Rozpoczął się synod o synodalności, proces, który ma przekształcić funkcjonowanie Kościoła katolickiego i otworzyć przed katolikami nowe perspektywy na III tysiąclecie po Chrystusie. Papież Franciszek jest przekonany, że synodalność jest konieczną drogą dla chrześcijan. Znaków zapytania jest jednak wiele, a główne wyzwanie to rozumienie władzy, przede wszystkim – władzy nauczania.
Dokąd zmierza Kościół?
Synodalność to w Kościele pojęcie nowe. Chociaż synody są niewątpliwie instytucją towarzyszącą wierze chrześcijańskiej w zasadzie od jej początków, to o samej synodalności, jako szczególnym wymiarze życia Kościoła, dotąd nie mówiono. Nawet papież Franciszek rozpoczynając swój pontyfikat nie wiedział chyba, że Kościół jest – jak dzisiaj mówi – synodalny. W swojej programowej adhortacji Evangelii gaudium z 2013 roku pisał wprawdzie wiele o dostrzeganej przez siebie konieczności zmiany w Kościele, wskazywał też na rolę synodów, ale po pojęcie „synodalności” sięgnął tylko raz – i to w odniesieniu do prawosławia, a nie Kościoła katolickiego.
Wesprzyj nas już teraz!
Ojciec Święty był jednak od samego początku zdeterminowany, by pogłębiać znaczenie synodów w Kościele. Eugenio Scalfari powiedział, że już w 2013 roku powiedział mu w rozmowie, iż zamierza w czasie swoich rządów w Kościele wcielać w życie wizję kardynała Carlo Marii Martiniego Kościoła opartego na roli tej właśnie instytucji. Od słów przeszedł do czynów, organizując szybko kilka przełomowych synodów – o rodzinie (2014, 2015), o młodych (2018), o Amazonii (2019). Mimo całej rewolucyjności tych zgromadzeń, synody papieża utrzymywały się jednak w pewnych ryzach znanego schematu. Proponując radykalne nawet rozwiązania różnych szczegółowych problemów, nie podważały nigdy fundamentalnych założeń dotychczasowej eklezjologii. Z obecnym procesem synodalnym jest inaczej. Na tym polegać może jego największe znaczenie.
Niejednoznaczna synodalność
Papież Franciszek na początku pontyfikatu postanowił zbadać, czym jest w historii Kościoła katolickiego synodalność. W 2014 roku badania na ten temat rozpoczęła Międzynarodowa Komisja Teologiczna. Gremium, podległe Kongregacji Nauki Wiary, zakończyło prace dopiero w 2017 roku, a ich wynik opublikowany został w 2018. To obszerna analiza zatytułowana „Synodalność w życiu i misji Kościoła”. Jak wiemy z relacji jednego z członków gremium, ks. Piero Cody, część ekspertów zaangażowanych w badania rozpoczynając pracę nie wiedziała w ogóle, że istnieje coś takiego jak synodalność jako kategoria teologiczna czy eklezjologiczna odróżnialna zwłaszcza od kolegialności. Lektura dokumentu Komisji pokazuje, że nawet po trzech latach ta nieświadomość nie została w istocie do końca przełamana.
Tekst składa się bowiem z czterech rozdziałów; trzy pierwsze omawiają zagadnienie synodalności w historii, teologii i współczesnej praktyce Kościoła. Można powiedzieć, że definiują synodalność jako proces podejmowania decyzji przez osoby z autorytetem (papież, biskupi), który uwzględnia zdanie ludzi podległych im hierarchicznie. Dlatego w praktyce synodalność wyłaniająca się z trzech pierwszych rozdziałów dokumentu Komisji to raczej kolegialność uzupełniona o nowy nacisk położony na znacznie różnego rodzaju gremiów kapłańskich i świeckich w diecezjach oraz w parafiach. W tak rozumianej synodalności nie ma w zasadzie żadnego potencjału rewolucyjnego.
Inaczej przedstawia to jednak czwarty rozdział dokumentu Komisji. Tekst wprowadza zupełnie znienacka szereg niejasnych pojęć, nacechowanych dużym dynamizmem zmiany. W sposób zupełnie nielicujący z poprzednimi rozdziałami dowiadujemy się nagle, że Kościół musi pogłębiać „świadomość synodalną” i dokonać „synodalnego nawrócenia”, co ma pomóc budować „diakonię społeczną” i „dialog z mężczyznami i kobietami” oraz otwierać katolicyzm na „kulturę spotkań” z osobami innych religii.
Ta dziwna zmiana tonu może być związana z nowym klimatem, w jakim powstał rozdział: pod koniec prac Komisji zmieniło się bowiem kierownictwo Kongregacji Nauki Wiary. Kardynała Gerharda Müllera zastąpił abp Luis Ladaria Ferrer, dziś też kardynał. Wygląda na to, jakby superwizor dokumentu Komisji, niezadowolony z kształtu trzech systematycznych rozdziałów, na krótko przed publikacją zdecydował o dołączeniu czwartego, który będzie wskazywał bardziej rewolucyjną interpretację synodalności!
Przeciwko Ecclesia docens
W taką tymczasem stronę zmierzają liczne wypowiedzi samego papieża oraz Sekretariatu Synodu Biskupów, którym kieruje kardynał Mario Grech. Można powiedzieć, że jedna z głównych idei, które pojawiają się w ich wypowiedziach – zwłaszcza w wypowiedziach Franciszka – zdaje się dość niebezpiecznie traktować zasadę hierarchiczności w Kościele. Chodzi bowiem o postulat, który można ująć hasłowo: koniec podziału na nauczycieli i uczniów.
O tym papież mówił w przemówieniu wygłoszonym w październiku 2015 roku z okazji 50.lecia istnienia instytucji Synodu Biskupów. Stwierdził wówczas między innymi: „Sensus fidei nie pozwala na sztywne oddzielanie Ecclesia docens od Ecclesia discens, bowiem także owczarnia «ma nosa», co pozwala jej rozeznawać nowe drogi, jakie Pan otwiera przed Kościołem”. W zdaniu tym widzimy przeciwstawienie sobie Ecclesia docens i Ecclesia discens, czyli Kościoła nauczającego i Kościoła nauczanego. W Kościele odnowionym na gruncie synodalności te podziały nie mają już być zbyt wyraźne, bo, jak mówił w 2015 roku papież, wszyscy mają „iść razem” – to znaczy wszyscy mają wsłuchiwać się w siebie nawzajem, tak, by odkrywać głos Ducha Świętego.
„Kościół synodalny to Kościół, który słucha, ze świadomością, że słuchać «to coś więcej niż słyszeć» 12. Jest to wzajemne słuchanie, przez które każdy może się czegoś nauczyć. Lud wierny, kolegium biskupów, Biskup Rzymu: jeden wysłuchuje innych; a wszyscy wsłuchują się w Ducha Świętego, «Ducha Prawdy» (J 14, 17), aby poznać to, co On «mówi (…) do Kościołów» (Ap 2, 7)” – powiedział.
Ten obraz zaskakuje swoistym egalitaryzmem. Wprawdzie Ojciec Święty w tym samym przemówieniu kilka razy z wielką mocą podkreślił rolę biskupów oraz papieża jako autorytatywnych interpretatorów wiary, widzimy jednak dość duże spłaszczenie samego procesu namysłu nad Objawieniem. W wypowiedziach Franciszka wróciło to z jeszcze większą mocą w przemówieniu, jakie wygłosił we wrześniu 2021 roku do diecezjan Rzymu. Ojciec Święty powiedział wówczas, czym ma charakteryzować się Kościół synodalny przyszłości. „Jest wiele oporu przed przezwyciężeniem obrazu Kościoła, który sztywno rozróżnia pomiędzy przywódcami a podwładnymi, pomiędzy tymi, którzy nauczają, a tymi, którzy muszą się uczyć. Zapomina się, że Bogu podoba się obalać pozycje: Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych (Łk 1, 52), powiedziała Maryja. Wspólne podróżowanie odkrywa jako swoją linię raczej horyzontalność niż wertykalność. Kościół synodalny przywraca horyzont, z którego wschodzi słońce Chrystus: wznoszenie hierarchicznych pomników oznacza zakrywanie Go. Pasterze idą z ludem: my, pasterze, idziemy z ludem, czasem z przodu, czasem w środku, a czasem z tyłu” – stwierdził.
Znowu słyszymy więc o odejściu od podziału na tych, którzy nauczają i tych, którzy są nauczani. Wygląda na to, że mimo powtarzanych tu i ówdzie zapewnień o niepodważalnej roli papieża i biskupów, praktyka zmierza jednak w inną stronę – Kościoła horyzontalnego, spłaszczonego, który zatraca wyrazisty charakter hierarchiczny. Ta tendencja dostrzegalna jest na wielu poziomach, nie tylko w postulowanych na gruncie tej wizji relacjach między papieżem, biskupami a zwykłymi wiernymi.
Egalitaryzm na wielu poziomach
Chodzi również o relację między wiarą a niewiarą. Zachwianie naturalnego porządku rzeczy w tej dziedzinie widoczne jest doskonale w dokumentach przedsynodalnych, które ogłosił kierowany przez kardynała Grecha Sekretariat Synodu. To Dokument Przygotowawczy oraz Vademecum synodalne. Szczegółowo na temat tych tekstów pisałem w PCh24.pl już tutaj. Omawiane teksty wprowadzają dwie zasadniczo egalitarne intuicje. Po pierwsze, wynika z nich, że aktywnym podmiotem w Kościele synodalnym mają być nie tylko ci katolicy, którzy wierzą wiarą zgodną z nauką Kościoła i tę wiarę praktykują; aktywnym podmiotem mają być wszyscy ochrzczeni w Kościele ludzie, niezależnie od ich relacji z Kościołem. Mowa zatem zarówno o osobach, które chociaż deklarują się jako katolicy mają w wielu aspektach niekatolickie przekonania – a także o ludziach, którzy porzucili praktykowanie wiary lub nawet dokonali formalnego aktu apostazji (sic). Co więcej, aktywnym podmiotem Kościoła synodalnego mają być również niekatolicy. To z jednej strony prawosławni oraz protestanci, a z drugiej także przedstawiciele innych religii czy osoby w ogóle niereligijne. Także one mają być wezwane do tego, by przemawiać na forum Kościoła synodalnego – i by współkształtować przyszłość Kościoła w imię budowania powszechnego międzyludzkiego braterstwa.
Przypadłości i substancja – gdzie leży sedno problemu?
Oczywiście opisane powyżej zagadnienia nie wyczerpują w żadnej mierze całej palety niepokojów i znaków zapytania, jakie budzi proces synodalny. Nie wspomniałem tu w ogóle o kilku bardzo ważnych dla zrozumienia całości problemu faktach – uczyniłem to w kilku innych tekstach publikowanych na łamach PCh24.pl (lista tekstów i innych publikacji TUTAJ). Chodzi tymczasem między innymi o samą genezę procesu synodalnego, która wydaje się być związana z dawnymi dążeniami europejskich modernistów do trwałego ukonstytuowania modelu Kościoła jako wspólnoty podobnej raczej liberalnym wspólnotom protestancki; to każe zastanawiać się, czy „synodalność” nie zostanie wykorzystana jako instrument do laicyzacji Kościoła, to znaczy do wymywania zeń tożsamości Mistycznego Ciała Chrystusa, zastępowanej tożsamością organizacji świeckiej o religijnym kolorycie. Procesowi synodalnemu zagrażają też w ogromnej mierze wydarzenia z krajów niemieckojęzycznych oraz Ameryki Łacińskiej. W obu tych regionach już dziś trwają szeroko zakrojone prace nad budową Kościoła „synodalnego”, które cechują się takimi wyróżnikami jak: ideologia kresu kapłaństwa urzędowego, permisywizm moralny, apologia trybalizmu, głęboki relatywizm religijny, feminizm czy panteistyczny ekologizm.
Wszystko to jednak przypadłości – mające ogromną wagę i znaczenie, ale nie dotyczą samej natury procesu synodalnego. Natura ta tymczasem wydaje się być na fundamentalnym poziomie sprzeczna z eklezjologią, którą Kościół żył przez dwa tysiące lat. Czy jesteśmy pewni, że w nowym tysiącleciu, u progu którego teraz stoimy, samorozumienie Kościoła rzeczywiście wymaga radykalnej zmiany i przekształcenia? Czy to właśnie odnowa, jakiej Kościół, niewątpliwie pogrążony w głębokim kryzysie, rzeczywiście potrzebuje, by stać się na nowo wiarygodnym znakiem urzeczywistniania Ewangelii Jezusa Chrystusa? Czy w obliczu powszechnego zaniku autentycznej wiary w szereg kluczowych prawd, takich jak znaczenie i rola sakramentów czy jedyność zbawcza Ukrzyżowanego, naprawdę potrzebujemy synodalności? To pytania, przed którymi stajemy wszyscy; a zwłaszcza ci z nas, którzy z woli Bożej mają w Kościele katolickim w Polsce i na świecie władzę – władzę zarządzania, nauczania i uświęcania. Ta władza właśnie jest dzisiaj zachwiana. Bez stabilizacji nie pójdziemy naprzód.
Oby w naszym kraju przynajmniej mądrze poprowadzony proces synodalny nie przyczynił się do pogłębienia chaosu. Daj nam, Boże, światła.
Paweł Chmielewski