Ks. Tomasz Kancelarczyk w zdecydowanych słowach skomentował decyzję ks. Michała Macherzyńskiego, który postanowił porzucić stan kapłański. Postępowanie takie nazwał „zdradą” i zasugerował, że za podobną postawę u swoich parafian zasłużyłby nie tylko na ostrą reprymendę, ale i na „łomot”.
W swoim wpisie na Facebooku ks. Kancelarczyk przyznał, że informacja o tym, że nieznany mu śląski kapłan, ksiądz Michał Macherzyński na zakończenie procesji Bożego Ciała powiedział: ,,Dziś rano odprawiłem ostatnią Mszę świętą. Pożegnałem się z kapłaństwem. To były piękne lata mojego życia głównie dzięki Wam! Rozpoczynam nowy etap życia przy boku Justyny”, była szokująca. Podobnie jak relacja mówiąca o tym, że kapłan otrzymał od wiernych brawa.
Wesprzyj nas już teraz!
„Myślę, że ksiądz Michał Macherzyński oszukuje siebie i innych. 30 lat temu leżąc krzyżem w prezbiterium katedry swojej diecezji, nie finalizował umowy o pracę na czas określony z Kościołem jako pracodawcą, ale przyrzekał służbę Jezusowi Chrystusowi w modlitwie, posłuszeństwie i bezżenności do końca swoich dni. Ten ksiądz nie zakończył jakiegoś etapu swojego życia, ale sprzeniewierzył się przyrzeczeniu, które złożył Panu Bogu i wiernym Kościoła” – napisał ks. Kacelarczyk.
Jak dodał, „takie coś nazywa się zdradą i, o zgrozo, tu ta zdrada jest ubierana w szaty uczciwości… bo ksiądz nie będzie prowadził podwójnego życia. Otóż będzie prowadził podwójne życie, bo zawsze ze święceniami kapłańskimi w tle. Ksiądz Michał ze swojego odejścia z kapłaństwa zrobił oczyszczające go szoł, ale ani on, ani media pokazujące go w pozytywnym świetle nie mówią tego, że grzech pozostanie grzechem i jako taki domaga się zgoła innej reakcji”.
Ks. Kancelarczyk przypomniał tu postawę św. Piotra, który mimo zapewnień o swojej wierności wyparł się Jezusa, ale nie usprawiedliwiał swego czynu i nie mówił, że „kończy pewien chrystusowy etap swojego życia, ale płacze, skrywając twarz w swoich rękach”. „Zwracam się bezpośrednio do bohatera tego wydarzenia – księże Michale, taka powinna być Twoja reakcja na Twój grzech, na romans z kobietą, nawet jeżeli skutkowałby pozostawieniem służby kapłańskiej”.
„Ksiądz po 30 latach od święceń nie wie, gdzie grzech, a gdzie cnota? Rozumiem, że w naszym życiu księżowskim, ale i każdego innego człowieka różne rzeczy mogą się wydarzyć, bo z jednej gliny jesteśmy ulepieni i te same emocje i namiętności nami targają, ale grzech to jest grzech i nie zmieni tego żadne medialne przedstawienie. A co do reakcji wiernych na słowa tego księdza, to jakoś nie chce mi się wierzyć w te oklaski, chyba że skrzywione sumienie proboszcza przez lata duszpasterstwa ukształtowało skrzywione sumienie wiernych” – dodał.
Kapłan przyznał, że zrobił eksperyment i rozpoczął kazanie w ostatnią niedzielę słowami księdza Michała Macherzyńskiego o porzuceniu kapłaństwa i dalszej drodze z Justyną. „Zrobiłem to nie tłumacząc, że to nie są moje słowa. I co? Nie było oklasków, ale smutek i przerażenie, a gdy wyjaśniłem, że to nie o mnie chodzi, wyraziłem nadzieję, że gdybym to ja na serio powiedział te słowa, to oni po Mszy sprawiliby mi niezły łomot, uruchamiając swoje parasolki, torebki czy też laski. A mogą na to sobie pozwolić, gdyż we wspólnocie parafialnej jesteśmy w wyjątkowej relacji, oni mnie utrzymują i za mnie się modlą, ja też się za nich modlę i od moich słów często zależą ich życiowe wybory. To jest więź rodzinna. Rodzicom i rodzeństwu wolno skarcić nawet i ostro swojego syna czy brata, aby odwrócił się od zła. Nie tylko wraziłem taką nadzieję otrzymania od nich ostrej reprymendy, ale i sam im to zasugerowałem, co zostało przez nich zaaprobowanie kiwnięciem głowy z wielkim uśmiechem. Mało mnie obchodzi co na to powie rzecznik praw obywatelskich, ale taką reakcję polecam w innych parafiach, gdzie księża tracą rozum. Odpowiedź powinna być jedna… łomot” – napisał ks. Tomasz Kancelarczyk.
Źródło: Facebook
MA