Reims leży w północno-wschodniej Francji, w regionie Szampanii. To jedno z większych miast w kraju. Bliskość Paryża sprawia, że jest chętnie odwiedzane przez leniwych turystów. Przyjeżdżają po południu, w pełnym słońcu, przez wizjer aparatu oglądają monumentalną fasadę katedry.
W ciemnym wnętrzu prześlizgują wzrokiem po wielowiekowych ścianach i po kwadransie uprzejmego zdziwienia nad ideą wznoszenia takich budynków wychodzą, aby na tłocznym deptaku w cieniu kawiarnianego parasola uraczyć się zimnym piwem. Gwarny tłum przelewa się ulicami, błyskają flesze, języki mieszają się jak na wieży Babel – a katedra stoi, nieporuszona i milcząca. Jej majestatyczne piękno jest zbyt trudne do pojęcia przez człowieka XXI wieku…
Wesprzyj nas już teraz!
Po pierwszej wojnie światowej przylgnęło do niej określenie „katedra-męczennica” – bombardowania rozpoczęły się jeszcze w 1914 r. i zniszczyły budynek niemal doszczętnie. Do odbudowy przystąpiono zaraz po zakończeniu działań wojennych, było to możliwe dzięki hojności sponsorów z Ameryki. John Rockefeller, który pokrył większą część kosztów, miał w zamian tylko jedno życzenie – aby kalenicę ozdobić metalowym ornamentem, złożonym z lilii burbońskich. Dzięki temu katedra, która przez wieki była niemym świadkiem sakry królów Francji, a w latach szalonej laicyzacji została odarta ze swego dziedzictwa, wciąż jest ozdobiona symbolicznymi emblematami monarchii francuskiej.
„Przepaść odrzucona w górę”
Do Reims najlepiej jest przyjechać rano; ulice są jeszcze wyludnione, słońce niezbyt wysoko, więc upał nie doskwiera. Skwer przed katedrą niemal pusty, można stanąć na wprost fasady i przez chwilę popatrzeć na białe wieże, w których cieniu dawno temu nieprzebrane tłumy oczekiwały nowego króla. Jasny kamień wyraźnie odcina się od błękitnego nieba, a na myśl nasuwa się pytanie, ile ludzkiego potu i krwi musiało zostać przelanych, aby zbudować coś takiego. Przy wejściu, po prawej stronie bogato zdobionego portalu stoi figura uśmiechniętego anioła. Jest ona dosyć znana, choć nie wszyscy wiedzą, że pochodzi właśnie z Reims. Kamienna rzeźba ma łagodny wyraz twarzy i uśmiecha się serdecznie jakby wyrażając radość z przybycia nowego pielgrzyma.
Katedra średniowieczna jest czymś, czego na dobrą sprawę opisać się nie da. Gotyk to styl, którym się trzeba zachłysnąć, doświadczyć go wszystkimi zmysłami. Julian Przyboś nazwał katedrę przepaścią odrzuconą w górę – bardzo trafna metafora, bowiem jest to swego rodzaju otchłań, ale rozciągająca się ponad człowiekiem – symboliczne Niebiańskie Jeruzalem. Będąc w Reims, należy skorzystać z możliwości wejścia na wieżę, najlepiej również przed południem, kiedy nie ma zbyt wielu chętnych. Wysoko nad miastem, twarzą w twarz z monumentalnymi posągami królów Francji łatwo o wrażenie, że jest się bliżej Boga. Gargulce, przerażający strażnicy, są na wyciągnięcie ręki a dookoła tylko przestrzeń i cisza. Idąc dalej, wchodzi się do wnętrza katedry, w przestrzeń pomiędzy dachem a sklepieniem nawy głównej. Zniszczona w czasie wojny dębowa konstrukcja podczas remontu została zastąpiona betonową, lżejszą i wytrzymalszą. Do złudzenia przypomina ona jednak drewnianą. W mroku panującym w tym pomieszczeniu można odnieść wrażenie, że czas cofnął się o kilka stuleci. Z pewnej odległości – niestety bez możliwości dotknięcia – widać samo serce katedry, klucz sklepienia. Jest w tym jakaś tajemnica; misteria i precyzja konstrukcji przywodzi na myśl Boga, a zarazem, poprzez swoje skomplikowanie pokazuje, jak trudna może być ta droga.
Świadek chrztu Francji
Katedra w Reims została wzniesiona w latach 1211-1275. Wcześniej jednak także znajdowało się tam miejsce kultu. Pierwsza katedra powstała w V wieku, tam został ochrzczony legendarny król Franków, Chlodwig. W 816 roku syn Karola Wielkiego, Ludwik I Pobożny wybrał Reims na miejsce swojej sakry cesarskiej. Prestiż związany z przechowywaną tam, uznawaną za otrzymaną z nieba świętą ampułką z olejami koronacyjnymi oraz silna pozycja polityczna biskupów sprawiły, że od XI wieku ostatecznie uznano je za miejsce sakry wszystkich władców Francji. Ostatnia miała miejsce 29 maja 1825 roku, kiedy to Karol X w niektórych rozbudził nadzieję na przywrócenie ładu sprzed rewolucji. Obecnie jedynym śladem po tych wielkich wydarzeniach są historie snute przez przewodników oraz wystawa w dawnym pałacu arcybiskupim, w którym obecnie znajduje się muzeum. W dość ciekawy sposób przedstawia kolejne etapy obrzędu koronacyjnego, powołuje się na fakty historyczne i na graficzne wyobrażenia. Jest to jednak przekaz skierowany do przeciętnego odbiorcy i nie zakłada znajomości podstawowych prawd wiary katolickiej. Ale choćby nawet ekspozycja muzealna była najpiękniejsza i najbliższa prawdy, nic nie odda obrazu minionych chwil, kiedy poddani z miłością wyczekiwali nowego władcy przed katedrą.
Samotny Chrystus
Reims jest również ośrodkiem kultu świętego Remigiusza, jednego z pięciu patronów Francji. Bazylika jego imienia znajduje się w sporej odległości od centrum miasta i niewielu odwiedzających ma chęć tam dotrzeć.
Budowę świątyni rozpoczęto na początku XI wieku i trwała ona niemal dwa stulecia. Widać wyraźne wpływy architektury romańskiej, bazylika sprawia wrażenie cichszej, spokojniejszej i nie tak monumentalnej jak katedra. Na samym środku za ołtarzem znajduje się miejsce wiecznego spoczynku świętego Remigiusza – grobowiec z białego marmuru ozdobiony rzeźbami dwunastu postaci. Wbrew pierwszemu skojarzeniu, nie są to apostołowie, lecz parowie Francji: sześciu świeckich książąt krwi oraz sześciu biskupów z archidiecezji Reims, którzy asystowali arcybiskupowi podczas obrzędu sakry. Grobowiec jest raczej mijany obojętnie przez turystów, nie robi zbyt spektakularnego wrażenia – a przecież leży tam jeden z największych świętych francuskich.
Święty Remigiusz żył prawie sto lat, na przełomie V i VI wieku. Mając dwadzieścia dwa lata został biskupem, a wkrótce potem arcybiskupem Reims. Zyskał sobie przydomek apostoła Franków – szacuje się, iż ochrzcił ponad 3 tysiące osób. Wśród nich znajdował się ówczesny władca, Chlodwig z dynastii Merowingów. Boże Narodzenie 496 roku jest oficjalnie przyjmowane za datę chrztu Francji, która od tamtej pory nosiła zaszczytne miano najstarszej córy Kościoła. W dniu udzielenia tego sakramentu święty Remigiusz miał również otrzymać, przyniesiony z nieba przez białą gołębicę, cudowny olej, który od tej pory służył do namaszczania kolejnych władców Francji. Wymieszany z krzyżmem i zamknięty w tak zwanej świętej ampułce stanowił jedną z najcenniejszych relikwii i był przechowywany w opactwie świętego Remigiusza w Reims. Wyjmowano go tylko i wyłącznie w związku z koronacją nowego władcy. Podczas rewolucji w 1793 roku święta ampułka, jako wyrazisty symbol ancien regime’u, została publicznie zniszczona przez niejakiego Ruhla. Szczęśliwie, jak okazało się podczas przygotowań do sakry Karola X, jeden z obserwatorów ocalił część szczątków wraz ze świętym olejem (a według teorii Jeana Raspaila, najwierniejszego ze współczesnych rojalistów francuskich, udało się uratować całość).
Obecnie o świętej ampułce pamięta już tylko garstka ludzi wierzących w monarchię, historycy oraz przewodnicy, dla których stanowi ona kolejną ciekawostkę nadającą się do opowiedzenia turystom. Miasto, które kiedyś było jednym z najważniejszych na mapie Francji katolickiej i królewskiej, teraz jest tylko drugorzędnym obiektem turystycznym, do którego przybywają żądni wrażeń wycieczkowicze, aby rzucić okiem na jeden z cudów średniowiecznej architektury. Pielgrzymów już prawie nie ma, a jeśli nawet jakiś przybędzie, zazwyczaj jest jedyną osobą, która klęka przed samotnym Najświętszym Sakramentem i zanosi modlitwę o nawrócenie tej ziemi, która kiedyś była przykładem dla całej Europy.
Maria Szymczak
Tekst ukazał się w numerze 4. magazynu „Polonia Christiana”.