6 października 2023

„Chrześcijaństwo to religia miłości, a nie prawa” – pisał na łamach „Gościa Niedzielnego” Wojciech Teister, krytykując synodalne dubia pięciu kardynałów. Zdaniem publicysty ortodoksyjni purpuraci i zaniepokojona część wiernych zbyt wielką wagę przywiązuje do „norm”. Tymczasem „przepisy” dotyczące sakramentalnej dyscypliny, a także moralności chrześcijańskiej można „zdesakralizować”, w pełni ich jednak nie odrzucając, stwierdzał dziennikarz. Jego zarzuty przeciwko środowiskom przejętym wynikiem obrad Synodu wpisują się w oskarżenia orędowników ortodoksji o faryzejski „rygoryzm” i „sztywność”. Podobne ataki świadczą dobitnie, że ich autorzy przespali Tajemnicę Wcielenia i nastanie Nowego Przymierza…

Liczni biskupi, księża, a także świeccy podnosili alarm już na miesiące przed otwarciem obrad Synodu o Synodalności. Wszystko z powodu obaw o możliwą akceptację błogosławienia związków homoseksualnych, ordynację kapłańską kobiet, wreszcie poważne zmiany w kościelnej hierarchii.

Powodów do niepokoju było wiele – jak i jego przejawów. Przed ryzykownymi propozycjami „postępowych” delegatów ostrzegał ordynariusz amerykańskiej diecezji Tyler bp Joseph Strickland, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Müller, wreszcie przewodniczący polskiego episkopatu Abp Stanisław Gądecki – by wymienić najgłośniejsze nazwiska.

Wesprzyj nas już teraz!

O to, by sprzeciwu nie dało się pominąć obojętnością, zadbała piątka kardynałów: Robert Sarah – były przewodniczący Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Walter Brandmüller, Raymond Leo Burke, Juan Sandoval du Íñiguez oraz słynny lider chińskiego Kościoła – Joseph Zen Ze-Kiun. Purpuraci zaadresowali bezpośrednio do Ojca Świętego „dubia” – dokument stanowiący prośbę o rozwianie wątpliwości co do orzeczeń, jakie mogą przyjąć uczestnicy synodalnych obrad.

Przypomnijmy: w piśmie hierarchowie prosili o potwierdzenie, że w obszarach najbardziej kontrowersyjnych – wbrew zakusom liberałów – nie dojdzie do odrzucenia katolickiego nauczania. Autorzy pragnęli również, by Franciszek potwierdził niezmienność katolickiego nauczania, nawet jeśli okazuje się ono obiektem ataków modnych prądów intelektualnych i kulturowych.

Na kardynalskie dubia zesrożyły się konformistyczne kręgi w Kościele. Z pretensjami pod adresem duchownych – sugerujących, że synod na czele z papieżem może wywrócić katolicką naukę do góry nogami, wystąpił na łamach „Gościa Niedzielnego” Wojciech Teister. W artykule opatrzonym znamiennym tytułem „Święta Normo, módl się za nami” dziennikarz przekonywał, że purpuraci zbytnią wagę przywiązują do „prawa”. „Zawarte w dubiach pytania i reakcje na papieskie odpowiedzi pokazują, że czasem same przepisy ruchu drogowego wydają się nam być celem samym w sobie, ważniejszym, niż osiągnięcie celu podróży”, komentował.

„Jeśli coś w sprawie z dubiami powinno dziwić, to w pierwszej kolejności nie papieskie odpowiedzi, ale postawione przez pięciu kardynałów pytania. Ciężko opędzić się od wrażenia, że jest w nich pewna dawka populizmu i są przez autorów celowo skonstruowane w stylu faryzejskiego pytania „czy mamy płacić podatek Cezarowi?”, czytamy dalej na łamach „Gościa Niedzielnego”

„Droga, którą proponuje Franciszek, budzi tyle sprzeciwu, bo desakralizuje normę jako najwyższą wartość w drodze do zbawienia. Nie znosi jej, ale przywraca na właściwe miejsce. Miejsce narzędzia, które ma pomóc nam obrać właściwy kurs, samo w sobie jednak nie jest drogą do celu”, podsumowywał dziennikarz.

Konkluzje Teistera wpisują się w szerszą tendencję – sprowadzania ortodoksji do „rygoryzmu” w zachowywaniu przepisów, o nieco rabinicznym posmaku. Analogia do Faryzeuszy nie pada zresztą bez przyczyny. Mimo popularności podobne zarzuty trafiają w rzeczywistości w próżnie, a udowadniają jedynie, ze ich zwolennicy przespali nastanie Nowego Testamentu.

