Krzyż Jezusa Chrystusa jest największym skarbem Europy – warto, by Europejczycy to sobie wreszcie na dobre uświadomili, zanim ze zdumieniem skonstatują, że się nawzajem zjadają.
Krzyż – najprostszy ze znaków. Dwie prostopadłe linie, przecięcie horyzontu pionem, jedyna możliwość precyzyjnego określenia miejsca – znak, bez którego nasze wyobrażenie przestrzeni byłoby niemożliwe. Przyjrzyjcie się całemu światu – wołał już w połowie II wieku św. Justyn Męczennik – czy mógłby zaistnieć bez krzyża?! Jeśli statek nie ma żagla, nie może przepłynąć morza. Bez narzędzi w kształcie krzyża rolnicy i rzemieślnicy stają się bezsilni. Cechą odróżniającą ludzi od bezrozumnych zwierząt jest wyprostowana postawa i możliwość rozpostarcia rąk na kształt krzyża oraz nos wystający poniżej czoła i rysujący znak krzyża na twarzy.
Krzyż spotykamy we wszystkich kulturach, jeszcze głęboko przedchrześcijańskich. Krzyżem jest egipski ankh, żydowskie tau, indyjska swastyka i wiele innych podobnych symboli. Pośród rozmaitości pełnionych wówczas funkcji krzyż stanowił również narzędzie męki i haniebnej śmierci – na Wschodzie ukrzyżowaniem karano nisko urodzonych zbrodniarzy. Wkrótce i Zachód poznał tę rolę krzyża – podczas wojen punickich Rzymianie importowali ów barbarzyński zwyczaj z Kartaginy. Na krzyż skazywano głównie niewolników, wystarczy wspomnieć triumfalny powrót do Rzymu Marka Licyniusza Krassusa, pogromcy niewolniczej rewolty pod wodzą Spartakusa, drogą appijską ocienioną sześcioma tysiącami ukrzyżowanych buntowników.
Wesprzyj nas już teraz!
Od chwili jednak, gdy Jezus Chrystus uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 8), symbol hańby stał się znakiem chwały. Triumfalny marsz krzyża przez wieki rozpoczął cesarz Konstantyn Wielki, obdarzony przed decydującą bitwą o Stolicę Świata nadprzyrodzoną wizją, w której ujrzał narzędzie śmierci Zbawiciela i słowa: Pod tym znakiem zwyciężysz.
Odtąd krzyż towarzyszy wszędzie wyznawcom Chrystusa: w świątyni, w domu i w drodze. Stawiają oni krzyże dziękczynne i pokutne, przebłagalne, morowe i nagrobne, Bożą męką znaczą rozstaje dróg. Krzyż przypomina nam żeśmy chrześcijanami, jak przypominał naszym ojcom, gdy przyklękali przed przydrożną kapliczką, prawicą przenosząc święty znak na swe czoła, piersi i ramiona.
Krzyż jest największym bogactwem Europy – tworząca nasz kontynent wspólnota kulturowa wyrosła wszak na fundamencie Chrystusowego krzyża, krzepła w jego obronie i hartowała się jego mocą. Europa bez krzyża to szkieletów ludy – taką perspektywę gotują jej wszyscy usiłujący rugować krzyż z przestrzeni publicznej (by potem, rzecz jasna, zabrać się za wnętrza naszych domów, głów i sumień).
Dlatego nigdy dość przypominania i powtarzania, jak wielkie zagrożenie niesie modny ostatnio postulat usunięcia krzyża z przestrzeni publicznej. Zagrożenie nie tylko natury duchowej, ale również stricte fizycznej.
Bo przecież wyparcie z przestrzeni publicznej krzyża oznacza usunięcie z niej Kościoła, a wyrugowanie Kościoła to usunięcie Ewangelii, wykluczenie zaś Ewangelii to usunięcie chrześcijańskiej nauki, na której opiera się cywilizacja Zachodu we wszystkich, nawet najdrobniejszych swych aspektach. Wraz z wyparciem ze sfery publicznej Chrystusowego krzyża, Ewangelii i Kościoła – z jego nauczeniem i moralnością – cała sfera stosunków społecznych ulegnie totalnej przemianie. Na gorsze! Wielu ludziom bowiem wydaje się, że po usunięciu z powszechnej świadomości katolickiego punktu widzenia zacznie się czas wolności od wszelkich ograniczeń, czas obyczajowej swobody (którą zresztą najczęściej wyobrażają sobie jako bezgraniczny komfort seksualnego baraszkowania), ponadto zaś nic się nie zmieni. Grubo się mylą. Nie uświadamiają sobie wcale, że wraz z zanikiem chrześcijaństwa ze świata zniknie wszelka życzliwość – w niebyt odejdą: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie. Cechy te wszak stanowią – jak zapewnia św. Paweł w liście do Galatów (5, 22-23) – owoce Ducha Świętego.
Gdy zabraknie na świecie Chrystusowego krzyża, gdy zabraknie głoszącego Ewangelię Kościoła, cóż powstrzyma ludzi przed popadnięciem w barbarzyństwo, ba, przed zezwierzęceniem? Chrześcijaństwo jest jedynym gwarantem pokojowego współistnienia, wzajemnej pomocy, empatii, tolerancji, chęci przedłożenie dobra bliźniego ponad własny interes.
Nie istnieją bowiem żadne wartości „ogólnoludzkie”, jak błędnie mniema wielu Europejczyków. To po prostu oparte na Dekalogu wartości chrześcijańskie, które Zachód na przestrzeni wieków w większym czy mniejszym stopniu rozpowszechnił po całym globie. Wystarczy rzut oka na cywilizacje przedchrześcijańskie – wszystkie widzą w drugim człowieku obcego, jeśli nie wroga, honorując co najwyżej więzy krwi. Czyż nie o tym przypomina Pan w Kazaniu na Górze: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (…). Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? (Mt 5, 44-47).
Dostrzeżenie w drugim człowieku (ba, w osobistym wrogu) brata po raz pierwszy w dziejach pojawiło się w nauczaniu Jezusa Chrystusa. Wprawdzie przykazanie miłości bliźniego wywodzi się jeszcze ze Starego Testamentu, ale oparty na nim całościowy system etyczny zrodził się dopiero po wylaniu na apostołów Ducha Świętego. Komu zresztą mało dowodu historycznego, niech spojrzy na dzisiejszy świat, który nie dość że Ducha Świętego nie wzywa, to jeszcze się odeń zdecydowanie odżegnuje. Z jakim rezultatem? Takim, że zwykła życzliwość znika z tego świata w tempie iście zastraszającym. A gdy już całkiem zniknie, co zostanie? Tylko płacz i zgrzytanie zębów (Mt 13, 42).
Jerzy Wolak