31 lipca 2020

Krzyż w życiu powstańczej Warszawy

„Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, Stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim Krzyżem sprzed Kościoła na Krakowskim Przedmieściu”.

 

Nie sposób zrozumieć słów św. Jana Pawła II wypowiedzianych w 1979 r. na Placu Zwycięstwa podczas pierwszej pielgrzymki do Polski bez odniesienia się do skutków największego dramatu polskiego narodu, niewyobrażalnej katastrofy, jaką było Powstanie Warszawskie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przedwojenna Warszawa, nazywana czasem Paryżem Północy, została doszczętnie zrujnowana. W niwecz obrócono bezcenne zabytki, świątynie, pałace, muzea. Spalone zostały niezliczone dzieła sztuki, archiwa, biblioteki, dorobek kulturalny wielu pokoleń Polaków. Z dymem poszedł też prawie cały dobytek prywatny mieszkańców stolicy: mieszkania, meble, księgozbiory, obrazy. Tak, jak nie można było już przywrócić piękna i splendoru temu miastu, tak nie dało się wskrzesić tego, co w nim najcenniejsze – ludzkiego życia.

 

Miarą nieszczęścia tego Powstania, które gen. Anders nazywał zbrodnią tych, którzy je wywołali, jest przede wszystkim śmierć 20 tysięcy poległych żołnierzy, 150 tysięcy mieszkańców oraz tysięcy cywilów wysłanych po czasie przez niemieckiego okupanta do obozu. Jednak nic tak nie działa na wyobraźnię i nie budzi tyle sprzeciwu, jak hekatomba warszawskich dzieci.

 

Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!

Wśród organizowanych od lat w stolicy rocznicowych obchodów Powstania Warszawskiego dużą popularnością cieszą się koncerty „Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki”. Kultowym utworem, angażującym zebraną publiczność do wspólnego śpiewu, jest jedna z najpopularniejszych piosenek powstańczych pt. „Warszawskie dzieci”. Skoczny rytm i optymistyczny w swej wymowie tekst dzieła skrywają najstraszniejszy dramat tego wydarzenia. Najmłodsi żołnierze walczącej Warszawy koszeni byli serią z karabinów maszynowych, rozrywani na strzępy granatami, wielu spalono żywcem w powstańczym szpitalu na Starówce. Do tych strat doliczyć należy całe okaleczone pokolenie młodzieży bez nóg, rąk, oszpeconej lub oślepionej, nierzadko na inwalidzkich wózkach.

 

Grozę sierpniowej insurekcji uwidaczniają nie tylko wspomnienia uchronionych od śmierci żołnierzy podziemnych formacji wojskowych, koszmar tych dni odsłaniają świadectwa ocalałych z rzezi na Woli, Ochocie i Starym Mieście. Bezbronni cywile ginęli od kul i bagnetów niemieckich plutonów egzekucyjnych, pod gruzami walących się domów, w ciemnych, zatłoczonych i cuchnących piwnicach. W niewyobrażalnych męczarniach umierały kobiety, starcy, niemowlęta i…nieuzbrojeni mężczyźni, którzy w żaden sposób nie byli w stanie ochronić swoich rodzin.

 

Rozpoczęte 1 sierpnia 1944 r. męczeństwo miliona Polaków było kolejną stacją na drodze krzyżowej polskiego narodu w czasie II Wojny Światowej obok tak symbolicznych miejsc, jak Katyń czy Oświęcim. Zbrodnia dokonana na Polakach nie była pierwszą i nie ostatnią, lecz w swej tragicznej odsłonie najbardziej krwawą i doniosłą w skutkach. Konsekwencją wybuchu Powstania Warszawskiego było wydanie przez Hitlera rozkazu zrównania polskiej stolicy z ziemią oraz wymordowania wszystkich jej mieszkańców: mężczyzn, kobiet i dzieci.

 

Emmanuel, to znaczy Z-NAMI-BÓG

Nie sposób zrozumieć słów Papieża Polaka wypowiedzianych ponownie 1 sierpnia 1984 r. w Watykanie bez odniesienia się do perspektywy, w jakiej św. Jan Paweł II widział historię. W książce-wywiadzie pt. „Przekroczyć próg nadziei” Ojciec Święty pyta się: „Czy Bóg mógł niejako usprawiedliwić siebie samego wobec dziejów człowieka, tak głęboko naładowanych cierpieniem – inaczej aniżeli stawiając w centrum tych dziejów właśnie krzyż Chrystusa?”.

 

Trudno o lepszy klucz do zrozumienia przywołanych na początku słów świętego papieża, który w dramacie Powstania Warszawskiego widział obecnego w nim Chrystusa-Zbawiciela ze swoim krzyżem. Nie jako odpowiedzialnego za ludzki błąd, bo czyż nie napisano: „Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu?” (Łk 14,31), ale jako solidarnego z cierpiącym człowiekiem.

