Jestem zdumiony krytyką, której poddał Ojciec moją książkę na portalu misyjne.pl. Dokładnie rzecz ujmując: moje zdumienie i przykrość wynika z tego, co Ojca krytyka ujawnia. Zaczyna się ona od stwierdzenia, że irytuje Ojca sam tytuł, bowiem nie darzy Ojciec sympatią ludzi, którym wydaje się, że znają prawdę i z tego powodu starają się uczyć jej innych. Jeśli jednak Prawda jest niepoznawalna, to powiedz mi proszę Ojcze, czy Jezus okłamał nas twierdząc inaczej (J 8, 32) i prezentując siebie jako Prawdę (J 14, 6)? Dlaczego więc Chrystus przyszedł, aby dać świadectwo Prawdziwe (J 18, 36), skoro Prawdy nie można poznać?
Jeśli prawdy nie sposób poznać, dlaczego Chrystus posłał swoich uczniów, aby dali jej świadectwo (Mt 28, 20)? Tak przecież twierdzili Jego Apostołowie (1 P 1, 22; 1 J 2, 21; Jk 5, 19; Rz 9, 1; Ef 6, 14). Jeśli nie możemy poznać Prawdy, to jakże moglibyśmy być zbawieni skoro od jej poznania (J 17, 3) zależy nasze zbawienie? Czyż Bóg nie „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4)? Czyż Jezus Chrystus nie posłał nam swego Ducha, abyśmy zostali doprowadzeni do poznania całej Prawdy (J 16, 13)? Czyż sam Ojciec, jako kapłan, nie jest zobowiązany głoszenia tej prawdy, tak jak święty Paweł, który całkowicie poświęcił się szerzeniu „wśród wybranych Bożych wiary i poznania prawdy wiodącej do życia w pobożności w nadziei życia wiecznego, jakie przyobiecał przed wiekami prawdomówny Bóg” (Tt 1, 1-2)? Jak można być katolikiem, kapłanem i zakonnikiem zaprzeczając poznawalności Prawdy? Tytuł polskiego wydania mojej książki wywołał u Ojca irytację, ale czy mogłoby być inaczej w przypadku „tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia” (2 Tes 2, 10)?
Wesprzyj nas już teraz!
Twierdzi Ojciec, że islam jest złożony, niejednoznaczny i trudny do zrozumienia, spiesząc się z przedstawieniem wielości jego historycznych przejawów, zwłaszcza na terenie Polski, argumentując, że jego złożoność wyklucza jakikolwiek doskonały i ostateczny osąd na jego temat. Tak, jakby złożoność uniemożliwiała poznanie: jakby liczba kotów nie pozwała nam poznać ich natury albo niezliczona liczba kłamstw nie pozwała nam na zdefiniowanie kłamstwa. To, co można wiedzieć i powiedzieć o islamie, jest równie proste, jak pytanie: któż mógłby przyjść po Chrystusie jeśli nie Antychryst? „Chrześcijańska ekonomia zbawienia, jako nowe i ostateczne przymierze, nigdy nie przeminie i nie należy już więcej oczekiwać żadnego publicznego objawienia przed chwalebnym ukazaniem się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. (…) Wiara chrześcijańska nie może przyjąć „objawień” zmierzających do przekroczenia czy poprawienia Objawienia, którego Chrystus jest wypełnieniem. Chodzi w tym wypadku o pewne religie niechrześcijańskie, a także o pewne ostatnio powstałe sekty, które opierają się na takich „objawieniach” (KKK 66-67). Jakkolwiek by tego nie ująć, sekta muzułmanów odpowiada w swojej naturze antychrystowi i z tego powodu nie ma żadnej racji uzasadniającej jej istnienie. Istnienie to nie jest wyrazem woli Boga który miałby pragnąć wielości religii, tylko wezwaniem do ewangelizacji! „Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna” (1 J 2, 22). Taka jest właśnie definicja islamu, który jako swoją rację bytu ukazuje zniszczenie wiary chrześcijańskiej; wiary będącej dla islamu obrzydliwością par excellence, jedynym niewybaczalnym grzechem (Koran 4, 48). Misją islamu jest zastąpienie Kościoła (Koran 2, 193; 9, 28-31).
Jak każdy dobry nominalista, traci Ojciec sprzed oczu to, co najważniejsze, a to sprawia, że tracą to także ci, którzy Ojca słuchają. W całej swojej recenzji, relacjonując jak w Afryce witali Ojca muzułmanie, bawi się Ojciec połączeniem muzułmanów i islamu, jakby przypisując islamowi naturalną dobroć ludzi ujarzmionych przez tę religię. Chcąc mówić o islamie, mówi Ojciec o muzułmanach stosując dobrze znany proces manipulacji polegającej na zwodniczym utożsamieniu; wnioskując na podstawie jednego, wnioski przypisuje Ojciec drugiemu. Daje się Ojciec nabierać, a w tym konkretnym przypadku – wskutek braku właściwego osądu – dyskredytuje Ojciec otrzymane tytuły i posiadane kompetencje. Jeśli nie daje się Ojciec w tym przypadku nabrać, to jest to nieuczciwość. Wszyscy rozumieją, że człowieka nie sposób sprowadzić do wyznawanej ideologii i że ideologia nie spełnia się całkowicie w przypadku jednostek. To zasadnicze rozróżnienie. Na nim opierał się i Chrystus nakazując, abyśmy nie sądzili innych (Mt 7, 1), tylko rozróżniali zachowania (Łk 12, 57), udzielali pomocy naszym wrogom (Mt 5, 44), ale nienawidzili ich grzechów (Mk 9, 43-48). W imię Boga i Jego Ducha prawdy potępiam takie wywrotowe, banalne – jak i fatalne – pomieszanie islamu i muzułmanów!
Dobro, jakie odnajdujemy u muzułmanów, nie może być nigdy – powtarzam: nigdy! – przypisywane islamowi, tylko naturze ludzkiej danego muzułmanina; naturze stworzonej przez Boga jako dobrej. Bóg sprawiający, że słońce wschodzi tak nad sprawiedliwymi, jak i nad niesprawiedliwymi (Mt 5, 45), ofiarowuje wszystkie swoje dary tak muzułmanom, jak i wszystkim innym ludziom. Ponadto, kiedy muzułmanin czyni dobro, to nie dzieje się tak wskutek posłuszeństwa Allahowi, tylko wskutek posłuszeństwa własnemu sumieniu, autorytetowi umieszczonemu przez Boga w sercu każdego człowieka, umożliwiającemu każdemu człowiekowi usłyszenie głosu Boga zapraszającego do ucieczki od zła i czynienia dobra. Muzułmanin nigdy nie czyni dobra dzięki islamowi, czyni je zawsze mimo islamu, bowiem prawdą jest to, że „każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce” (Mt 7, 17), a islam – nadchodzący po Chrystusie, będącym Bogiem – jest demoniczny w takim stopniu, w jakim twierdzi, że pochodzi od Boga. Negowanie tego oznacza odrzucenie chrześcijańskiego Objawienia. Ojciec, będąc prezbiterem, śmie twierdzić, że w islamie istnieje dobro, a dokonując tego, robi wszystko co w Ojca mocy, aby zaprezentować tę religię jako przyjazną – zamiast ją odpędzać, tak jak dobry pasterz odpędzający wilka.
Zarzuca mi Ojciec, że islam i islamizm nie są ze sobą nierozerwalnie związane. Jakie jest jednak źródło islamizmu, jeśli nie jest nim islam? Czy islamizm istniałby bez islamu? Takie rozróżnienie między islamem a islamizmem ukształtowało się po to, by uczynić islam bardziej akceptowalnym na Zachodzie, nie opiera się jednak na żadnej fundamentalnej różnicy; obydwa odnoszą się do tego samego Allaha, tego samego Koranu i Mahometa, tak samo nieludzkiego. Co więcej, takie rozróżnienie jest rzeczą odrażającą dla każdego muzułmanina godnego tego miana, takiego jak dla przykładu prezydent Turcji, Recepa Tayyipa Erdoğana, dla którego „określenie umiarkowany islam jest brzydkie i obraźliwe. Nie ma umiarkowanego islamu. Islam to islam” (D TV, 2007). Czy ktokolwiek powiedziałby, że kobieta znajduje się w umiarkowanej ciąży? Jest w ciąży albo nie. Zadam więc Ojcu pytanie: jeśli umiarkowany muzułmanin pozostaje muzułmaninem to dzieje się tak dlatego, że umiarkowanie kocha zepsucie określone przez Allaha (Koran 5, 33)? Czy też dlatego, że umiarkowanie jest człowiekiem? Jak twierdzę, „dobry” muzułmanin jest w rzeczywistości złym muzułmaninem, dlatego też takiego „dobrego” muzułmanina islamiści zamordują tak samo, jak niewierzących – bowiem taki „dobry” muzułmanin” jak i niewierzący nie przestrzegają Koranu (Zob. Koran 3, 166-167; 4, 137-139; 142; 145; 9, 66-68, 73).
Czy w obliczu ataków wystarczy powiedzieć, że „to nie jest islam”? Może powinniśmy jednak przyznać, że dzihadyści jednak głoszą Koran i naśladują Mahometa? Kto nie dostrzega tego, że samo pragnienie „umiarkowanego” islamu wystarcza by potępić islam jako zły? Bowiem jeśli akceptowalny islam musi być „umiarkowany”, to islam sam w sobie akceptowalny nie jest. Nie ma potrzeby takiego „moderowania” chrześcijaństwa! Im bardziej naśladujemy Chrystusa, tym bardziej też jesteśmy kochani. Ale im bardziej ktoś naśladuje Mahometa, tym bardziej jest znienawidzony. Dlatego też kocham wszystkich muzułmanów – w tym i islamistów – tak samo, jak samego siebie przez wzgląd na miłość Boga, ale z całej swej duszy nienawidzę islamu.
Aby zaprzeczyć temu, że islam jest islamizmem „w stanie spoczynku”, a islamizm islamem w działaniu, argumentuje Ojciec na podstawie ostatniego Magisterium Kościoła, a zwłaszcza na podstawie „Dokumentu o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia”, podpisanego w Abu Zabi przez papieża Franciszka i wielkiego immama Al- Azhar Ahmeda Al-Tajeba, który… nie reprezentuje islamu. W przeciwieństwie do Jezusa Chrystusa, Mahomet nie powierzył nikomu swojej władzy. Stwierdzając to – a skoro najnowsze nauczanie nie może przeczyć stałemu Magisterium Kościoła, a jest osądzane w jego świetle – trzeba uznać, że dokument ten przeczy Objawieniu, w szczególności stwierdzając, że „pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi”. Bo jeśli Bóg faktycznie chce islamu, to dlaczego być chrześcijaninem? Czy Bóg może przeczyć samemu sobie chcąc, abyśmy wierzyli Jezusa – Boga, zmarłego i zmartwychwstałego, a następnie abyśmy wierzyli w islam odrzucający wiarę chrześcijańską? Czy Kościół ewangelizując na przestrzeni całych wieków naruszał prawo każdego człowieka do tego, aby… nie być chrześcijaninem? Czy można więc być chrześcijaninem i się tego nie wstydzić?
Z tego też wynika obecna odmowa podejmowania dzieła ewangelizacji i potępienie prozelityzmu. Jeśli ten dokument rujnuje wiarę chrześcijańską i autorytet Kościoła, to z drugiej strony dokonuje tego dla chwały islamu, bowiem islam neguje różnice istniejące w przypadku natury (rasa, płeć), jak i kultury (język i religia), prezentując się jako religia chciana przez Boga w ten sposób, co natura, jako religia tak samo dobra i konieczna (Koran 30, 30). Dokument ten potwierdza zresztą muzułmańską wiarę w schizofrenię Allaha, który stworzyć miał kilka religii (Koran 7, 16; 22, 66), które to… islam zniszczy i zajmie ich miejsce (Koran 2, 193; 9, 30, 33). W islamie Allah chce, aby doszło do duchowego i moralnego podziału ludzkości (Koran 7, 168; 22, 66) ponieważ jest on twórcą dobra i zła (Koran 15, 40; 32, 13; 38, 82; 91, 8; 113, 2). Tymczasem w świetle wiary chrześcijańskiej jedyny duchowy podział ludzkości wynika wyłącznie z grzechu (Rdz 11), a nie z zamiaru Boga.
Errare humanum est. Perseverare diabolicum. Papież ponowił odrzucenie cennego rozróżnienia między porządkiem naturalnym a nadprzyrodzonym (bez którego nie ma nawet mowy o objawieniu) przemawiając 4 lutego 2020 roku do członków muzułmańskiej Rady Starszych (w wielkim meczecie szejka Zajida), twierdząc, że „braterstwo z pewnością wyraża także wielość i różnice istniejące między braćmi, którzy są złączeni narodzinami, naturą i tą samą godnością. Wyrazem tego jest pluralizm religii”. Jeśli pluralizm religii jest wyrazem braterstwa, to tego braterstwa brakowało Jezusowi, odrzucał braterstwo co do ciała i tych, którzy odmawiali Mu czci (Mk 3, 32-35). Tej odmowy w szczególności dopuszczają się dziś właśnie muzułmanie. Czy Jezus Chrystus nie miał racji nazywając takich ludzi „synami diabła” (J 8, 44)? Czy jest Ojciec w stanie powtórzyć te słowa? Czy też się ich Ojciec wstydzi? (Mk 8, 38). Jeśli Bóg chcieć ma duchowego podziału ludzkości, to czy dalej powinniśmy wierzyć w Jezusa Chrystusa, który przyszedł po to (zob. J 11, 52), by zjednoczyć rozproszone dzieci Boga? Czyż Bóg nie chce, abyśmy byli jedno – tak jak i On jest jeden (J 17, 21)? Czy nie pragnie „jednej owczarni i jednego pasterza” (1 10, 16)?
Konsekwencje uznania „pluralizmu i różnorodności religii”, który miałby wynikać z „mądrej woli Bożej”, będącej podstawą „prawa do wolności wiary i bycia innym”, uniemożliwiają Kościołowi potwierdzenie, że wiara katolicka jest jedyną prawdziwą wiarą, którą każdy powinien starać się przyjąć (Mt 28, 19-19; Łk 14, 23); uniemożliwiając w ten sposób potępienie islamu jako oszustwa. Wskutek tego chrześcijanie łatwiej mogą stać się muzułmanami, a muzułmanie – pozostać przy ich religii. Czy można przyjąć misję namiestnika Chrystusowego i wierzyć, że Bóg chce duchowego i moralnego podziału ludzkości? Czy można to pogodzić ze stałym nauczaniem Kościoła wyrażonym następującymi słowami Piusa XI? „Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii, przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera” (Moralium animos).
Cytuje Ojciec następujący punkt „Lumen gentium”: „plan zbawienia obejmuje także i tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów, oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny”, sugerując, że nauczanie II Soboru Watykańskiego jasno stwierdza, że muzułmanie należą do Ludu Bożego. Tekst konstytucji tego jednak nie mówi; i to nie bez przyczyny. Plan zbawienia faktycznie dotyczy także i muzułmanów, jakże mogłoby być inaczej? Jakiż człowiek nie jest przez Boga kochany? Kogóż Bóg nie powołałby do zbawienia? Ale – być może nie uczył się o tym Ojciec – człowiek staje się członkiem Ludu Bożego wskutek Chrztu. Dlatego też muzułmanie, którzy nie zostali ochrzczeni, nie należą do Ludu Bożego (Dei Filius, 3). W innych czasach wskutek takiego twierdzenia zasługiwałby Ojciec na wytoczenie procesu kanonicznego ze względu na fałszowanie nauczania dokumentów Magisterium Kościoła. Co więcej, przytaczany tekst nie stwierdza, że muzułmanie posiadają wiarę Abrahama, tylko że wyznają jej posiadanie. Szczegół. Jedną rzeczą jest twierdzić, że jest się czegoś właścicielem, a inną – być nim naprawdę. Tylko kłamcy twierdzą, że nie dostrzegają różnicy. Chce Ojciec uczynić z soboru absolutny punkt odniesienia w kwestiach wiary i duszpasterskiej troski, niech więc Ojciec wytłumaczy mi twierdzenie soboru nauczającego, że „Kościół spogląda z szacunkiem również na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi; Jego nawet zakrytym postanowieniom całym sercem usiłują się podporządkować, tak jak podporządkował się Bogu Abraham, do którego wiara islamu chętnie nawiązuje”. Abraham oddał się Bogu poprzez wiarę w Jezusa (J 6, 29; 8, 56), tymczasem Abraham Koranu tego odmówił (Koran 2, 135). Twierdzenie, jakoby muzułmanie wraz z nami oddawali cześć Jedynemu Bogu jest równie fałszywe jak to, że jako chrześcijanie nie oddajemy czci Przenajświętszej Trójcy, każdej z Jej Osób; a islam szczyci się przecież odrzucaniem wiary w Trójcę i bóstwo Jezusa Chrystusa (Koran 4, 71; 5, 73, 116)! Ponownie pojawia się pomieszanie wiary naturalnej i nadprzyrodzonej. Jedną rzeczą jest rozumienie, że Bóg istnieje, a inną poznanie Go tak, jak On zna samego siebie. Bóg jest taki sam dla wszystkich, nie wszyscy jednak poznali Boga, bowiem nie wszyscy odnoszą się do tego samego objawienia.
Twierdzi Ojciec, że Jan Paweł II ucałował Koran. Czy to naprawdę stanowi argument? Czy papież jest nieomylny we wszystkim co mówi i robi? Daleko takiej papolatrii do ducha katolickiego, który polega na obowiązku podążania za sumieniem; ducha, który skłaniał św. Johna Henry’ego Newmana do stwierdzenia, że „jeśli będę musiał wznieść toast za religię, to najpierw wzniosę toast za sumienie, a potem za papieża”. To dlatego święty Paweł z miłością publicznie napomniał świętego Piotra, który starał się zadowolić proto-muzułmanów: judeochrześcijan (Gal 2, 11-14) – podobnie, jak owego dnia czynił Jan Paweł II całując Koran. Co powiedziałby Ojciec chrześcijanom umęczonym za to, że odmówili dokonania takiego gestu?
Zatrudnienie się do dzieła polegającego na zacieraniu granicy oddzielającej Antychrysta od Chrystusa jest rzeczą potworną; nawet jeśli czyni to Ojciec polegając na słowach papieża Franciszka o podobieństwie łączącym terrorystów chrześcijańskich i islamskich. Prawdą jest to, że kiedy zło popełnia chrześcijanin, to nie czyni tego naśladując Chrystusa lub podążając za Jego nauką. Tymczasem kiedy zło popełnia muzułmanin, to zawsze może stwierdzić, że idzie za przykładem Mahometa i realizuje jego naukę. Przykro mi, że kapłan stara się ukryć różnice istniejące między Chrystusem a antychrystem. To prawda: „Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia” stwierdza, że „terroryzm (…) nie jest on spowodowany religią, nawet gdy terroryści posługą się nią instrumentalnie”, ale o jakiej to religii mówi ten dokument? Dla katolika istnieje tylko jedna prawdziwa religia, religia katolicka (zob. Dignitatis Humanae, 1), a dla muzułmanina nie ma innej prawdziwej religii niż islam (Koran 3, 19, 20, 25). O jakiej więc religii wspólnie mówili papież Franciszek i Ahmad Al-Tajeb?
Narzekając na to, że celem mojej książki jest ukazanie szkodliwości islamu potwierdza Ojciec konieczność tego przedsięwzięcia, tak jak i konieczność potępienia błędów popełnianych przez apostołów nowej, powszechnej religii. Jej wyrazem jest właśnie deklaracja z Abu Zabi, składająca się z kompromisów, przemilczeń i fałszów, opierająca się wyłącznie na uznaniu istnienia Boga i powierzchownym humanizmie. Prawdą jest jednak to, że prawdziwe braterstwo możliwe jest wyłącznie w Chrystusie. Jak Ojciec uważa, dlaczego święty Paweł Apostoł nauczał właśnie tak: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem na wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym?” (2 Kor 6, 14-15). Czy jest Ojciec w stanie powtórzyć za świętym Pawłem, że Mahomet, imamowie i wszyscy wyznający islam są przeklęci? „Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!” (Ga 1, 8-9, por. Mt 4, 11, 24; 1 J 2, 22-24; 4, 2-4).
Innym celem mojej książki było udzielenie pomocy wyznawcom Chrystusa w zrozumieniu, dlaczego nasza wiara jest tą jedyną prawdziwą; tak, aby ją zachowywali i bronili aż po męczeństwo, jeśli będzie to konieczne. Wiara ta jest cenniejsza niż wszystko inne. W ten sposób – wbrew Ojca opinii – moja książka służy dialogowi chrześcijańsko-islamskiemu, pozwala bowiem uchronić się przed pułapkami związanymi z takijją. Służąc ewangelizacji, pozwala uniknąć znieczulających praktyk obecnego dialogu służącego wygodzie. Obecnie nawet chrześcijanie „Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4, 4), a islam rozprzestrzenia się na Zachodzie jako skutek i kara za jego apostazję. Jak doskonale rozumie Paweł Lisicki, autor słowa wstępnego poprzedzającego polskie wydanie mojej książki, zamierzam walczyć z tą plagą i odeprzeć związane z nią nieszczęście. Czuję smutek na myśl o tym, że syn dzielnej, ukochanej Polski nie podziela moich udręk ani nie uczestnicy w tej walce, wiedząc, że „tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie” (Rz 2, 8).
Ks. Guy Pagès
Przeczytaj także: „Prawdziwe”, ale czy prawdziwe oblicze islamu?