14 lipca 2022

Krystian Kratiuk: Pęknięcie cywilizacji i przestrogi kaznodziejów

(PCh24TV)

W XVI wieku Polska, podobnie jak cała Europa, znalazła się na rozdrożu. Antykościelny buntownik Marcin Luter zapoczątkował gorszący proces podziału chrześcijaństwa, wykorzystując do tego rzeczywisty kryzys instytucji Kościoła. Nie sposób bowiem zaprzeczyć, że co jakiś czas do Kościoła wkrada się swąd szatana i nawet najwyżsi hierarchowie schodzą czasem na złą drogę. Z takim właśnie festiwalem pychy nie mógł poradzić sobie zakonnik z Wittenbergi, ale zamiast stać się elementem reformującym Kościół, sam uległ pysze i rozpoczął tragiczny w skutkach proces rewolucji – protestanckiego rozłamu.

Cały ówczesny chrześcijański świat musiał odpowiedzieć sobie na pytanie: co teraz? Odpowiadali na nie księża i książęta, biskupi i szlachcice, od Atlantyku po wschodnie krańce Rzeczypospolitej. Niemała część mieszkańców Europy dokonała wówczas doniosłego w skutkach wyboru – porzucili świętą wiarę katolicką i przeszli do wspólnot protestanckich.

Choć dziś wiele mówi się o tym, że protestanci i katolicy to „bracia w Chrystusie”, a zamiast słowem „heretycy” dostojnicy kościelni wolą określać ich mianem „braci odłączonych”, to różnice między tymi dwoma wyznaniami są olbrzymie. Nie miejsce tu, by wypisywać wszystkie różnice religijne, pojmowanie osoby samego Chrystusa, pojmowanie sakramentów, stosunek do Matki Bożej, pojmowanie osoby ludzkiej, jej powinności i celowości życia oraz skrajnie odmienną dyscyplinę protestantów i katolików. Przyjrzyjmy się innej różnicy, cywilizacyjnej – wynikającej rzecz jasna bezpośrednio z różnych teologii.

Wesprzyj nas już teraz!

Feliks Koneczny w eseju Protestantyzm w życiu zbiorowym wymienił dziewięć następstw cywilizacyjnych, które przyniosło nowe wyznanie, szczególnie w Niemczech. Oto one:

  1. Przyznanie niezawisłości politycznej Stanom Rzeszy, z czego powstało w końcu prawo do prowadzenia polityki zagranicznej bez oglądania się na cesarstwo.
  2. Nadanie rządom władzy nad sumieniami.
  3. Wzmocnienie bizantynizmu w Niemczech.
  4. Skłonność do mechanizacji społeczeństwa.
  5. Skurczenie etyki, zwolnienie państwa od etyki.
  6. Wprowadzenie absolutyzmu i skłonność do wszechwiedzy państwa.
  7. Powstanie etyki „autonomicznej” areligijnej.
  8. Indyferentyzm religijny.
  9. Neopogaństwo.

Koneczny podkreślał przy tym, że część tych wad długo udzielała się katolikom, ale ani jedna z nich z katolicyzmu się nie wywodziła. Uczony wyliczał te przemiany w 1938 roku, ale katolicy żyjący w XXI wieku wiedzą doskonale, że wraz z uwiądem katolicyzmu w naszych czasach coraz więcej cech cywilizacji, w której zatriumfował protestantyzm, staje się dominujących w tzw. państwach laickich.

Gdy przedstawiciele polskiego narodu politycznego, a więc szlachta, dokonywali w XVI i w XVII wieku wyboru między wejściem na ścieżkę protestancką a pozostaniem przy Rzymie, te różnice cywilizacyjne oczywiście tak precyzyjnie jeszcze się nie wykrystalizowały. Ale pozostanie przy katolicyzmie sprawiło, że Polska zaczęła coraz bardziej różnić się już nie tylko od swego sąsiada ze wschodu, ale i z zachodu. Choć zarówno w Niemczech, w Rosji, jak i w Polsce wyznawano Chrystusa, tylko polscy władcy pozostali wierni Kościołowi katolickiemu, który nadal mógł współtworzyć historię państwa i narodu.

Pozostanie Polski i Polaków przy Kościele zawdzięczamy rzecz jasna ludziom Kościoła tamtych wieków, którzy z ogromnym zapałem zachęcali poszczególnych władców, by pozostali wierni prawdziwej wierze. Choć jako naród – w ówczesnym rozumieniu tego słowa – szlachta utraciła jednolitość religijną, gdyż kalwinizm okazał się atrakcyjny dla kilkunastu procent polskich i litewskich przedstawicieli tego stanu, to jednak ówcześni królowie pozostawali katolikami i nie dali się przekonać do pomysłu utworzenia Polskiego Kościoła Narodowego, na który to bałwochwalczy czyn pokusiło się wielu ówczesnych europejskich władców. Do rangi symbolu wierności Rzymowi urasta przyjęcie przez króla Zygmunta Augusta… uchwał soboru trydenckiego, który został zwołany w celu przeciwdziałania kryzysowi w Kościele. Król Polski stał się pierwszym monarchą, który zadeklarował, aby reforma Kościoła w rządzonym przez niego państwie odbywała się zgodnie z wolą papieża. Jednoznaczna deklaracja miała zapobiec wewnętrznej wojnie religijnej, które odbywały się już w podzielonych krajach Zachodu. Dokument był zresztą kolejnym takim aktem, gdyż już wcześniej król deklarował, że zachowa w państwie jedność wiary zgodnej z nauczaniem Kościoła katolickiego, zapowiadając, że heretyków spotkają surowe kary, z wygnaniem lub infamią włącznie.

Wszystkich tych antyreformacyjnych monarszych decyzji, zarówno króla Zygmunta Augusta, jak i jego następców, nie byłoby, gdyby nie bezkompromisowa postawa katolickich kaznodziejów tamtych czasów, którzy zarówno do króla, szlachty, jak i wszystkich pozostałych mówili o niemożliwej do pogodzenia różnicy między reprezentowanym przez nich Kościołem a protestantami. Ci drudzy również próbowali przekonać do siebie królów. O ich frustracji niech świadczy to, że historycy zanotowali wiele aktów profanacji katolickich kościołów, a nawet kilku morderstw na katolickich duchownych.

Wielkim wydarzeniem dla Kościoła, przełomowym w tamtych czasach, było opracowanie przez biskupa warmińskiego Stanisława Hozjusza obszernego katolickiego wyznania wiary – Confessio fidei catholicae Christiana. Pismo to stało się doktrynalną podstawą odradzającego się Kościoła powszechnego. To właśnie on inspirował innych duchownych walczących z reformacyjną plagą wśród polskich szlachciców.

Najlepiej znanym kaznodzieją tej epoki pozostaje oczywiście ksiądz Piotr Skarga, nazywany nawet „szermierzem kontrreformacji”. Ksiądz Skarga już od młodości uważał, że głównym problemem, przed którym stoi Kościół jego czasów, jest szerząca się reformacja. Pragnął zgasić ten bunt wśród Polaków, zanim stanie się problemem prowadzącym do wybuchu wojny domowej. Przełożeni z Towarzystwa Jezusowego wysłali go na Litwę, gdzie herezja kalwińska odniosła spory sukces, również wśród najznamienitszych rodów, takich jak Radziwiłłowie. Jako że kalwini negowali Przeistoczenie, ksiądz Skarga szczególny nacisk kładł na kult Eucharystii – założył bractwo Przenajświętszego Sakramentu i Miłosierdzia, które oprócz nawracania innowierców zbierało także jałmużny i opiekowało się ubogimi i chorymi. Jako rektor kolegium jezuickiego w Wilnie przyczynił się do głośnych na Litwie i w Rzeczypospolitej konwersji trzech Radziwiłłów, braci wcześniej już nawróconego z kalwinizmu Mikołaja, oraz wielkiego kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy i innych przedstawicieli szlachty i mieszczaństwa. Jezuickie kolegium, któremu przewodniczył Skarga, wkrótce król Stefan Batory podniósł do rangi akademii, tworząc drugą największą po Krakowie instytucję naukową w państwie.

Ksiądz Piotr Skarga później wydał pracę O jedności Kościoła Bożego, w której nie tylko dowodził niższości duchowej, intelektualnej i cywilizacyjnej wschodniej schizmy wobec katolicyzmu, ale również przedstawiał liczne korzyści, jakie mogłyby przynieść unia Cerkwii z Kościołem rzymskim i uznanie przez nią prymatu papieża. Co szczególnie istotne, za tym projektem stała też myśl polityczna, zrealizowana zresztą w roku 1596 jako unia brzeska. To właśnie Piotr Skarga jako pierwszy pisał, że tylko taka unia może zapewnić jedność religijną państwa i uchronić je przed wtrącaniem się Moskwy w jego wewnętrzne sprawy.

Współczesnym sobie ksiądz Skarga znany był powszechnie przede wszystkim jako pisarz. Jego Żywoty Świętych to licząca ponad 400 biografii opowieść, o której sam Mickiewicz 200 lat po śmierci jezuity mówił jako o „najpoczytniejszym dziele polskim”. Był to prawdziwy bestseller dawnej Rzeczypospolitej – tylko do połowy XVII stulecia ukazało się 12 wydań! W tym czasie dzieła wielkiego Jana Kochanowskiego wydane były tylko sześciokrotnie. A warto dodać, że prócz tej pracy Skarga wydał także inne dzieła polemiczne, apologetyczne, polityczne, historyczne czy moralistyczne. Był prawdziwym tytanem pracy, rozsławiającym przy tym język polski.

W pamięci pokoleń Polaków żyjących do dziś ksiądz Piotr Skarga zapisał się najbardziej jako kaznodzieja króla Zygmunta III Wazy, ale warto pamiętać, że zanim szwedzki królewicz zasiadł na polskim tronie, jego kandydatura była ochoczo wspierana właśnie przez Skargę, który zaangażował się w swoistą kampanię wyborczą przed procesem elekcji. Już jako dworski kaznodzieja doradzał tak królowi, jak i innym politykom, nie szczędząc im niekiedy cierpkich słów. Największą sławę przyniosły Skardze Kazania sejmowe, w których piętnował grzechy narodowe Polaków, wśród których dostrzegał pychę, która miała zwiastować upadek Rzeczypospolitej, co głośno podkreślał. Stał się wówczas ksiądz Skarga niejako ojcem duchowym wszystkich pozostałych przedstawicieli Kościoła, którzy przez kolejne dekady surowo przestrzegali polskich możnowładców przed pychą, butą, prywatą, brakiem szacunku dla władzy i Kościoła, odejściem od rycerskich ideałów czy brakiem troski o dobro wspólne, prorokując upadek państwa. Było to zjawisko wyjątkowe, a być może nawet drażniące, gdyż trzeba pamiętać, że mowa o państwie, które w tym czasie co rusz odnosiło spektakularne zwycięstwa.

Mowa przecież o państwie, które za chwilę zaczęto określać mianem przedmurza chrześcijaństwa, którego wojska w wieku XVII pod Kircholmem zwyciężały z protestancką nawałnicą, pod Kłuszynem z carską prawosławną Rosją, pod Beresteczkiem z żywiołem tatarsko-kozackim, dwukrotnie w ciągu półwiecza pod Chocimiem z islamskim Imperium Osmańskim i które wreszcie podniosło się po ogromnej traumie protestanckiego potopu ze Szwecji, by znów zwyciężyć z islamskim imperium w spektakularnej bitwie pod Wiedniem. Któż mógłby przypuszczać, że takie państwo, które w 1634 roku osiągnęło rozmiar niemal miliona kilometrów kwadratowych, za nieco ponad 150 lat przestanie w ogóle istnieć?!

Podczas wszystkich wymienionych bitew polskim żołnierzom towarzyszyli rzecz jasna katoliccy księża, ale w kraju kaznodzieje co rusz podkreślali, by nie popadać w zbytnią miłość własną, bowiem Rzeczypospolitej nadal groziła zagłada, i to nie tylko w wyniku knowań sąsiadów, ale przede wszystkim ze względu na grzechy samych obywateli tego wyjątkowego państwa.

Niezwykłą pracę dla dokumentacji kazań wykonał Robert Kościelny w książce Przedmurze chrześcijaństwa. Czas królów elekcyjnych. Podkreślił, że to właśnie siłą pracy duszpasterskiej, a nie mieczem rozstrzygnięto w Polsce, że Kościół katolicki, a nie wspólnoty protestanckie, stanowi prawdziwą owczarnię Chrystusa. Potem wspomniał o wielu duchownych, którzy w całym XVII wieku głosili najważniejsze w Rzeczypospolitej nauki, o których, korzystając z pracy doktora Kościelnego, i ja tutaj wspomnę.

Już w 1608 roku jezuita Jan Leśniewski w towarzystwie króla Zygmunta III Wazy mówił o Rzeczypospolitej jako o kraju niestabilnym, zbliżającym się do przepaści, gdyż opanowały ją żywioły buntu, niezgody, lekceważenia prawa i urzędów. Jakub Hasjusz, misjonarz obozowy wyprawy moskiewskiej, w zaledwie kilka lat po tym, jak dzięki rozejmowi w Dywilinie państwo polskie uzyskało sporo ziem (odzyskując na przykład ziemię smoleńską), mówił, że Polska niemal znika z mapy Europy. W 1622 roku ksiądz Walenty Fabricius mówił do senatorów, że Polska się chwieje i że o jej upadku „wiele ludzi prognostykuje”, a w 1623 roku ksiądz Szymon Starowolski pisał, że „sława polska kona, ojczyzna choruje”. Słowa te padły odpowiednio rok i dwa lata po triumfie pod Chocimiem!

Zachowały się oczywiście i takie kazania, w których Polski broniono przed tymi, którzy chcieli jej urągać, nie doceniając wyjątkowej wolności w niej panującej. Jezuita Jakub Olszewski gorąco chwalił ustrój Rzeczypospolitej, broniąc go przed zarzutami anarchii, podkreślając, jak ważny jest porządek, wszak „jeśli [kraj] nierządem stoi, to i nierządem zginie”, i dostrzegając, że owego porządku w Polsce coraz mniej, a wolności coraz więcej. I tę nadmierną wolność, która burzyła porządek, polscy kapłani również krytykowali, często za cenę szykan i zniewag. Jakub Wujek, autor polskiego przekładu Biblii, już wówczas pisał, że prawdziwy kaznodzieja musi ścierpieć „dla prawdy i dla wolnego kazania, abo napominania, sromoty, zelżywości i prześladowania”. Ksiądz Marcin Hincza głosił, że prawdziwą wolnością jest ta wynikająca z cnoty, „którą mają królowie oni, których panem jest Jezus Chrstus (…) to jedno samo bowiem jest ślachectwo, Boską czynić wolę”. Jak zaznacza Robert Kościelny, podkreślając rolę Kościoła i cnót jako siły Rzeczypospolitej, duchowni byli kontynuatorami całej staropolskiej myśli politycznej, która ustaliła kanon postaw obywatelskich oraz hierarchię wartości, obowiązujące do końca XVIII wieku, a więc i do końca tamtego państwa.

Księża gorąco komentowali zarówno to, co nazywali „ułudą wolności”, jak i fakt, że nie wszyscy w Rzeczypospolitej mogą się cieszyć wolnością – dotyczyło to głównie tych chłopów, których na terenie Litwy przymuszano siłą do przejścia na kalwinizm. Ale i „zwykła chłopska krzywda” przedstawiana jest w spisanych kazaniach jako przyczyna przewidywanej ruiny Rzeczypospolitej. Ksiądz Starowolski sugerował na przykład, że chłopom „mogłoby być lepiej pod rządami pogan niż pod rządami nieposłusznych nakazom moralnym katolickich szlachciców”, a ksiądz Olszewski upraszał, by „szlachcic wykazywał się dobrą zwierzchnością nad chłopem, dla dobra Rzeczpospolitej”. Ksiądz Wacław Kunicki z kolei ostrzegał Sarmatów, że pogardzanie poddanymi może ich zwyczajnie skłonić do buntu. Karmelita Hieronim od św. Hiacynta głosił zaś, że „ważna jest pokora, która nie tylko nie poniża szlachcica, ale jest dowodem jego autentycznej wielkości”.

Nie zapomnijmy, że mówimy tu wyłącznie o znikomym procencie głoszonych jak kraj dług i szeroki kazań, mówimy tylko o tych, które spisano i które przeszły do historii, a warto pamiętać, że każdego dnia kapłani kształtowali dusze, sumienia, moralność i postawy Polaków. Nie szczędzili gorzkich słów przedstawicielom wszystkich stanów. Piętnowali tak lud, jak i szlachtę, tej ostatniej zarzucając bluźnienie, nieposzanowanie miejsc kultu (w kościołach dochodziło do pojedynków, zwłaszcza podczas sejmików), niesprawiedliwe wyroki sądowe, krzywoprzysięstwo, grzechy przeciw skarbowi pospolitemu, pogardę wobec innych stanów, bezmyślność i brak żalu za grzechy. Proces wychowywania Polaków przez Kościół trwał wtedy, trwał w każdym poprzednim, jak i kolejnym pokoleniu.

Niestety wskutek głuchoty na nauczanie ludzi Kościoła oraz wynikających z niej grzechów i błędów popełnionych przez mieszkańców Rzeczypospolitej w XVII i XVIII wieku w kolejnych dekadach polscy kaznodzieje musieli już przemawiać do swych rodaków pozbawionych ojczyzny.

Krystian Kratiuk

 

Powyższy tekst stanowi fragment książki Krystiana Kratiuka pt. „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków” opublikowaną nakładem wydawnictwa Fronda.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie