich dokumentów. W 2007 roku spod ręki Benedykta XVI otrzymaliśmy encyklikę zatytułowaną „Caritas in veritate” (Miłość w prawdzie). W tym roku papież Franciszek opublikował adhortację „Amoris leatitia” (Radość miłości). Zamiast prawdy mamy radość, zamiast miłości (caritas) mamy fizyczne spółkowanie (taka jest różnica znaczeniowa między łacińskimi terminami „amor” i „caritas”).
Grzegorz Kucharczyk