Skupieni na rygorystycznym wypełnianiu prawa żydzi umiłowali bowiem ludzkie tradycje – na Mesjasza, który mógłby objawić im pełnię prawdy dopiero oczekiwali, zmuszeni polegać na własnym rozeznaniu. Ich starotestamentalne „prawo” mogło więc być relatywizowane przez miłość – najistotniejsze z przykazań. Kto jednak sądzi, że to samo może dotyczyć chrześcijańskiej moralności i credo, zaczerpniętych z normatywnych źródeł wiary i usankcjonowanych przez Kościół, ten albo przespał nadejście Chrystusa, albo zwyczajnie w Niego nie wierzy…

Wszak swoim zstąpieniem z nieba Zbawiciel rozproszył dawną niepewność jako Ten, który „Był na początku u Boga”, „O nim Pouczył” (por. J 1,1 – 18). Przez Swoją naukę i dzieło odkupienia Syn Boży dopełnił czasu oczekiwania i zastąpił go Nowym Testamentem – w którym, w odróżnieniu od judaizmu – Bóg osobowo i niezawodnie objawia się człowiekowi. Nieodzowną częścią składową tego przymierza jest chrześcijańskie prawo moralne. To już nie tradycja, którą można relatywizować miłością – została w końcu dana przez Tego, który jest nią Sam w Sobie. Przeciwnie – to właśnie etyka chrześcijańska mówi nam czym naprawdę jest miłość w konkretnych przejawach.

Odejście od tych norm jest zawsze sprzeciwieniem się woli Bożej. W tej perspektywie trudno wyobrazić sobie, co miał na myśli publicysta „Gościa Niedzielnego”, twierdząc, że czasem trzeba „znaki drogowe” pominąć, by sprowadzić błądzących na drogę ku dobremu. Teister zdaje się widzieć jakiś „boczny tor”, pozwalający jednocześnie pomijać „przepisy”, a z drugiej strony podążać ku nawróceniu, a ostatecznie do życia wiecznego. O istnieniu takiego specjalnego szlaku nic nam jednak nie wiadomo – Choć pewnie niektórzy skojarzą go z zatwardziałym grzeszeniem w nadziei na miłosierdzie Boże.

Dziennikarz wysunął jeszcze jedną propozycję, dla której jego zdaniem uzasadnione mogłoby stać się „mniej rygorystyczne” podejście do zasad moralnych. Publicysta „Gościa” powołuje się na kulturowe i historyczne „ograniczenia”, które wpływały na autorów Pism Natchnionych i kluczowych nauczycieli w dziejach Kościoła. Czynniki te miały sprawić, że wyrazili oni Boże Objawienie w sposób zgody z obiegowymi poglądami ich czasów – dodając do niego coś „od siebie”. Dziś mamy mieć możliwość dostrzeżenia tych treści i reinterpretacji pozostawionej doktryny.

To ryzykowne przekonanie pobrzmiewa niedowiarstwem w realne wstąpienie Boga w historię. Papier i atrament, ta czy inna kultura, zdają się nośnikami niedoskonałymi, niezdolnymi do przyjęcia i wyrażenia Prawdy Objawionej. Ale o ileż bardziej ludzkie ciało zdaje się nie móc zostać Ciałem samego Boga. A jednak: będąc Słowem Bożym, Chrystus stał się człowiekiem – nie ponosząc na swoim Bóstwie najmniejszego uszczerbku. Wszedł w określoną rzeczywistość kulturową i historyczną – ale przecież nie powiemy, że zniekształciły one Jego nauczanie, czerpiące z Wszechwiedzy Najświętszej Trójcy.  

Dziś, choć chcemy naśladować Chrystusa, nie wszyscy nosimy brody, a długich szat unikamy raczej zdecydowanie. Jako katolicy nie musimy wznosić gotyckich świątyń ani być poddanymi cesarza. To czynniki kulturowe – możemy je jako takie zidentyfikować i zostawić. Ale zgoda na tłumaczenie kulturą nierozerwalności małżeństwa, potępienia homoseksualizmu, czy którejś z prawd wiary to nie zmiana obuwia, czy uczesania – to podważenie treści przekazanych przez Pana, jego Apostołów, wreszcie jednoznacznie rozstrzygniętych przez urząd nauczycielski Kościoła. To otworzenie puszki Pandory: Wraz z przyjęciem podobnej wizji możliwa stanie się selekcja „prawd”, które – w nowej rzeczywistości kulturalnej – wciąż uznajemy za obowiązujące, które zaś za anachroniczne.

Ogłoszona przez Teistera „desakralizacja” przepisów nie przypomina wobec powyższego starcia Chrystusa z uczonymi w piśmie. Przed blisko dwoma tysiącami lat to Bóg przyszedł na świat w ludzkim ciele, by wyprostować błędne mniemania o Nim samym i Jego Prawie. Pozostał z nami w Kościele, któremu powierzył zadanie przechowania i szerzenia Objawienia po wszystkie krańce ziemi. Próby reinterpretacji tego przeslania przywołują w rzeczywistości na myśl wydarzenie o wiele wcześniejsze niż przyjście Chrystusa na świat : Moment, kiedy Adam i Ewa, przekonani o niedoskonałości „znaku drogowego” pozostawionego im przez Boga, sięgnęli po edeńskie jabłko.

Filip Adamus

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 351 zł cel: 500 000 zł
6%
wybierz kwotę:
Wspieram