 

Solidarność Boga z cierpiącym człowiekiem została potwierdzona przez Mękę i Śmierć krzyżową Syna Bożego. Ukrzyżowany Chrystus zadaje się być ostatecznym dowodem miłości Boga do człowieka. Tylko w tej perspektywie możemy dostrzec kochającego Stwórcę, który dzieli los stworzenia. W tej optyce należy też rozumieć zdarzenie, do którego doszło podczas sierpniowej insurekcji w 1944 r.

 

W podziemiach kościoła św. Jacka na Nowym Mieście, gdzie urządzono szpital polowy, posługę kapłańską pełnił ks. Henryk Cybulski ps. „Czesław”. „W kącie piwnicy, gdzie spowiadałem – wspomina kapelan – panowała nieprzenikniona ciemność. Z trudem przesuwałem się między rannymi. Leżeli ściśnięci obok siebie, stanowiąc jedno męczeńskie ciało pokryte wspólną raną. Ciało, które odzywało się jękiem, skargą, i szeptem błagalnej modlitwy. Dotykam rąk. Nachylam się nad biednymi głowami. Słucham gorączkowych szeptów i rozgrzeszam: Niech się zmiłuje nad wami wszechmogący Bóg. Wydawało mi się, że wszystkich wyspowiadałem. Nie, pozostał jeszcze jeden żołnierz. Nachylam się nad nim, namaszczam go i pytam: chcesz się spowiadać? Nic nie odpowiedział. Rozumiem. Skończyła się jego męka, bo śmierć wydawała się, że jest jedynym wyzwoleniem z tych piekieł. Jednak przesuwam ręką wzdłuż ciała, jest zimne i nagie. Nie żyje. Trzeba ciało stąd zabrać tylko, dlaczego zwłoki są stwardniałe na kamień? Po chwili ktoś przyniósł świeczkę. O Boże! – wykrzyknął kapelan – przed nim, okryty żołnierskim płaszczem, leżał cudowny Pan Jezus z Katedry św. Jana. Leżał Bóg pośród swoich żołnierzy. Wyniesiony z płonącego miasta, zdjęty z krzyża, spoczywał na podłodze w piwnicy.”

 

„A gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.” (J 12,26)

Powstańcze losy figury Jezusa Konającego wraz z Cudownym Krucyfiksem, zwanym potocznie „Krzyżem Baryczków”, ukazują symboliczny wymiar Bożej solidarności z cierpiącym ludem. Zbawczy wymiar Bożej obecności wśród konających ujawnił się natomiast w sakramentalnej posłudze wielu duchownych. „Rozdawałem komunię rannym w szpitalu na Długiej 7 – wspomina ksiądz Tomasz Rostworowski. – Już po wejściu Niemców. Słyszę za sobą strzały. Odwracam się, a za mną stał oficer SS i strzelał z rewolweru do leżących. Ja szedłem naprzód, rozdawałem komunię do chwili, kiedy zabrakło mi hostii. Niemiec powiedział mi: I Tobie też się należy, tylko nie ma już kul”.

 

Nie wszystkim darowano życie. Okoliczności śmierci dominikanina, bł. o. Michała Czartoryskiego, odzwierciedlają postawę wielu wiernych do końca swemu powołaniu kapłanów. „Szczególnie utkwiło mi w pamięci – wspomina Krystyna Wiśniewska-Zolotkiewicz – to, jak o. Michał rozdawał rannym i nam, sanitariuszkom, komunikanty, po kilka, do ostatniej kruszyny, aby nie dostały się w ręce wroga i nie były zbezczeszczone […]. I tak posileni, z Bogiem, z o. Michałem czekaliśmy końca”.

 

Stale obecni przy walczących żołnierzach kapelani wojskowi, posługujący wśród cywilów duchowni nadali tej, po klęsce akcji „Burza” i zdradzie Zachodu w Teheranie, beznadziejnej walce jakieś szczególne znaczenie. Ich, jakże często, dobrowolna śmierć wraz opuszczonymi rannymi odsłoniła kolejne oblicze kochającego Boga, które nasz Pan wyraził w słowach: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają.”(J 10, 11-14)

 

Triumf krzyża

Nie sposób zrozumieć słów Papieża Polaka bez odniesienia się w końcu do jego głębokiej wiary w Bożą Opatrzność. Działanie Boga w historii św. Jan Paweł II widział w Jego trwaniu w dziejach, „kształtując ich najgłębszy rdzeń i pion – ten właśnie pion, poprzez który dzieje ludzkie – mimo wszystkich odstępstw i negacji – wznoszą się ku Bogu: do tych wiecznych przeznaczeń, jakie człowiek i ludzkość ma w Bogu i tylko w Bogu.” [Olsztyn, IV pielgrzymka do Ojczyzny, 1991 r.]

 

Anna Nowogrodzka – Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij