9 kwietnia 2020

Ks. Prof. Bortkiewicz TChr: Wigilia Paschalna – obecność nadziei

Ta noc jest drogą, jest przejściem. Rozpoczynamy ją liturgią światła. Zapalony paschał od poświęconego ognia, rozdzielony płomień na setki, tysiące płomieni – tak to pamiętamy, tak dzisiaj chcemy wspominać. Jakby pierwszy znak nadziei. Wchodzimy przecież w świat mroku. We wszechogarniającej ciemności są tylko punkty światła, jak iskry. Ale to one niszczą monolit ciemności. To one są zauważalne. To one sprawiają, że mrok już nie ogrania ziemi, mrok jest rozdarty, on ustąpi, on ustępuje…

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Prezentujemy trzecią część rozważań ks. prof. Pawła Bortkiewicza TChr na Triduum Paschalne:

 

TRYPTYK MIŁOŚCI, ŻYCIA I NADZIEI:

 

WIGILIA PASCHALNA – OBECNOŚĆ NADZIEI

 

 

Ta noc jest drogą, jest przejściem. Rozpoczynamy ją liturgią światła. Zapalony paschał od poświęconego ognia, rozdzielony płomień na setki, tysiące płomieni – tak to pamiętamy, tak dzisiaj chcemy wspominać. Jakby pierwszy znak nadziei. Wchodzimy przecież w świat mroku. We wszechogarniającej ciemności są tylko punkty światła, jak iskry. Ale to one niszczą monolit ciemności. To one są zauważalne. To one sprawiają, że mrok już nie ogrania ziemi, mrok jest rozdarty, on ustąpi, on ustępuje…

 

A potem wstępujemy w liturgię słowa. To droga przez historię zbawienia od prapoczątków, od momentu, kiedy dokonało się pierwsze przejście – od nieistnienia do istnienia, od niebytu do bytu. „Niechaj się stanie!” „A widział Bóg, że były dobre”.

 

Trzeba nam wracać do tej podstawowej prawdy o Bogu, który jest i który jest Stwórcą wszystkiego. Do tej prawdy, że jego dzieło jest dobre, a dzieło, którym jest człowiek zostało ocenione jako bardzo dobre.

 

Trzeba nam wracać do tej podstawowej prawdy, by nie niweczyć Bożego planu, Bożego geniuszu, by nie przewracać porządku i ładu tego świata. W samym sercu tego ładu jest człowiek – korona stworzenia, podmiot pośród przedmiotów. Warto zwrócić uwagę na dzisiejsze drugie czytanie liturgii – wstrząsającą historię ofiary dokonanej przez Abrahama z jego syna, tak długo oczekiwanego. Abraham złożył te ofiarę Bogu, mocą swojej heroicznej wiary, ale – i na to trzeba zwrócić uwagę – Bóg przyjął wolę ojca składającego syna w ofierze, ale nie zgodził się na to Izaak został zabity. Bo tak się nie godzi! Nie godzi się instrumentalizować życia ludzkiego. Nawet Bóg tego nie może dokonać.

 

Bóg stworzył człowieka z miłości, wyposażył go w cudowny dar wolności. I tak, jak Bóg nie chce uprzedmiotowienia człowieka, tak też  nie godzi się na zniewolenie. Najważniejsze, kluczowe czytanie ze Starego Testamentu tej świętej nocy opowiada o wyjściu, o wyzwoleniu, o  ocaleniu. Chcielibyśmy zatrzymać się nad tym cudem przejścia przez Morze Czerwone, nad tą zwycięską konfrontacją. Potęga mocarstwa, wojsko, rydwany, strategia dowódców, a z drugiej strony lud niewolników… Nie, to nie tak. A z drugiej strony lud, który zaufał Bogu.

 

Chcielibyśmy zatrzymać się nad tym cudem przejścia przez Morze Czerwone, ale przecież to dopiero początek wędrówki.

 

Kardynał Ratzinger pisał kiedyś o koncepcji wyzwolenia biblijnego:

 

Celem wyjścia jest więc przede wszystkim i ponad wszystko Synaj, tzn. zawarcie przymierza z Bogiem, przymierza, z którego wyniknie całe prawo dla Izraela. Celem jest zatem znalezienie prawa zaprowadzającego sprawiedliwość, a tym  samym budującego właściwe odniesienia ludzi między sobą i z całym stworzeniem. […]. Można stąd powiedzieć, że celem wyjścia była wolność; trzeba jednak natychmiast dodać, iż obliczem wolności jest przymierze, a formą realizowania wolności  ukazana w prawie przymierza właściwa relacja ludzi do siebie, oparta na ich właściwym odniesieniu do Boga. (…)

 

I dalsze czytania tej epopei dziejów zbawienia, które dzisiaj słyszymy, które odczytujemy to pokazują. To rozłożona na akcenty pieśń o przymierzu Boga z człowiekiem, pieśń o miłości Boga, Jego wierności, nieustępliwej wierności, pomimo ludzkiej niewierności.

 

Ostatecznym potwierdzeniem tej miłości, i tej wierności, i tej ofiarności, i tej nieustępliwości jest krzyż Chrystusa. Ta Jego śmierć jest wpisana w gesty i zdarzenia, które śledziliśmy w tych dniach. Rozdanie się Boga w Eucharystii, wyniszczenie poprzez mękę, drogę krzyżową aż po przejmujące wołanie „Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?” Ale Miłość Boga nie mogła ulec złu, nie mogła zostać pokonana przez zdradę i niewierność.

 

Także to, czego teraz doświadczamy nie może pokonać miłości Boga. Świadczą o tym różni świadkowie. Jak choćby ten bliżej nieznany lekarz z Lombardii, którego słowa obiegły świat jak manifest wiary, jak współczesne Credo:

 

Jeszcze dwa tygodnie temu moi koledzy i ja byliśmy ateistami; to było normalne, ponieważ jesteśmy lekarzami i powiedziano nam, że nauka wyklucza istnienie Boga.  Zawsze śmiałem się z moich rodziców, którzy chodzili do kościoła.

 

Dziewięć dni temu przybył do nas 75-letni duszpasterz. Był dobrym człowiekiem, miał poważne problemy z oddychaniem, ale miał przy sobie Biblię i zrobił na nas wrażenie, gdy czytał ją umierającym i trzymał ich za rękę. 


 

Wszyscy byliśmy zmęczeni, zniechęceni, wykończeni psychicznie i fizycznie, ale kiedy mieliśmy czas, słuchaliśmy go. Teraz musimy przyznać: my, ludzie, dotarliśmy do naszych granic, nie możemy nic zrobić, żeby każdego dnia nie umierało coraz więcej ludzi. Jesteśmy wyczerpani, mamy dwóch kolegów, którzy zmarli, a inni zostali zarażeni.


 

Zdaliśmy sobie sprawę, że tam, gdzie człowiek nic nie może zrobić, potrzebujemy Boga i zaczęliśmy prosić Go o pomoc, kiedy mamy tylko kilka wolnych minut. Rozmawiamy ze sobą i nie możemy uwierzyć, że my, zatwardziali ateiści, codziennie szukamy pokoju, prosząc Pana, by pomógł nam się na Nim oprzeć, byśmy mogli opiekować się chorymi. 

 

Całe te dzieje zbawienia, ten epos przymierza, to doświadczenie miłości stało się już udziałem nas, którzy mamy łaskę wiary, którzy mamy zaszczyt bycia chrześcijanami. Sakrament chrztu, który dzisiaj tez przypominamy odsłania nam raz jeszcze to, co dane nam było w słowie Bożym. A teraz możemy sobie przypomnieć, że to słowo stało się naszym życiem. Stworzenie i cud narodzin. To, że z racji bycia człowiekiem mam godność. To, że z chwilą wpadnięcia w niewolę grzechu pierworodnego przeszedłem przez wody chrztu i zostałem wyzwolony. I stałem się partnerem Boga w dziele jego przymierza. Przypominamy sobie nasz chrzest i przypominamy sobie to, że jest on wezwaniem do przymierza z Bogiem. Konkretniej – do świętości. Potwierdzeniem tej drogi, woli wędrowania ku Bogu jest komunia, która kończy dzisiejszą liturgię. A raczej niemal kończy.

 

Bo w normalnych warunkach ta liturgia dopełnia się procesją rezurekcyjną. Wyobraźmy ją sobie, a może raczej przypomnijmy.

 

Jest jeszcze ciemność. Jest jeszcze cisza. I oto ciemność i cisza zostają rozerwane:

 

O śmierci, gdzie jesteś o śmierci?

Gdzie jest moja śmierć?

Gdzie jest jej zwycięstwo?

 

Zmartwychwstał Pan,

Zmartwychwstał Pan,

Zmartwychwstał Pan,

Alleluja, Alleluja!

 

Papież Benedykt XVI mówił przed laty:

 

Zmartwychwstanie nie przeminęło, lecz dotknęło nas i porwało. Uchwyciliśmy się zmartwychwstałego Pana i wiemy, że On trzyma nas równie mocno nawet wówczas, gdy nasze ręce słabną. Trzymamy się Jego ręki, a w ten sposób wszyscy trzymamy się za ręce, stajemy się jednym podmiotem, nie tylko jedną rzeczą. Ja, ale już „nie” ja — to jest formuła chrześcijańskiej egzystencji, która płynie ze chrztu, formuła zmartwychwstania wewnątrz czasu. Ja, ale już „nie” ja — to formuła, która sprzeciwia się wszelkim ideologiom przemocy, i program, który przeciwstawia się zepsuciu i dążeniu do władzy i posiadania.

 

 

„Ja żyję i wy żyć będziecie” — w Ewangelii według Świętego Jana Jezus mówi te słowa do swoich uczniów, czyli do nas (14, 19). Będziemy żyli poprzez egzystencjalną komunię z Nim, poprzez włączenie w Tego, który jest samym życiem.

 

Uchwyciliśmy się zmartwychwstałego Pana i wiemy, że On trzyma nas równie mocno nawet wówczas, gdy nasze ręce słabną. Trzymamy się Jego ręki, a w ten sposób wszyscy trzymamy się za ręce, stajemy się jednym podmiotem… – takich słów nam trzeba, a jeszcze bardziej trzeba nam tej wiary.

 

Przejdziemy przez czas mroku, lęku, śmierci i żałoby. Przejdziemy – w różny sposób. Doświadczamy tego w różny sposób. Jedni namacalnie tu i teraz, inni zwyciężą śmierć już teraz ostatecznie. Potrzebujmy nadziei. Ona jest nam dana w tych dniach, a  zwłaszcza dzisiaj.

Bo zmartwychwstał Pan! Zmartwychwstał, zwyciężył śmierć! Żyje!

 

Pierwsze słowo, które słyszą kobiety – świadkowie pustego grobu to słowo od anioła: „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego.  Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział”.

 

Nie lękajmy się zatem!

Idźmy naprzód z nadzieją! 

 

Idźmy naprzód z nadzieją! […]  Syn Boży, który z miłości do człowieka przyszedł na świat dwa tysiące lat temu, także dzisiaj prowadzi swoje dzieło: musimy mieć przenikliwy wzrok, aby je dostrzec, a nade wszystko wielkie serce, abyśmy sami stawali się jego narzędziami.

 

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij