18 lutego 2023

Krwiożerczy Kubuś Puchatek, „Mały Demon”, „Lucyfer”. POP-kultura oswajania Złego

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Czy ubarwiona niezwykłym obrazem lub ckliwą melodią popkultura może być narzędziem działania osobowego zła?

Niebawem na ekrany kin wejdzie horror z udziałem postaci kojarzących się z okresem wczesnej młodości. W rolę okrutnych morderców wcielą się aktorzy grający znanych z literatury dziecięcej bohaterów o imieniu Kubuś Puchatek i Prosiaczek.

Produkcja weszła w fazę realizacji po tym, gdy prawa autorskie do powieści Alana Alexandra Milne’a trafiły do domeny publicznej. Wokół filmu pt. „Kubuś Puchatek: Krew i miód”, wyświetlanego dotychczas na przedpremierowych pokazach, zrobiło się głośno za sprawą notowanych wyników finansowych. Popularność tego „dzieła” zachęciła jego twórcę Rhysa Frake-Waterfielda do przeniesienia na ekran postaci z innych bajek. W krwawej adaptacji zobaczyć będziemy mogli Piotrusia Pana oraz jelonka Bambi, który – zgodnie z zapowiedzią – przeobrazi się „w okrutną maszynę do zabijania”.

Wesprzyj nas już teraz!

W nawiązaniu do tego fenomenu nie sposób odmówić słuszności spostrzeżenia komentatorom twierdzącym, że niskobudżetowy slasher nie cieszyłby się takim rozgłosem, gdyby nie jego główni bohaterowie. Już sam plakat daje przedsmak prezentowanych z filmie scen. W centrum grafiki, zamiast sympatycznego misia, widzimy psychopatycznie uśmiechniętą postać, w ręku której znajduje się pokryty krwią młot. Mrożącą krew w żyłach fabułę zapowiada dodatkowo umieszczona na afiszu informacja o treści: „Nie jest to opowieść do poduszki”. Podobnie dostępny w sieci trailer nie pozostawia wątpliwości. Kojarzony dotąd z zabawnymi powiedzonkami pluszak to tym razem krwiożerczy zwyrodnialec. W produkcji Frake-Waterfielda nie należy doszukiwać się żadnego novum. Po filmie pt. „Zemsta embriona” (1990) trudno wyobrazić sobie już jakąkolwiek postać z horroru, która wolna byłaby od podejrzeń.

To, co może niepokoić w „ludobójczym Puchatku”, to charakterystyczny dla kultury masowej relatywizm rozumiany jako znieczulenie, przyzwolenie na wszystko. Przeobrażony miś z powieści Milne’a jest tego doskonałym przykładem. Gdy wnikliwiej spojrzymy na to zjawisko, zauważymy, że niepostrzeżenie przyjętą przez nas od młodości wizję świata zastępuje coś innego. Konsekwencją wcześniejszych rozmyć są dzisiejsze próby definiowania rzeczywistości od nowa. Niekiedy jesteśmy wręcz zmuszani do rozumienia pewnych pojęć w oderwaniu od tradycyjnych definicji. Tym sposobem ciągnie się nas, krok po kroku, w stronę zakamuflowanego zła. Niezawodna w tym okazała się być wspomniana już popkultura, która, idąc ręka w rękę z antykulturą, odciska swoje piętno na codziennym życiu mas.

Wrażliwszym obserwatorom życia społecznego aż trudno uwierzyć, by działaniom tym nie sprzyjał zły duch. Nie sposób oprzeć się czasem wrażeniu, że przeciwnik zbawienia sam postanowił wziąć w swoje stery propagowane w medialnym mainstreamie treści. Wątpiących – być może – przekona zyskujący ostatnio na popularności animowany horror komediowy pt. „Mały demon”. Przeznaczony dla starszej publiki serial, dostępny na Disney+, opowiada o 13-letniej dziewczynce, która jest… „antychrystką”. Pomimo wielu wysiłków matki, by ukryć dziecko przed „ojcem”, o duszę swojego potomka nieustannie upomina się szatan.

Recenzujący ten projekt zauważają, że mająca bawić kreskówka w rzeczywistości eksploruje „zagadnienie trudnych relacji między rodzicami i dzieckiem, gdy to zaczyna buntować się przeciwko nim i całemu światu”. Ukazana w animacji troska matki o „antychrystkę” przypomina nieco scenę z słynnego filmu Romana Polańskiego pt. „Dziecko Rosemary”, w której główna bohaterka, zamiast ukręcić łeb bestii w ludzkiej skórze, czule się doń odnosi. Ta wieńcząca całą historię scena bynajmniej nie unaocznia grozy, którą powinien odczuwać człowiek w towarzystwie mającego wynieść się ponad wszystko, co zwie się Bogiem, „syna zatracenia” (por. 2 Tes 2, 3-4).

Przywołany przykład to nie jedyna próba wypaczenia wyłaniającego się z Biblii przekazu. Najnowszą produkcję M. Night Shyamalana pt. „Pukając do drzwi” uznać można nawet za wymierzony w chrześcijan afront. Film opowiada o gejowskiej parze, która wraz z adoptowaną córką doświadcza napadu podczas wakacyjnego odpoczynku. Włamywacz zapowiada mającą wydarzyć niebawem apokalipsę. „Rodzina” tworzona przez homoseksualizmów zdolna jest powstrzymać zbliżającą się zagładę, poświęcając jednego z domowników, ponieważ uczucie, jakie łączy całą trojkę, ma moc przemiany zapowiadanych zdarzeń. Nie zatem w „krew Baranka” wpisano tu odkupieńczą sprawczość, to gejowska miłość jest tym, co ostatecznie ochroni ludzkość. Trudno o większy absurd.

Kolejnym z wielu przykładów zacierania granic pomiędzy dobrem a złem jest popularny swego czasu „netfliksowy” serial pt. „Lucyfer”. Grany przez przystojnego aktora tytułowy bohater opuszcza piekielne mroki, by zarządzać kupionym w Los Angeles „nocnym klubem”. Powodowany uczuciem do kobiety zaczyna z czasem pomagać organom ścigania w rozwiązywaniu kryminalnych spraw. Przeciwnik zbawienia zdaje się nawet ewoluować w stronę dobra, co siłą rzeczy skłania widza do pewnego skorygowania dotychczasowego (biblijnego) negatywnego wizerunku diabła. Ociepleniu wizerunki księcia piekieł służy w dodatku ukazanie go w relacji miłosnej z kobietą, a nawet przemycane wątki, z których wynika jakoby diabeł miał się oddać na rzecz drugiego człowieka. Lucyfer nie jest więc godnym kary czarnym charakterem, czyli postacią jednoznacznie złą. Podobnie piekło pokazane jest tam jako wartą wyboru rzeczywistość. Nic bardziej mylnego, chciałoby się dodać.

Przedstawione przykłady pokazują niebezpieczeństwo wiążące się z trawioną codziennie „popkulturową papką”. Współczesny człowiek odarty z dobra, piękna i prawdy pada w efekcie ofiarą manipulacji i kłamstwa. W związku z tym może nastąpić u niego pomieszanie znaczeń różnych pojęć, bagatelizowanie zła, zanikanie sfery tabu i sacrum. Podejrzanym staje się każdy, kto odwołuje się do jednoznacznych opartych na tradycyjnych wartościach pojęć dobra, prawdy czy sprawiedliwości. Krótko mówiąc, dobro staje się złem, a zło dobrem.

Grzegorz Fels, komentując na łamach swojej książki pt. „Demon. Mówię, jak jest” zachodzące w popkulturze procesy, przywołuje stary dowcip:

„Człowiek umiera i widzi niebo, a w nim modlące się i wielbiące Boga osoby. Spojrzał też w stronę piekła, a tam jego oczom ukazały się: zabawa, imprezy, ostre picie. Gdy św. Piotr zapytał go, gdzie chce iść, ten zdecydowanie wybrał piekło. Gdy więc stanął przed bramą piekła i ta uchyliła swe podwoje, przed jego oczami pojawił się obraz bólu, cierpienia i ognia. Sam Lucyfer zaś zamknął go w małej, ciasnej klatce. Człowiek zaczął protestować słowami: Jak to – przecież miały tu być ciągłe imprezy? Lucyfer uśmiechnął się, odpowiadając: Mamy dobrą kampanię reklamową”.

Być może zbytnim uproszczeniem jest przypisywanie wszystkich zmieniających się zjawisk i upodobań działaniu siły ciemności. Trudno jednak nie zakładać jej sprawczości, gdy na kinowym ekranie czy w słuchawkach smartfonu dostrzec można jawną dlań aprobatę. Problem ten tak komentował w udzielonym niegdyś wywiadzie Grzegorz Kasjaniuk, dziennikarz muzyczny, autor książki pt. „Zło w popkulturze”:

„Popkultura jest przestrzenią działania osobowego zła. To jest przestrzeń, która jest narzędziem w takim mocnym dotykaniu nie tyle psychiki, ile ducha, serca człowieka. Przestrzeń popkultury to przestrzeń, która tak niedostrzegalnie – bo jest często ubarwiona pięknym przekazem, piękną melodią, pięknym wizerunkiem muzyków, ich światem kolorowym, pełnym bogactwa – przyćmiewa to, co kryje się w zanadrzu, czyli odciąganie człowieka od Boga, a przede wszystkim to stawianie człowieka w centrum, zamiast Boga. To jest podstawowe zagrożenie”.

Popkultura może być więc furtką otwarcia się na zło. Czy duch ciemności ma moc z niej skorzystać w każdym przypadku? Działanie złego ducha jest na szczęście ograniczone. Wiele zależy od nas – od naszej otwartości i współpracy. Jeśli jednak za prawdę uznać przekonanie, że tym się stajemy, czym się karmimy, to z pewnością należałoby korzystać z niej roztropnie.

Anna Nowogrodzka-Patryarcha

Feminizm kontra Predator. Jak marksizm kulturowy zabija kino akcji [OPINIA]

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij