14 lutego 2024

Kościół – wróg numer jeden. Bismarck, Tusk i „Polnischer Kulturkampf”

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Oprócz przepędzania politycznych poprzedników z państwowej spiżarni oraz kasowania ich kluczowych przedsięwzięć, najwięcej energii ekipa Donalda Tuska poświęca w pierwszych miesiącach rządów na prowokacyjne gesty wymierzone w Kościół i środowiska katolickie. To nie przypadek i nie wyłącznie chęć rozhuśtania nastrojów społecznych dla zamaskowania niepopularnych decyzji, które drastycznie odbiją się na naszych kieszeniach.

 

Powstanie słynnej już „listy Sienkiewicza”, wpisane w kontekst rewolucyjnych deklaracji i decyzji nowego rządu, można odczytać na różne sposoby. Może być ono elementem realizowania wewnątrzkoalicyjnych zobowiązań. Może próbą licytowania się Koalicji Obywatelskiej z nominalną lewicą po to, by odebrać tej ostatniej głosy mentalnych spadkobierców PRL i ich ideologicznego potomstwa. To jednak także wyraźny sygnał na przyszłość, adresowany w stronę wszelkich instytucji i jednostek zależnych od państwa. Przekaz ten brzmi: „z nimi nie współpracujemy”.

Wesprzyj nas już teraz!

Przypomnijmy – celem audytu mającego objąć cały dwukadencyjny okres rządów PiS, jest sprawdzenie przepływów finansowych z instytucji kultury do kilkudziesięciu wymienionych na liście potencjalnych beneficjentów. Wykaz obejmuje przede wszystkim podmioty kojarzone z Kościołem katolickim, ale także branżowe. Na przykład organizacje lekarzy i naukowców, formułujące alternatywny wobec oficjalnego przekaz dotyczący tzw. pandemii. Widzimy tu stowarzyszenia oraz inicjatywy historyczne, patriotyczne, pomocowe, kulturalne, media i fundacje. Niektóre z nich czerpały z ministerialnego Funduszu Sprawiedliwości. Bartłomiej Sienkiewicz lustruje jednak również na przykład Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi, które nigdy nie korzystało i nie korzysta ze wsparcia państwa.

„Pomysł (…) aby tworzyć listę podejrzanych organizacji społecznych, nie jest nowy. W 2021 roku inicjatywę stworzenia listy organizacji niepożądanych w UE przedłożyli lewicowi posłowie do Parlamentu Europejskiego. Co ciekawe, na tamtej liście również dominowały stowarzyszenia katolickie” – zauważył na łamach „Dziennika Polskiego” Jan Rokita.

Jednak tamta idea upadła. Poparło ją 257 europosłów, przy 407 głosach przeciwnych. „W Brukseli połapano się na czas, że stworzenie listy wrogich stowarzyszeń byłoby prostym naśladownictwem unikalnego pomysłu rodem z Rosji, gdzie dokładnie w tym samym czasie (czerwiec 2021) Putin podpisał ustawę o organizacjach niepożądanych w Rosji” – podkreślił były polityk.

 

Koalicyjna piła na katolików

Dzisiaj mamy do czynienia z dążeniem do napiętnowania czy też „zagłodzenia” ponad 50 struktur – na ogół dobrze w Polsce rozpoznawalnych i znaczących dla naszego życia społecznego. Ten gest ministra kultury jest zaledwie jednym z pierwszych przejawów rewolucyjnego wzmożenia nowej-starej ekipy Donalda Tuska. Dobrze wpisuje się za to w model, w którym nic nie dzieje się poza kontrolą państwa, realizującego „jedynie słuszne” idee i będącego wyłącznym źródłem politycznej poprawności, etyki oraz prawa.

W minionej kadencji parlamentarnej, przy odmiennym układzie sił w Sejmie i Radzie Ministrów, również mieliśmy do czynienia z wieloma próbami pozyskania sobie przez władze środowisk, które w określonych warunkach mogłyby sprzeciwiać się polityce państwa. Obecnie obserwujemy zaś zwiastuny prawdziwego przewrotu społecznego. W deklaracjach i pierwszych posunięciach premiera oraz przedstawicieli poszczególnych ministerstw tkwi rozpoznawalna wyraźnie logika czegoś w rodzaju nowego Kulturkampfu.

Analogii względem pierwowzoru odczytać możemy niemało. Najbardziej jaskrawo wybija się tu paradygmat antykatolicki. Już dawno słyszeliśmy z ust reprezentantów rządzącego dziś obozu o „opiłowywaniu” wierzących. Od pierwszych dni po październikowych wyborach przez czołówki mediów przewijają się nieustannie tematy przekładające to dosyć ogólne sformułowanie na konkrety: likwidacja Funduszu Kościelnego, wprowadzenie swobody zabijania dzieci poczętych, surowy zakaz krytyki lobby LGBT, legalizacja związków sodomickich, wyrzucenie ze szkół lekcji religii, a teraz właśnie odbieranie funduszy organizacjom i instytucjom związanym z Kościołem bądź odwołującym się do wartości tradycyjnych (z tradycyjnym pojmowaniem zawodu i powołania lekarza włącznie).

 

Obsesja Bismarcka

„Zarówno w intencjach, jak i w brutalnej praktyce Kulturkampf nie oferował nic więcej prócz walki z niezależnością Kościoła katolickiego (Prusy jedność wyznaniową i narodową Polaków widziały jako część tego samego problemu)” – pisał wiosną ubiegłego roku Piotr Bożejewicz na łamach portalu Uważam Rze Historia.

Liberał Rudolf Virchow, poseł pruskiego Landtagu, ukazywał starcie z Kościołem w drugiej połowie XIX stulecia w kategoriach cywilizacyjnego wyboru „między reformacką tradycją nauki i oświecenia, a zabobonem i obskurantyzmem papistów”. Katolicyzm traktowany był przez wrogów niczym intruz w „zdrowym ciele kultury niemieckiej”. Stanowił przeciwieństwo nowoczesnego państwa uosabiającego postęp i nieuchronną konieczność dziejową. Czy to dla nas nie są znajome nuty?

Jak ocenił Bożejewicz, „sens wielu poczynań [Bismarcka] – w tym Kulturkampfu – nurza się w logice obsesji. Stał za nią wyolbrzymiony lęk przed osaczeniem Niemiec, a większość zagrożeń miała – wprost lub pośrednio – związek z katolicyzmem”. Wspomniane wyżej „nowoczesne państwo” na ówczesnym etapie oznaczało jednoczenie się w ramach ścisłej administracji, przy niwelowaniu lokalnych odmienności i partykularyzmów. Opór temu w Niemczech czy Włoszech stawiali przede wszystkim katolicy, ustawiani przez wrogą propagandę w roli antyhistorycznych reakcjonistów. W Niemczech utworzyli partię Centrum i chcieli państwa federalnego, niejako wbrew nazwie ugrupowania – mniej scentralizowanego. Celem Bismarcka było natomiast utworzenie Rzeszy, która w końcu powstała i trwała do końca I wojny światowej, a następnie powróciła w trakcie rządów Adolfa Hitlera. 

W walce o rząd dusz katolickie ugrupowanie skierowało swą uwagę w stronę społeczności wiejskich oraz robotników. Partia Centrum poszerzała swoje wpływy w organach władzy oraz oddziaływanie na ludność. Reichstag zaś uchwalał kolejne ustawy zmierzające do rugowania wierzących z życia publicznego. Państwo przejmowało jego majątki, w tym katolickie szkoły, karało więzieniem za niezgodne ze „słuszną linią” kazania, likwidowało zakony, mieszało się do polityki personalnej w strukturze Kościoła. Zwłaszcza ta ostatnia sfera aktywności władz wywołała reakcję Rzymu. Ojciec Święty Pius IX w 1875 roku wydał encyklikę Quod Nunquam „O Kościele w Prusach”. Zwrócił się do prześladowanych: „Dzika i nieoczekiwana burza panuje teraz na waszej ziemi, gdzie Kościół Boży cieszył się niegdyś pokojem. Do niedawno zaproponowanych przepisów wprowadzonych przeciwko prawom Kościoła dodano inne nowe prawa, które obaliły i usunęły ze stanowisk wielu duchownych i świeckich. Te nowe prawa całkowicie obalają boskie ustanowienie Kościoła i całkowicie niszczą święte prawa biskupów” – ubolewał papież.

Pius IX potępił państwowych uzurpatorów, którzy bez zgody Kościoła usiłowali przejmować sprawowanie sakramentów. Krzepił też wiernych, trwających przy prawowitych biskupach i księżach oraz samych duchownych. Napisał między innymi: „Czcigodni bracia, wasza odwaga i wierność pomogły złagodzić Nasz smutek podczas tych nieszczęść. Pozostała część duchowieństwa i wiernych naśladowała tę odwagę i wierność w obliczu zaciętej walki. Ich niezachwiany duch w wypełnianiu katolickich obowiązków oraz ich chwała były tak wielkie, że przyciągały wzrok i podziw wszystkich – nawet najbardziej zagorzałych przeciwników. Nie mogło być inaczej, gdyż jakkolwiek destrukcyjny jest upadek sprawującego władzę i jak bardzo przyczynia się do ruiny tych, którzy za nim podążają, w równym stopniu jest zbawienne i pożyteczne to, gdy biskup ofiaruje się swoim braciom jako przykład godny naśladowania poprzez stanowczość swojej wiary”.

 

Od Palikota do Tuska i Sienkiewicza

Ogromne nasilenie antykatolickiej agresji w naszym kraju nie jest zjawiskiem charakterystycznym dla ostatnich miesięcy ani nawet lat. Przeciwnie, stanowi stały element rzeczywistości społeczno-politycznej tzw. wolnej Polski, czy też III RP. Można pokusić tu się jednak o nakreślenie pewnej czasowej cezury. Otóż powszechny i permanentny medialny antyklerykalizm znalazł swój wyraz – jeszcze nie masowy, ale już publiczny i „uliczny” – przy okazji narodowej żałoby po tak zwanej katastrofie smoleńskiej. To wówczas pękło tabu powszechnego szacunku dla takich wartości jak żałoba i respekt wobec ludzkiej śmierci – dotychczas niekwestionowanych poza całkowitym marginesem spatologizowanych mediów. Wtedy, wiosną 2010 roku postsowieckie barbarzyństwo z urbanowskich szpalt rozlało się na warszawskie ulice. Jego nieodłącznym elementem były antykatolickie zbiorowe happeningi; kpiny z Krzyża, bluźniercze hasła, brutalne prowokacje wobec modlących się ludzi. „Palikotyzacja” obyczajów postępowała przy aprobacie władz państwowych i samorządowych oraz policji. Znalazła swój dalszy ciąg w kolejnych latach, podczas marszów proaborcyjnych. Ich uczestnicy próbowali napadać na kościoły, lecz napotkali opór zwykłych ludzi, którzy organizowali się spontanicznie w obronie atakowanych świętości.

Wraz z niedawnym powrotem do władzy rządzących w tamtym okresie, a przy tym otwarcie proniemieckich środowisk politycznych, polnischer Kulturkampf odrodził się teraz z nową mocą, wsparty na dokładkę nielicznymi, ale zasobnymi zagonami skrajnej lewicy. Po ośmioletnim okresie spowolnienia, antykatolicka rewolucja nabiera dzisiaj w naszym kraju świeżego wigoru. Napotyka osłabiony własnymi błędami i bezustanną wrogą propagandą instytucjonalny Kościół oraz skrajnie poróżnione polityką „dziel i rządź” społeczeństwo [chciałoby się w tym miejscu napisać: „naród”, ale bardziej adekwatne byłoby raczej określenie „transnaród”, użyte w analitycznej książce politologa Jacka K. Sokołowskiego „(…) Polacy w poszukiwaniu politycznej formy”].

 

Brońmy swych pasterzy

Pomimo dysproporcji sił – wyznaczanych głównie potencjałem polityczno-medialnym – wynik powyższej konfrontacji wciąż nie jest rozstrzygnięty. W tym kontekście pouczającego dla nas spostrzeżenia dostarczył wybitny apologeta Vittorio Messori. Na kartach II tomu rozważań pt. „Przemyśleć historię. Katolicka interpretacja ludzkiego losu” rozpatrywał on przyczyny, dla których włoskie regiony, dzisiejsze prowincje Bolonia, Ferrara, Forli czy Rawenna, wchodzące niegdyś w skład Państwa Kościelnego, stały się z biegiem lat religijnie oziębłe, czy też wręcz antyklerykalne.

A przecież jeszcze do przełomu XVIII i XIX stulecia odznaczały się pobożnością. W 1796 roku wtargnął do nich wraz ze swoją armią Napoleon Bonaparte. Ludność gotowa była ruszyć w obronie swoich ziem, jednak papież Pius VI, zresztą pochodzący z Romanii, podpisał na fatalnych warunkach rozejm, zaledwie pod wpływem pogróżek najeźdźcy.

„Kiedy potem Francuzi zapuścili się na teren Romanii, odpowiedzią większości biskupów i wielu proboszczów na profanacje i plądrowanie kościołów, na wypędzanie zakonników z klasztorów, na rewolucyjne liturgie przy drzewku wolności, były hołdy i schlebianie nowym panom oraz nawoływanie kipiących z oburzenia rzemieślników i wieśniaków do cierpliwości” – opisywał Messori.

Poczynania agresorów w Lugo di Romagna, Marche, Lacjum czy Umbrii i tak skłoniły ludność do zbrojnego wystąpienia. „Ta epopeja, w imię religii i Kościoła, kosztowała wiele łez i krwi wiernego ludu. A opór stawiano często wbrew tylu ludziom Kościoła, którzy – dla uniknięcia większych nieszczęść, ale także z pragnienia spokojnego życia i z uwagi na sprawowaną władze – wybierali bojaźń i kolaborację” – podkreślał autor.

W przekonaniu pisarza, postawa ludzi wybranych przez Chrystusa na pasterzy Jego ludu jest jednym z powodów, dla których wielu Włochów straciło wiarę, „i tak pozostają, nadstawiając bacznie ucha na to, co głoszą apostołowie licznych kolejnych nurtów antyklerykalnych”.

Podobnych przykładów jest więcej, o czym chociażby świadczą dzieje apostazji Anglii czy losy meksykańskich Cristeros. Nieprzejednani w swym przywiązaniu do prawdziwej religii zwykli wierni zostali w chwili próby niejednokrotnie porzuceni przez tych, od których oczekiwali duchowego przywództwa i wsparcia. Możemy jednak także śmiało odwrócić sytuację – historia Kościoła dostarcza nam przecież także niemało przykładów heroizmu biskupów i kapłanów. Czy nie w decydującej mierze dzięki takim właśnie świadkom wiary przetrwaliśmy – mocno obici, ale jednak – ponure noce zaborów a później komunizmu w jego poprzednim, sowieckim wcieleniu?

Tak czy inaczej, w starciu z bezbożnymi rewolucjami postawa duchownych jest zazwyczaj kluczowa. Przekonujemy się o tym, wprawdzie nie wprost, ale dobitnie, ze słów samego Zbawiciela: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26, 31).

Mamy na razie do czynienia z uwerturą konfrontacji władzy świeckiej z Kościołem. Wszelkie znaki wskazują jednak, że akurat te obietnice premiera powinniśmy potraktować zupełnie poważnie.

Roman Motoła

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij