Pełzająca inwazja Rosji na Ukrainę kończy się ostatecznym podziałem tego państwa na rosyjskojęzyczną część południowo-wschodnią, która po pewnym czasie zostaje oficjalnie włączona w skład Federacji Rosyjskiej, i kadłubową, nominalnie niepodległą centralno-zachodnią. To jednak nie koniec – uwaga Moskwy zwraca się w kierunku słabej Mołdawii, która osamotniona wobec zakusów Kremla całkowicie podporządkowuje się jego polityce. Kolejny krok to ofensywa w stronę Łotwy i Estonii, gdzie – korzystając z rozlicznych możliwości wywierania wpływu na kraje Unii Europejskiej – Rosja z powodzeniem występuje w obronie wyjątkowo licznej mniejszości rosyjskiej, żądając dla niej specjalnych praw. Państwa bałtyckie wchodzące formalnie w skład UE i NATO muszą uzgadniać kwestie dotyczące swej polityki wewnętrznej i gospodarczej z Kremlem. Ten zaś tymczasem reguluje swoje stosunki z postsowieckimi republikami w Azji, wasalizując ostatecznie wszystkie te państwa, w których poszerzaniu wpływów Moskwy nie stawia zdecydowanej tamy Pekin. W dziele odbudowy dawnego imperium przychodzi kolej na Białoruś – i tak już przecież związaną z Rosją silnymi więzami – a następnie na… Polskę i Rumunię.
Taki scenariusz rosyjskiej ekspansji, z którego różnymi wersjami możemy już od kilku lat zapoznawać się w oficjalnych publikacjach ukazujących się w Rosji (jak bodaj najdalej idący tekst z roku 2008 o operacji „Mechaniczna pomarańcza” opublikowany na stworzonym przez Gleba Pawłowskiego portalu „Russkij żurnal”), jeszcze u progu tego roku mógł się wydawać fantasmagorią. Podobnie głośne słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane w Tbilisi podczas wojny rosyjsko‑gruzińskiej, iż Rosja dąży do odbudowy imperium drogą uzyskiwania bezwzlędnej dominacji nad poszczególnymi sąsiadami, stąd po Gruzji musi przyjść kolej na Ukrainę, państwa bałtyckie, a następnie Polskę, traktowano raczej jako rusofobiczne „potrząsanie szabelką” niż trzeźwą analizę geopolityczną.
Tymczasem wydarzenia kolejnych miesięcy bieżącego roku sprawiają, że ostrzeżenia tych, których oskarżano o co najmniej przewrażliwienie, a nierzadko i antyrosyjską fobię, stają się coraz bardziej wiarygodne, a rozmaici politycy, którzy jeszcze cztery lata temu w niemal familijnej atmosferze pozowali do „sweet‑fotek” z Władimirem Putinem i Dmitrijem Miedwiediewem, dziś próbują zatrzeć złe wrażenie, wygrażając lokatorowi Kremla i porównując go do Hitlera i Stalina.
Wesprzyj nas już teraz!
Agresywna polityka Kremla, jej skala, konsekwencja i skuteczność zaskoczyły Zachód, przyzwyczajony do tego, że każdą akcję militarną poprzedzają długie deliberacje albo w ogóle do niej nie dochodzi. Jednakże w obliczu twardych faktów szersza opinia publiczna zainteresowała się, co też sprawiło, że może nieco ekscentryczny, ale w gruncie rzeczy przecież cywilizowany współczesny „car” posuwa się do tak niesympatycznych działań wobec ościennego państwa.
Aleksandr Dugin Superstar
Zaczęto więc poszukiwania jakiegoś współczesnego Rasputina stojącego za nowym obliczem „cara”. Z pomocą przyszedł magazyn „Foreign Affairs”. Pismo to – powszechnie uważane za organ środowisk decydujących o polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych, którego autorzy niejednokrotnie bywają związani z wywiadem tegoż mocarstwa – mózgiem Putina ogłosiło geopolityka i religioznawcę z kręgu tradycjonalizmu integralnego, twórcę, ideologa i lidera metapolitycznego ruchu eurazjatyckiego działającego w Rosji, a także poza jej granicami – Aleksandra Dugina.
Pomijając fakt, że obszerne fragmenty poświęconego mu artykułu zdradzają nie najlepszą orientację Amerykanów w sprawach rosyjskich, należy docenić samo odnotowanie wpływu, jaki na elitę polityczną Rosji wywiera ten intelektualista. Notabene w Polsce dostrzeżony został on już stosunkowo dawno, bo w roku 1998, kiedy to udzielił Grzegorzowi Górnemu głośnego, opublikowanego na łamach „Frondy” wywiadu pt. Czekam na Iwana Groźnego.
Już wtedy trzydziestosześcioletniego zaledwie Aleksandra Dugina otaczał w Rosji nimb swoistej legendy jako oryginalnego ideologa politycznego z jednej strony, z drugiej zaś lidera Partii Narodowo‑Bolszewickiej, będącej de facto nie tyle klasyczną partią, co organizacją edukacyjną i paramilitarną formującą w radykalnym duchu rosyjską młodzież. Dugin, syn generała sowieckiego wywiadu, zdążył jeszcze przed upadkiem ZSRS zaangażować się w opozycyjną działalność polityczną, związując się z radykalnymi nacjonalistami. Nie przeszkodziło mu to zostać wkrótce potem współautorem programu politycznego nowo tworzonej partii komunistycznej Gienadija Ziuganowa. Założył pismo „Elementy”, którego publicystyka stanowiła wyraz recepcji haseł zachodnioeuropejskiej Nowej Prawicy, a także fascynacji ideami tradycjonalizmu integralnego Juliusa Evoli. Równocześnie wraz z Edwardem Limonowem stworzył wspomnianą wyżej Partię Narodowo‑Bolszewicką o programie z jednej strony skrajnie nacjonalistycznym, z drugiej zaś gloryfikującym sowiecką przeszłość. Po pewnym czasie drogi narodowych bolszewików i Dugina rozeszły się, a ten ostatni stworzył ruch eurazjatycki, twórczo rozwijający antyzachodnią ideologię powstałą w kręgach rosyjskiej emigracji w latach 20. i 30. XX wieku.
Od tego czasu Dugin osiągnął pozycję najbardziej znanego i najczęściej cytowanego współczesnego rosyjskiego myśliciela politycznego. Warto zacytować tu fragment poświęconego mu artykułu Dawida Madejskiego Pocałunek mongolskiego księcia. Eurazjatyzm Rosji w myśli Aleksandra Dugina, w którym autor, za Adamem Pomorskim, znawcą rosyjskiego neoromantyzmu, ostrzega przed skłonnością do uznawania rozmaitych „ekscentrycznych” z naszego punktu widzenia myślicieli rosyjskich za margines umysłowych dziejów Rosji. Zdaniem Pomorskiego jest wręcz przeciwnie: ludzie ci stanowią – poza sporadycznymi wyjątkami dla działaczy politycznych – najściślejszą elitę intelektualną Rosji, natomiast idee przez nich głoszone mogą wywierać o wiele większy wpływ, niż może się to z pozoru wydawać.
Powyższa uwaga świetnie odnosi się do wpływu, jaki Aleksander Dugin wywierał na życie intelektualne Rosji już z początkiem tego stulecia, kiedy stawał się coraz bardziej znany również na Zachodzie, a do jego tez odnosili się czołowi intelektualiści konserwatywni na całym świecie. W ciągu niespełna dwóch dziesięcioleci prace Dugina ukształtowały poglądy niemal całej rosyjskiej klasy politycznej – od komunistów Ziuganowa przez populistów Żyrynowskiego po polityków rządzącej Jednej Rosji. Z czasem Dugin zbliżał się coraz bardziej do ekipy Putina, bywał coraz częstym gościem na Kremlu i w rozmaitych instytucjach związanych z polityką zagraniczną i obronnością. Obecnie zaś kierując Zakładem Socjologii Stosunków Międzynarodowych i Centrum Studiów nad Konserwatyzmem Uniwersytetu Moskiewskiego, jest stałym współpracownikiem Siergieja Naryszkina, przewodniczącego Dumy Państwowej i jednego z liderów rządzącej partii Jedna Rosja.
Wydane w 1997 Podstawy geopolityki (z podtytułem Geopolityczna przyszłość Rosji) autorstwa Dugina zostały zalecone jako podręcznik dla studentów najpierw w akademiach wojskowych i dyplomatycznych, a następnie w pozostałych uczelniach wyższych. Doszło do tego, że gazeta „Moskowskij Komsomolec” określiła kierowany przez Dugina ruch eurazjatycki jako intelektualną partię władzy, zaś „Argumenty i fakty” nazwały go wprost ideologiem Putina, a jego Centrum Eurazjatyckich Inicjatyw Geopolitycznych – drugim MSZ Rosji. Choć nie brak w tych określeniach pewnej przesady, warto zauważyć, że zrealizowana właśnie aneksja Krymu przebiegała dokładnie według scenariusza nakreślonego przez Dugina wkrótce po wojnie w Gruzji w 2008 roku.
Eurazjatyzm, prawosławie, Stalin
W olbrzymim skrócie można powiedzieć, że cała ideologia Aleksandra Dugina to mieszanka wielkoruskiego szowinizmu, eurazjatyckiego imperializmu, skrajnego antyokcydentalizmu i tradycjonalizmu integralnego w jego najbardziej ezoterycznej odmianie, z elementami politycznego makiawelizmu i lewicującej demagogii społecznej. Już same tytuły najważniejszych prac Dugina, jak Misteria Eurazji, Teoria hiperborejska, Rewolucja Konserwatywna, Templariusze proletariatu, Podstawy geopolityki, Ojczyzna absolutna, Stany Zjednoczone i Nowy Porządek Światowy, Pop-kultura i znaki czasu, czy Konspirologia, wyglądają jak tytuły rozdziałów jednej książki.
Ich przewodnia myśl to teoria walki dwóch cywilizacji jako siły napędowej współczesnej historii: cywilizacja atlantycka – świecka, racjonalistyczna, skomercjalizowana i indywidualistyczna – ściera się z cywilizacją eurazjatycką: sakralną, barbarzyńską, uduchowioną i kolektywistyczną. Centrum tej pierwszej mieści się w Ameryce Północnej, centrum drugiej – w Rosji. O Zachodzie pisze Dugin, że to geograficzny Antychryst, martwa ziemia. Wszystko, co szkodzi Zachodowi, jest dobre. Stąd postulowany przez Dugina sojusz Rosji ze światem islamu, a przede wszystkim z krajami wrogimi Ameryce. To samo odnosi się do Europy, w której Rosja powinna dążyć do współpracy ze wszystkimi siłami antyamerykańskimi, zwalczać zaś państwa występujące jako agenci wpływu Waszyngtonu. Według Dugina, tylko Rosja jest w stanie obronić Europę przed hegemonią agresywnej Ameryki.
Cywilizację rosyjską uznaje Dugin za eurazjatycką, ponieważ wykształciła się ona w wyniku zetknięcia słowiańsko‑bizantyńskiej kultury Rusi ze stepową kulturą ludów turańskich. Według Dugina przez wieki kontaktów z Tatarami bizantyńska forma kultury została wypełniona turańską treścią, później zaś w procesie kolonizacji Syberii i Dalekiego Wschodu ludność słowiańska zmieszała się z narodami tureckimi i ugrofińskimi, co dodatkowo zwiększyło udział azjatyckich, stepowych wątków w tożsamości rosyjskiej.
Stąd też prawdziwe duchowe oblicze Rosji – zdaniem Dugina – kształtuje nie tylko prawosławie, a jeśli już, to wcale nie takie prawosławie, jakie pasuje do naszych wyobrażeń. Dugin zauważa, że w świecie rosyjskiego prawosławia istnieje synergia między pogańskimi i chrześcijańskimi figurami i modelami, które nakładają się na siebie homologicznie i bezkonfliktowo, a nawet harmonijnie. We wspomnianym wyżej wywiadzie tłumaczy on Grzegorzowi Górnemu, iż prawosławie i chrześcijaństwo to dwie różne rzeczy. (…) Prawosławie, które nie jest religią, lecz tradycją, jest o wiele bliższe temu, co nazywamy pogaństwem. Ono obejmuje i włącza w siebie pogaństwo (…) nie wchodzi w totalny konflikt z normami pogańskimi, a jedynie transformuje przedchrześcijańskie archetypy w prawosławnych kontekstach.
Duchowość Rosji według Dugina nie kłóci się przy tym z ideą państwa totalnego, bo w antropologii prawosławnej nie występuje pojęcie indywiduum – wręcz odwrotnie, prawosławna antropologia, na której opiera się cała cywilizacja, akcentowała zawsze ponadindywidualną osobowość.
Prawdziwy heglizm to Iwan Pereswietow – człowiek, który w XVI wieku wymyślił dla Iwana Groźnego opryczninę. To był prawdziwy twórca rosyjskiego faszyzmu. On sformułował tezę, że państwo jest wszystkim, a jednostka niczym. Państwo jest zbawieniem, państwo jest Kościołem. Wystarczy poczytać pisma naszego prawosławnego świętego Józefa z Wołokołamska, by przekonać się, że te dwa organizmy są identyczne, tożsame. I teraz cały ten organizm prze ku zbawieniu, wszyscy dążą do zbawienia nie rozdrabniając się, jak jedna zbiorowa dusza, jedno zbiorowe ciało. Jednostka rozpływa się w kolektywie. W ten sposób Rosjanin pracuje dla zbawienia. (…) Państwo, zwłaszcza święte państwo, jest instrumentem tego zbawienia.
Interesujące jest również spojrzenie Dugina na dwudziestowieczną historię Rosji. Jego zdaniem, Rosjanie są dumni z czasów ZSRS, ale jednocześnie ubolewają nad ceną, jaką przyszło narodowi zapłacić za rzekome wielkie osiągnięcia tamtych czasów, jak choćby podbój połowy Europy. Dugin dawał wielokrotnie wyraz swego uznania dla Stalina, powtarzając, że był on manifestacją eurazjatyckości w jej wariancie komunistycznym, a jednym z najważniejszych jego posunięć było zniszczenie prawosławia silnie wówczas zokcydentalizowanego, czyli przesiąkniętego duchem Zachodu, i utworzenie w jego miejsce nowej Cerkwi, całkowicie podporządkowanej władzy komunistycznej, bardziej ludowej i ponoć znacznie bliższej duchowi narodu. Można powiedzieć, że ludowy monarcha Stalin z ludową wiarą, czyli komunizmem, wystąpił przeciwko wyobcowanej, pańskiej, szlacheckiej, zokcydentalizowanej monarchii oraz Cerkwi.
Już te kilka wątków z bogatej palety poglądów Dugina daje dosyć jasne pojęcie, jak sformułowana przezeń ideologia może być wygodna i użyteczna dla sprawującej władzę w Rosji ekipy byłych enkawudzistów. Eurazjatyzm i jego wieczna wojna z atlantyzmem to przecież nowa postać dwubiegunowego świata zimnej wojny, w ramach którego Rosja nie musi wyrzekać się ekspansjonizmu, a równocześnie nie musi wcale aspirować do bycia centrum jakiejś uniwersalistycznej ideologii, jakiejś nowej wiary. W takiej logice do odbudowania prawdziwej potęgi wystarczy być rzecznikiem tych wszystkich sił, którym nie odpowiada globalizacja na amerykańską modłę i rządy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dugin daje też wygodne dla postkomunistycznych elit politycznych odpowiedzi na trudne pytania o tożsamość Rosjan, ocenę historii najnowszej czy wiarygodność Cerkwi kierowanej do dziś przez współpracowników dawnego reżimu.
Polska? Musi zniknąć!
Skoro jednak duginowskie idee są tak atrakcyjne dla władzy Putina, powinniśmy się zainteresować, co też eurazjatycki myśliciel ma do powiedzenia na temat Polski. Jakie miejsce dla naszego kraju przewiduje w przyszłym porządku światowym?
W tym wielkim starciu cywilizacji atlantyckiej i kultury eurazjatyckiej to wszystko, co znajduje się między nami – Polska, Ukraina, Europa Środkowa, a kto wie, może nawet Niemcy – musi zniknąć, zostać wchłonięte – wieszczy Dugin.
W geopolityce Polska pozostaje częścią kordonu sanitarnego rozdzielającego kontynent eurazjatycki na dwie części, co jest bardzo wygodne dla antytradycyjnych sił anglosaskich. Polska nie może w pełni zrealizować swej eurazjatycko‑słowiańskiej istoty, gdyż przeszkadza jej w tym katolicyzm, ani swej zachodnioeuropejskiej tożsamości, gdyż przeszkadza jej własna słowiańskość, tzn. język, zwyczaje, archetypy, klimat miejsc itd. Na skutek tej dwoistości, tej graniczności sytuacji Polska zawsze pada ofiarą trzeciej siły, tak jak dziś mondializmu czy atlantyzmu. To położenie na granicy między Rosją a Niemcami sprawia, że zawsze w historii będzie występował problem rozbiorów Polski między Wschód i Zachód.
Jeżeli więc Polska będzie się upierać przy zachowaniu własnej tożsamości, to – zdaniem Dugina – nastawi wszystkich wrogo wobec siebie i po raz kolejny stanie się strefą konfliktu.
Jak tego uniknąć? Trzeba rozkładać katolicyzm od środka, wzmacniać polską masonerię, popierać rozkładowe ruchy świeckie, promować chrześcijaństwo heterodoksyjne i antypapieskie. Katolicyzm nie może być wchłonięty przez naszą tradycję, chyba że zostanie głęboko przeorientowany w kierunku nacjonalistycznym i antypapieskim.
Niech więc nie łudzą się katolicy, którzy wiążą jakieś nadzieje z konserwatywnym zwrotem w retoryce Kremla: w duginowsko‑putinowskiej logice nawet obrona tradycyjnej rodziny w Rosji może zostać sprawnie połączona ze wspieraniem rozkładowych tendencji obyczajowych w Polsce.
Granica Eurazji niekoniecznie jednak musi przebiegać gdzieś na terenie naszego kraju. Ideolog eurazjatyzmu obwieszcza bowiem, że zjednoczenie z Niemcami i stworzenie jednego bloku kontynentalnego, to jeden z ważnych celów strategicznych Rosji. Postulując taki sojusz Dugin snuje nawet dywagacje na temat zwrócenia Niemcom obwodu kaliningradzkiego, czyli części dawnych Prus Wschodnich, co stanowiłoby wyraz rezygnacji Kremla z ostatniego terytorialnego symbolu tragicznej, bratobójczej wojny, jak nazywa drugą wojnę światową. W zamian za to Rosja miałaby uzyskać nabytki kosztem państw Europy Środkowej i gwarancje ostatecznego zniweczenia groźnych dla siebie planów federacji czarnomorsko‑bałtyckiej.
My, Rosjanie, i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem przy pomocy wywieranego przez nas nacisku maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii – rysuje Dugin podobieństwo między Rosją a Niemcami, aby wreszcie nie pozostawić nam żadnych złudzeń: Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno‑geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki.
Słowa te, kiedy padły pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, mogły się wydawać– w obliczu ówczesnej słabości Rosji – jedynie napuszoną prowokacją nieco odrealnionego intelektualisty. Dziś, gdy na naszych oczach postulaty Dugina stają się faktami, a ich autor cieszy się na Kremlu wielką estymą, wypada uważnie wczytać się w jego prace. W końcu historia pełna jest niedocenianych przez lata ideologów, których zaczęto czytać, kiedy już było za późno…
Piotr Doerre
Artykuł został opublikowany w 38. nr magazynu „POLONIA CHRISTIANA”