Od ostatniego naszego spotkania na piwnym szlaku minęło kilka tygodni. Obchodziliśmy święta Wielkiej Nocy, w oprawie iście Bożonarodzeniowe, później aura szybko się zmieniła – mróz ustąpił miejsca niemal letnim upałom…
Pogoda w ogóle przez dłuższy czas nie zachęcała nas do opuszczania domowych pieleszy, więc jedną z najlepszych rozrywek była lektura. Spojrzałem na półki mojej biblioteczki i od razu rzucił mi się w oczy ciekawie wydany album – prezent od przyjaciela – pod frapującym tytułem: Piwo to napój niezbędny. Przemysł piwowarski na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej.
Wesprzyj nas już teraz!
Autor albumu, Sławomir Jędrzejewski od ponad 20 lat zbiera przedwojenne pamiątki związane z „kresowym” piwem: butelki, etykiety, kapsle, zdjęcia etc. – Kilka lat temu na targu staroci zobaczyłem butelkę. Miała wytłoczony w brązowym szkle napis „Lwowskie Towarzystwo Akcyjne Browarów”. Niestety była za droga, więc z żalem odstawiłem ją na miejsce. Od tamtej chwili minęło już sporo czasu. A jednak wciąż ją pamiętam. Może dlatego, że ta zwykła butelka ze Lwowa wywołała we mnie wrażenie nieuchwytności i tęsknoty, które towarzyszy mi do dziś, gdy tropię na giełdach i targowiskach pamiątki po browarach z Kresów Wschodnich – pisze w swej księdze Sławomir Jędrzejewski.
Pasjonat Kresów i piwa ukazuje nam serce ówczesnej Polski z perspektywy przemysłu piwowarskiego. – Kresy wciąż wywołują duże emocje. Są tragiczną legendą, symbolem niesprawiedliwości dziejów. Książka, którą napisałem, pokazuje je z zupełnie innej strony – nie perspektywy narodowej historii, lecz przez pryzmat zimnego, jasnego piwa, uwarzonego gdzieś na Wołyniu czy Polesiu – wyjaśnia autor oryginalne podejście do tematu.
Poznając Wschód Rzeczypospolitej z tej strony, możemy znaleźć wiele cennych informacji historycznych, ale i spostrzeżeń socjologicznych. Wchodzimy w ten kulturowy tygiel, konstatując, że życie na Kresach łatwe nie było, ale miało wiele barw, uroku i niezwykłych tradycji. Krążymy więc piwnym szlakiem po przedwojennych województwach: białostockim, wileńskim, nowogródzkim, poleskim, wołyńskim, tarnopolskim, stanisławowskim i lwowskim. Poznajemy mieszkających tam ludzi, ich siłę woli, zaradność i umiejętność radzenia sobie w trudnych warunkach i niełatwych czasach.
Czegóż jeszcze dowiadujemy się z albumu? Że na przykład w 1929 roku na Kresach działały 43 browary. Były to w większości małe zakłady rzemieślnicze, w których pracowało 20-30 osób. Jedynie browar lwowski zatrudniał więcej niż dwustu pracowników i warzył najwyżej 300 tysięcy hektolitrów piwa rocznie. Oprócz niego do największych zaliczały się browary w Kałuszu, Korolówce, Busku i Wilnie.
Najpopularniejszym gatunkiem były oczywiście piwa jasne ale warzono też ciemne, marcowe, koźlaki czy portery. Na kresach pito mało piwa. W latach 30. niewiele więcej ponad… litr rocznie. Kresowe browary musiały walczyć z konkurencją piwnych potęg: browaru okocimskiego, żywieckiego oraz warszawskiego (Haberbusch &Schiele), ale także mniejszego zakładu piwowarskiego z Drozdowa koło Łomży.
Dowiadujemy się też, że właścicielem browaru w Ponikwie był Adolf Bocheński, wybitny publicysta „Buntu Młodych”, piewca mocarstwowej Polski i oficer II Korpusu, poległy w 1944 roku we Włoszech (brat o. Józefa Marii i Aleksandra).
Dzięki albumowi poznajemy także ówczesną propagandę piwną. W reklamach podkreślano walory odżywcze złotego napoju: Wartość 1/2 litra piwa jako pokarmu jest równoznaczna z wartością odżywczą 284 gr ziemniaków, 385 gr mleka, 32 gr masła, 105 gr chleba lub 470 gr jabłek… Nie zapominano o zasługach złotego trunku dla utrzymania zdrowia psychicznego: Są niezliczone wypadki neurastenii, przemęczenia lub przygnębienia, w których piwo oddaje znakomite usługi, a przede wszystkiem w nerwowem życiu nowoczesnych wielkich miast… i fizycznego: Najlepsze Piwo Lwowski Browar stwarza/Pijąc je – nie znasz aptek i lekarza.
Album jest bogato ilustrowany zdjęciami etykiet, reklamówek, ogłoszeń i butelek… Te ostatnie w przeróżnych, nieraz bardzo wymyślnych kształtach i z bogatymi zdobieniami do dziś robią ogromne wrażenie, a w tamtych czasach musiały nieść za sobą obietnicę wyjątkowego piwa.
Na koniec nasuwa się refleksja… Patrząc na prezentowany na kartach albumu materiał dowodowy”, czyli fotografie pamiątek piwnych z tamtych czasów, aż chce się wykrzyczeć jaka mogła być kultura – nie tylko piwna – w Polsce, gdyby nasz kraj nie przeżył tragicznego eksperymentu zerwania z tradycją po II wojnie światowej.
Wystarczy rzucić okiem na plakat reklamujący piwo uwarzone choćby przez Lwowskie Towarzystwo Akcyjne Browarów z okresu międzywojennego, gdzie widzimy niebagatelną butelkę po Porterze Lwowskim i obok dostojnie stojący kielich-pokal, wypełniony tym szlachetnym napojem. Od razu na myśl przychodzą trunki i sposób ich serwowania w piwnym królestwie Belgii…
Taka kultura mogła rozwijać się także u nas. Zboczyła jednak – jak przystało na kraj, dotknięty wirusem „sowieciarstwa” – w kierunku owianej złą legendą budki z piwem, pod którą „proletariusz” upijał się prosto z butelki, ewentualnie szedł do podłej, cuchnącej „fermentacją” knajpy, w której znano tylko jedną odmianę piwnego szkła – kufel.
W PRL-u egalitarny demon nie oszczędził nawet złotego trunku…
Bogusław Bajor
_________________________________________________________________________
* Sławomir Jędrzejewski, Piwo to napój niezbędny. Przemysł piwowarski na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2012
{galeria}