Władze w Moskwie coraz bardziej odczuwają trudy związane z anektowanym Krymem. Początkowa feta i duma szybko wypierana jest przez prozę dnia codziennego. Przychodzi bowiem czas sięgnięcia głębiej do sakiewki.
Jednym z gigantycznych problemów Krymu, jaki wraz z aneksją półwyspu przejęła w spadku Rosja, jest upadająca turystyka. Ten piękny pod każdym względem region Morza Czarnego wymaga natychmiastowego, solidnego zastrzyku gotówki. Bez niego Krym niechybnie popadnie w ruinę.
Wesprzyj nas już teraz!
Kilka dni temu samozwańczy premier Krymu, Siergiej Aksionow widząc dramatyczną sytuację krymskich kurortów, poskarżył się premierowi Rosji, Dmitrijowi Miedwiediewowi. Równocześnie poprosił o pomoc, polegającą na tym, by premier nakazał wielkim rosyjskim przedsiębiorstwom (m.in. Gazprom, Rossneft)… zmuszać pracowników do spędzania urlopu na Krymie!
Dziś w opłakanym stanie są nie tylko krymskie hotele, pensjonaty, restauracje czy wielkie sanatoria (o niejasnym statusie prawnym), ale także transport. Szczególnie kiepsko wygląda sytuacja na kolei. Niegdyś aż 80 proc. wypoczywających na Krymie właśnie pociągami dostawała się do najsłynniejszych kurortów półwyspu. Aksionow zwrócił się do Ministerstwa Transportu o przeznaczenie środków na modernizację krymskiej kolei. W przeciwnym razie, półwyspowi grozi odcięcie od świata.
Ostatnie sondaże wskazują, iż tylko 3 proc. Rosjan chciałoby spędzić lato na Krymie. Nie dziwi zatem troska Aksionowa o letnie wpływy do budżetu z turystki. Ogromna większość Rosjan wybiera się natomiast do Egiptu i Turcji, część nad „stare i sprawdzone” czarnomorskie wybrzeże Rosji oraz – popularnym radzieckim zwyczajem – na daczę.
Źródło „Gruzija Online”, www.korrespondent.net
ChS