W „Tygodniku Powszechnym” ukazał się w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny tekst Michała Rychera, „Zrozumieć Niepokalaną”. Lektura artykułu wskazuje jednak na to, że jego celem jest próba reinterpretacji czy też zrozumienia nie tyle Niepokalanej, co Niepokalanego Poczęcia. To kolejny przykład tekstu, który poddaje dotychczasowe prawdy wiary i sposoby ich sformułowania nowym interpretacjom.
Oczywiście, jest rzeczą wręcz bezcenną próba zrozumienia i odczytania na nowo treści wiary, które były wyrażane przed laty czy przed wiekami językiem pojęć trudno dzisiaj dla nas zrozumiałych. Z drugiej jednak strony może pojawiać się niepokój, gdy autor tych reinterpretacji stwierdza na przykład „dzisiaj, gdy nasze myślenie o pochodzeniu człowieka kształtuje teoria ewolucji, wyjaśnienie zawarte w „Humani generis” jawi się jako przestarzałe”.
Nie wnikając w istotę sporu wokół teorii ewolucji, chciałoby się jednak zauważyć, że wciąż pojęciu ewolucja towarzyszy słowo teoria, a nie prawo. Oczywiście teoria może wpływać na kształtowanie myślenia, ale też nie musi tego myślenia determinować. Tendencja reinterpretacji rozlicznych prawd wiary pod wpływem pewnych teorii, nowoczesnych hipotez, kontekstów kulturowych jest dość znamienna dla redakcji „Tygodnika Powszechnego”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ostatnie lata przyniosły między innymi takową reinterpretacje „Humanae vitae” idącą w kierunku zakwestionowania tej encykliki (co nie jest zresztą pomysłem ani nowym, ani oryginalnym). Przyniosły także żarliwe opowiedzenie się za interpretacjami wywołanymi przez „Amoris laetitia” dotyczącymi udzielania Komunii osobom, które zerwały komunie w Chrystusem poprzez związki niesakramentalne. Pojawiły się nowe interpretacje czy też raczej nowe propozycje dekalogu. Przyszedł zatem czas na reinterpretację Niepokalanego Poczęcia.
Obszerny tekst Michała Rychera przywołuje szereg rzeczy ważnych i cennych. Na pewno sama główna idea tego artykułu zasługuje na zauważenie – istnieje potrzeba przywołania treści i zrozumienia przywołania treści dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, którego lektura domaga się przywołania treści grzechu pierworodnego, a temu przywołaniu treści powinno towarzyszyć głębsze zrozumienie. Tak postawiony cel jest niewątpliwie bardzo ambitny. Nie sposób w krótkim artykule przedstawić najistotniejszych treści nauczania Kościoła w tych tematach. Można jednak sięgnąć do tych treści zawartych w Katechizmie Kościoła Katolickiego, który pozostaje kompendium wiary Kościoła osadzonej w Tradycji a zarazem poddanej współczesnej interpretacji dokonanej przez Magisterium (KKK 490-493). I tutaj pojawia się pierwsza zasadnicza trudność związana ze stylem i metodą interpretacji dokonywaną przez teologów „Tygodnika Powszechnego”.
Temat grzechu pierworodnego, który bezsprzecznie stanowi fundamentalne tło i kontekst dla rozważań o grzechu pierworodnym został w ostatnich dziesięcioleciach podjęty między innymi przez św. Jana Pawła II w katechezach środowych, w papieskiej teologii ciała. Św. Jan Paweł II stwierdzał w nich, że grzech pierworodny jest doświadczeniem granicznym, który zmienił radykalnie sytuacją ontyczną człowieka. Uległość wobec pokusy oznaczała fundamentalne zakwestionowanie daru Boga i Jego miłości. Zanegowana została „miłość jako właściwy motyw stworzenia i pierwszego Przymierza”. Grzech pierworodny zerwał ową życiodajną więź łączącą człowieka z Bogiem. „Fakt ten – stwierdzał św. Jan Paweł II – ma podstawowe i decydujące znaczenie dla stosunków pomiędzy człowiekiem a Bogiem, a także dla »sytuacji« wewnętrznej człowieka samego, dla wzajemnego obcowania ludzi z sobą, wreszcie dla stosunku człowieka do świata”.
Trzeba zauważyć, że siła rażenia tego grzechu była tak wielka, że głębia jestestwa człowieka została naznaczona śmiercią duchową. Człowiek oderwany od miłości stał się egoistą, zamkniętym więzieniu swego zranionego, pozbawionego szczęścia i ja człowiek został wewnętrznie zaburzony.
Akcent papieskiego nauczania, wzorem całej Tradycji Kościoła kieruje uwagę na dramat wewnętrzny człowieka, na dramat jego wolności, wskazuje, że ten dramat ma moc naruszenia ontycznej struktury człowieka.
Okazuje się jednak, że ta interpretacja zostaje dzisiaj uchylona. A moc uchylenia tej interpretacji zostaje przypisana niewątpliwie wybitnemu teologowie, bibliście niemieckiemu. W „Tygodniku” czytamy bowiem: „w najnowszych interpretacjach grzech pierworodny wyjaśnia się jako „syndrom zguby” (Gerhard Lohfink). Przez syndrom zguby rozumie się otoczenie, w którym człowiek przychodzi na świat, a które jest naznaczone różnorakim złem. Co z tego, że dziecko jest niewinne, skoro wzrasta w środowisku, w którym dominują nienawiść, przemoc, podstęp, egoizm? Chodzi o struktury zła, które przyjmują globalny zasięg, jak wyzysk, niszczenie środowiska naturalnego, przemoc – dotykając niezliczoną rzeszę ludzi oraz wprowadzając niszczący podział (np. na „pierwszy” i „trzeci świat”).
Biblia tę rzeczywistość nazywa „grzechem świata” (zob. J 1, 29). Człowiek nie rodzi się w przestrzeni niewinności. Grzech kumuluje się w dziejach ludzkości, zatruwając całe społeczeństwa. W ten świat wrastamy, stajemy się jego częścią, a z czasem pomnażamy zastane zło, obciążając nim kolejne pokolenia. W tym znaczeniu dogmat o grzechu pierworodnym jest jedną z najbardziej oczywistych prawd wiary. To przed tak rozumianym grzechem chce nas uchronić Kościół, udzielając chrztu, zanurzając w historii zbawienia i wprowadzając do społeczności, która z założenia powinna tworzyć alternatywne środowisko w stosunku do środowiska naznaczonego grzechem pierworodnym – syndromem zguby”.
O ile dobrze rozumiemy przywołaną interpretację Lohfinka, istotą grzechu pierworodnego jest struktura zła, grzech strukturalny. Takie ujęcie jest oznacza zrzucenie ciężaru odpowiedzialności za jakikolwiek grzech z konkretnego człowieka na bliżej nieokreślone podmioty zbiorowe. Inaczej mówiąc, uwalnia od odpowiedzialności indywidualnej a wskazuje na odpowiedzialność zbiorową. Taka interpretacja, delikatnie ujmując, zdaje się nie znajdować usprawiedliwienia przekazie biblijnym. Moment złego wyboru Adama i Ewy nie jest otoczony absolutnie żadnym kontekstem struktur zła. Tak bardzo cenna współczesnym teologom „Tygodnika Powszechnego” między innymi ekologia i grzech ekologiczny nie mają miejsca w raju, chyba że przyjmiemy, iż uprawianie z nakazu Boga Stwórcy ogrodu Eden przez człowieka było wyrazem szowinizmu gatunkowego i dewastacji środowiska naturalnego. Trudno odnaleźć w tej przestrzeni wyzysk czy przemoc. Biblijne określenie kobiety jako „pomocy” dla mężczyzny posługuje się tym samym pojęciem „pomoc”, którego używa sam Bóg, określając siebie w innych tekstach Starego Testamentu „pomocą” dla człowieka. Ale takie przyznanie priorytetu struktur zła nad grzechem indywidualnym ma swoje bardzo współczesne konsekwencje. Ono właśnie sprawiało, że marksistowskie projekty rewolucji w Ameryce Południowej były bezpodstawnie opatrywane słowem „teologia” jako „teologia wyzwolenia”. Walka ze strukturami zła odrzucała całkowicie jakąkolwiek potrzebę walki z grzechem osobistym, nawrócenia. No bo przecież sednem sprawy była zbiorowa wola i zbiorowy czyn przekształcania rzeczywistości poprzez walkę z systemem ,a nie z grzechem indywidualnym. Echo tego myślenia odnajdujemy także ze współczesnych zawirowaniach dotyczących wspomnianego problemu ekologii czy także wspomnianych problemów związanych ze stosunkiem duszpasterstwa do osób żyjących w związkach niesakramentalnych, a zatem dotkniętych dramatem strukturalnego zła w poprzednich związkach – przemocy, wyzysku, zdrady. Inną konsekwencją tego myślenia jest ostatecznie zakwestionowanie wrażliwości na doświadczenie zarówno grzechu indywidualnego, jak i doświadczenie indywidualnej spowiedzi. Pisał o tym przekonująco św. Jan Paweł II w „Reconciliatio et Paenitentia”. Ten swoisty socjoprioryzm przyznający prymat struktur społecznych nad osobą ludzką wyraża się w innym znaczącym fragmencie tygodnikowej interpretacji Niepokalanego Poczęcia.
„W ikonografii zwiastowania Maryję zwykle przedstawia się zatopioną w lekturze Psałterza. Scenę tę możemy odczytać jako metaforę tego, że Maryja żyła w środowisku, które inspiracji szukało w Torze, Świątyni, owszem również w recytacji psalmów, których uczono się na pamięć. W swojej dosłowności tak przedstawiona scena zwiastowania niewiele ma wspólnego z rzeczywistością historyczną. Jednak jej przesłanie możemy odczytać w ten sposób, że Maryja wzrastała w środowisku wolnym od syndromu zguby, co w języku dogmatu oznacza, że była wolna od grzechu pierworodnego”.
Cóż, trochę inaczej to brzmi w Katechizmie Kościoła Katolickiego, gdzie czytamy: „Maryja została ubogacona od pierwszej chwili poczęcia blaskami szczególnej zaiste świętości; świętość ta pochodzi w całości od Chrystusa; jest Ona odkupiona w sposób wznioślejszy ze względu na zasługi swego Syna. Bardziej niż wszystkie inne osoby stworzone Ojciec napełnił Ją wszelkim błogosławieństwem… na wyżynach niebieskich – w Chrystusie (Ef 1, 3). Wybrał Ją z miłości przed założeniem świata, aby była święta i nieskalana przed Jego obliczem” (KKK 492).
Można w świetle tych tekstów postawić bardzo radykalne, a nawet wręcz szokujące pytanie –co jest źródłem świętości Maryi – środowisko wolne od struktur zła czy Bóg?
Nie chcę zbyt mocno podążać tym tropem, ale dychotomia tego pytania stanowi problem niezwykle istotny. Można bowiem odczytać te pytania, bez nadmiernie wnikliwej egzegezy, jako kwestie o znaczeniu fundamentalnym – to jest wybór między projektem budowania człowieka doskonałego mocą struktur społecznych wolnych od syndromu zła, bądź też dążenia drogą świętości inspirowanej przez Boga i wskazującej na Jego osobiste i osobowe udzielanie się w życiu człowieka, co nazywamy katechizmowo „łaską”.
To są wizje dwóch zupełnie różnych światów, a jeżeli pojawiają się one w przestrzeni Kościoła, to trzeba zauważyć, że są to dwie propozycje wewnątrz Kościoła.
Problem jednak jest w tym, że Kościół jest jeden i choć wybrzmiewa symfonią katolickości, czyli uniwersalizmu, to w tym pluralizmie trudno odnaleźć miejsce dla poglądów, które w miejsce Boga i świętości stawiają projekt struktur i syndromu wolnego od zguby kreujących doskonałego człowieka.
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz