25 lipca 2023

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Wokół sporu o „Humanae vitae”

(Oprac. PCh24.pl)

O encyklice św. Pawła VI „Humanae vitae” można najkrócej powiedzieć, że jest to dokument papieski z XX wieku, który wywołał i wywołuje najwięcej komentarzy spośród wszystkich współczesnych dokumentów kościelnych. Jest to dokument, który powstał w niezwykle burzliwych czasach rewolucji kulturowej i zarazem w dobie wstrząsów posoborowych. Jest to dokument promowany i pogłębiany w swojej treści przez św. Jana Pawła II, zwłaszcza w jego teologii ciała, akceptowany przez papieża Benedykta XVI, a kontestowany przez współczesne urzędy kościelne. Jest to dokument, który ma znaczenie w sferze życia duchowego, ale ma nie mniejsze znaczenie w sferze rozwoju ludzkości.

Kontekst „Humanae vitae”-  czas przełomów

Truizmem jest twierdzenie, że koniec lat 60-tych XX wieku oznaczał przełom cywilizacyjny. Jego pozornie drobnym symbolem stała się wynaleziona w 1955 r. pigułka antykoncepcyjna wprowadzona 5 lat później do publicznego obrotu. Pozwalała technologicznie rozerwać związek między życiem seksualnym a prokreacją, co było od pewnego czasu naczelnym postulatem ruchu feministycznego i tak zwanego „wolnego seksu” propagowanego między innymi przez Margaret Sanger. Przełom farmakologiczny związał się zatem z wysiłkami ruchu feministycznego. Zaowocowało to między innymi zmianami w sferze prawnej. W 1965 roku Sąd Najwyższy USA orzekł, że obowiązujący powszechnie zakaz sprzedaży środków zapobiegania ciąży jest sprzeczny z konstytucją. To orzeczenie umożliwiało dokonanie znaczących zmian w społecznym podejściu do seksualności. Ich konsekwencją bardzo szybko stała się zmiana stosunku do aborcji. Do lat 60. prawnie chroniono ludzkie życie we wszystkich jego fazach i była to zasada obowiązująca w całym „wolnym świecie”. U schyłku lat 60. dała się natomiast zauważyć uległość żądaniom feminizmu, które orzekały, że ciąża jest wyrazem barbarzyństwa a jej przerwanie jest najważniejszą treścią feministycznej polityki – jak twierdziła amerykańska Żydówka i feministka Shulamith Firestone. Zwieńczeniem walki o legalizację aborcji stał się osławiony wyrok Sądu Najwyższego USA w sprawie Roe vs Wade z 1973 roku.

Wesprzyj nas już teraz!

Bardzo ważnym elementem przemian lat 60. był odrodzony neomaltuzjanizm, który szerzył fobię „bomby demograficznej” związanej z rzekomym potencjalnym wyczerpaniem się zasobów żywnościowych, jak i surowcowych. Ta fobia przekształcała się w konkretną politykę demograficzną, a raczej depopulacyjną wyrażającą się w postulatach aborcji antykoncepcji i sterylizacji.

Bezpodstawne fobie neomaltuzjańskie utorowały sobie szybko drogę do agend oenzetowskich, przestrzegających przed nadchodzącą katastrofą demograficzną. Wyrazem tego stawały się początkowo zakamuflowane propozycje, jak chociażby ta, zawarta w Deklaracji o Ludności zaprezentowanej przez 12 państw sekretarzowi generalnemu ONZ U-Thantowi w roku 1966. Zawarto w niej stwierdzenie „możliwości o decydowaniu o ilości i czasowej odległości między dziećmi”. W ten sposób tworzono przedpole do proklamowania tak zwanego prawa do planowania rodziny.

Prawo to w konsekwencji było rozumiane między innymi jako orzeczenie, że nikt nie ma prawa rodzić się jako niechciany, a dalej jako prawo kobiety do kontroli własnego życia.

Przełomy lat 60. XX wieku dotyczyły zatem zmiany prawa, a w szczególności praw człowieka. Dotyczyły zmian w zakresie polityki, farmakologii i medycyny. Te zmiany stały się instrumentami przełomu społeczno-kulturowego. Ich wyrazem, wręcz ikonicznym, stały się strajki studenckie w Niemczech, we Francji i w Stanach Zjednoczonych (w Ameryce były one chronologicznie wcześniejsze niż w Europie i związane były z ruchem hipisowskim, radykalnym feminizmem i ruchem gejowskim).

Niezależnie od różnic genezy tych rewolt, ich kluczowym elementem stało się proklamowanie totalnej wolności dającej radykalną swobodę seksualną. Wspólnym mianownikiem tych procesów było odrzucenie dotychczasowych autorytetów, władzy, norm, hierarchii, jak również najgłębszego zakorzenienia tożsamości.

Charakterystycznym elementem strajków stały się tendencje wyrażone zwięźle na ulicach Paryża w maju 1968 roku w postaci dwóch haseł: „zabrania się zabraniać” i „nie ma już nauczyciela ani Boga, ty sam jesteś bogiem”. Hasło pierwsze, pozornie niewinne, oznaczało w gruncie rzeczy odrzucenie prawa naturalnego w postaci Dekalogu, którego wiele zasad sformułowanych jest właśnie w postaci negatywnej: nie cudzołóż, nie zabijaj, nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, nie pożądaj żony bliźniego swego… Hasło drugie oznaczało totalną destrukcja autorytetów i proklamowanie skrajnej autonomii moralnej.

Jeden z uczestników francuskiej rewolty późniejszy senator socjalistyczny Henri Weber, 50 lat po tamtych wydarzeniach przyznawał, że rewolucja maja 68 roku wprowadziła trwałe zmiany społeczeństwa, zaatakowała wszelkie autorytety i tradycyjne struktury i zarazem umożliwiła narodzenie się walki z tak zwaną „dyskryminacją”, zarówno klasową, rasową, jak i dyskryminacją płci, preferencji seksualnych. Oznaczała jednoznacznie rewolucję hedonistyczną.

Nie sposób zignorować tego kontekstu kulturowego czasu przełomów w spojrzeniu na „Humanae vitae”.

Geneza „Humanae vitae”

Geneza encykliki „Humanae vitae” sięga jednak roku czasu sprzed 1968 roku. Można chyba stwierdzić, że jej bezpośrednim kontekstem był narastający ruch neomaltuzjański powielający błędy Malthusa o zróżnicowaniu przyrostu ludności, który miałby dokonywać się w tempie geometrycznym, a przyrostu środków żywnościowych, który dokonuje się w tempie zaledwie arytmetycznym. Oznacza to ryzyko – a zdaniem maltuzjanistrów – nieuchronną konieczność przeludnienia ziemi, głodu i tragedii milionów ludzi. Stąd postulatem lansowanym w tym kontekście, od czasów klasycznego utylitaryzmu, w postaci poglądów np. Jeremy’ego Benthama, była antykoncepcja, sterylizacja i to, co Bentham nazywał prawdziwie „dzieciobójstwem”. Bentham zalecał także w swoich rękopisach, nie opublikowanych z obawy przed cenzurą, propagowanie związków homoseksualnych, dających zainteresowanym poczucie zaspokojenia przyjemności, a nie przynoszących konsekwencji.

Propagowanie zwłaszcza antykoncepcji stało się przedmiotem rozważanym w kręgu chrześcijaństwa w XX wieku. Kościół anglikański na The Lambert Conference zatwierdził dopuszczalność antykoncepcji w roku 1958. Konferencja metodystów już w roku 1939 zezwoliła na stosowanie antykoncepcji. Światowa Rada Kościołów zobowiązała się w roku 1961 do współpracy z ONZ w sprawie demografii. 

W 1963 roku papież Jan XXIII powołał Komisję 6 europejskich ekspertów do zbadania kontroli urodzeń i populacji. W tle tej decyzji kryły się postulaty niektórych środowisk wewnątrz Kościoła, które opowiadały się za rewizję stanowiska katolickiego w odniesieniu do stosowania doustnych środków antykoncepcyjnych.

(dalsza część tekstu pod linkiem)

„Humanae vitae”. Chwiejne dziecko roku ‘68

Po śmierci Jana XXIII w 1963 roku papież Paweł VI dodał teologów do komisji i w ciągu trzech lat rozszerzył ją do 72 członków z pięciu kontynentów.

W 1966 roku komisja sporządziła raport, w którym proponowała, że ​​sztuczna kontrola urodzeń może być w niektórych przypadkach uznana za dopuszczalną, a jej stosowanie powinno być decyzją samodzielną katolickich

To stanowisko wyrażał tak zwany raport większości, natomiast raport mniejszościowy kategorycznie odrzucał jakiekolwiek ustępstwo w zakresie zmiany doktryny. Św. Paweł VI stanął wówczas wobec dylematu czy opowiedzieć się za duchem czasu czy stanąć po stronie Ducha prawdy? Dziś wiemy z całą pewnością, że wielkim wsparciem papieża Pawła VI była postawa arcybiskupa Karola Wojtyły –  jego „Memoriał krakowski” (przygotowany z jego inicjatywy przez grupę polskich etyków i teologów), jego osobiste listy do Pawła VI. Ostatecznie papież opublikował 25 lipca 1968 r swoją encyklikę.

Stwierdzał w niej: „Kościół (…) naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego. Nauka ta, wielokrotnie przez Nauczycielski Urząd Kościoła podana wiernym, ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku – którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać – między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim: między oznaczaniem jedności i oznaczaniem rodzicielstwa” (HV 11–12).

Papież był świadom kontrowersji, jakie wywoła ta encyklika w świecie skażonym współczesną mentalnością hedonistyczną: „Nauka Kościoła o należytej regulacji poczęć, będąca promulgacją samego prawa Bożego, wyda się niewątpliwie dla wielu trudna; więcej nawet –zupełnie niemożliwa do zachowania. Bo rzeczywiście, jak wszystkie rzeczy szlachetne i pożyteczne, tak i to prawo wymaga mocnych decyzji i wielu wysiłków od poszczególnych ludzi, od rodzin i społeczności ludzkiej. Co więcej, zachować je można tylko z pomocą łaski Bożej, która wspiera i umacnia dobrą wolę ludzi. Kto jednak uważniej się nad tym zastanowi, dostrzeże, że owe wysiłki naprawdę podnoszą godność człowieka i przysparzają dobra całej ludzkości (HV 20)”.

Odrzucenie encykliki

Istotnie, encyklika spotkała się z radykalną kontestacją. Posłużyła takim teologom jak Karl Rahner do zakwestionowania nieomylności papieża w kwestiach moralności. Wiele episkopatów odrzuciło tę encyklikę, bojkotując ją milczeniem. W niektórych seminariach na Zachodzie, podobnie jak i na wydziałach teologicznych, encyklika została całkowicie przemilczana i zbojkotowana.

Główne nurty krytyki, jak się wydaje, dotyczyły w swoim rdzeniu dwóch kwestii.

Jedna wiązała się z procesami interpretowane otwartości Kościoła na świat. Dla części biskupów, teologów, jak i wiernych chrześcijan, ta otwartość wyrażała się w bezkrytycznym przyjęciu ducha czasu. Nie zauważano przy tym, że w pojęciu „ducha czasu” kryła się naiwna heglowska wiara w postęp związany z rewolucją, w tym przypadku rewolucją obyczajową, jak również, że w tym pojęciu „rewolucji obyczajowej” kryła się także redukcja człowieka – w tym wypadku do wymiaru freudowskiego libido, któremu podporządkowana miała być całość życia ludzkiego.

Drugą,  o wiele głębszą i istotniejszą podstawą krytyki był nurt tak zwanej „nowej teologii moralnej”. Nie sposób oczywiście przedstawić tutaj zwięźle zarówno samego nurtu „nowej teologii moralnej”, jak i jej uszczegółowienia w postaci krytyki „Humanae vitae”. Najkrócej ujmując, można jednak chyba stwierdzić, że zarówno w ogólnym nurcie, jak i w jego konkretyzacji w odniesieniu do encykliki Pawła VI,  chodziło o proklamowanie wolności ludzkich decyzji w postaci skrajnej autonomii, oderwanej od obiektywnej prawdy. W takiej perspektywie natura ludzka, nawet jeśli była traktowana jako nie tylko prawa biologiczne, lecz również społeczne i kulturowe, mogła jednak być wykorzystana według ludzkiego uznania. Miałoby się to dokonywać w sposób odpowiadający jego podstawowemu wyborowi  człowieka rozumianego jako całościowo pojęta wizja samego siebie, jako swój auto-projekt.

Wskazywane w nauczaniu Kościoła znaczenie miłości Boga zostawało w tej perspektywie subtelnie, ale zarazem jednoznacznie zminimalizowane. Taka miłość miała mieć charakter owszem transcendentalny, ale zarazem wolny i nie przekładany jednoznacznie na jakikolwiek program działań człowieka. Oznaczało to najkrócej ujmując, że związek wiary religijnej i obiektywnych wymogów życia moralnego zostawał tutaj faktycznie rozerwany. Inaczej mówiąc oznaczało to wejście w stronę faktycznego anty-teizmu. Dlatego w konsekwencji nie może dziwić zdanie Rahnera, że „poszanowanie życia — własnego lub innych — może być na ogół kategorialnym sposobem wyrażania fundamentalnego wyboru miłości Boga i bliźniego, ale nim być nie musi. [podkr. – PB]. I zależy to nie tylko od zewnętrznego układu sytuacyjnych warunków działania człowieka. Bardziej jeszcze zależy od sensu, jaki temu działaniu nada człowiek w imię swego wyboru podstawowego, z natury swej wymykającego się ocenie w świetle norm ogólnych”.

Warto wydobyć jeszcze jedną cechę myślenia i przepowiadania – odrzucenie normatywnej natury ludzkiej, tak bardzo znaczącej dla teologii moralnej Kościoła, a przyznanie sumieniu roli autonomicznego i jedynego decydenta wskazywało jednoznacznie, że nie ma czynów obiektywnie, ze swej istoty złych (intrinsece malum). To konkretny człowiek nadaje sens moralny swoim (nawet obiektywnie niegodziwym) działaniom. Człowiek stawiał siebie po prostu w miejsce Stwórcy. Małżonkowie wybierający antykoncepcję, w tej perspektywie przestawali być współpracownikami Boga w dziele Stwórcy, a stawali się dysponentami ludzkiego życia.

Warto może w tym miejscu jedynie krótko nadmienić, że tematy takie jak odrzucenie prawa naturalnego, opcja fundamentalna w miejsce konkretnych wyborów moralnych, autonomiczne sumienie i utylitarny rachunek korzyści zamiast tradycyjnych, klasycznych kategorii dobra i zła moralnego – te tematy stały przedmiotem jednoznacznej interwencji ze strony św. Jana Pawła II w encyklice „Veritatis splendor”. I podobnie jak encyklika „Humanae vitae” spotykały się i spotykają z tak samo mocną kontestacją i krytyką ze strony tych samych środowisk.

Trzeba też przypomnieć, że św. Jan Paweł II podjął w „Veritatis splendor” obronę podstawowych zasad życia moralnego, natomiast szczegółowe wyjaśnienie sensu encykliki „Humanae vitae” podjął w cyklu katechez „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”,  nazywaną popularnie teologią ciała.

Wykład św. Jana Pawła II objaśniający „Humanae vitae”

Św. Jan Paweł II, jak to zostało zaznaczone, brał czynny udział w tworzeniu encykliki Pawła VI. Podobnie jak autor encykliki proklamował to, co było i pozostaje doktryną Kościoła o małżeństwie.

Przypominał zatem, że małżeństwo jest wyjątkową i nierozerwalną instytucją, która została ustanowiona przez Boga dla poszerzania rodzaju ludzkiego. Przypominał także, że istnieją trzy  cele małżeństwa, które są uporządkowane i zhierarchizowane.

Pierwszym z nich była i pozostaje prokreacja, która nie jest i nie może być traktowana wyłącznie jako akt biologicznego poczęcia i zrodzenia dziecka, ale także jako jego intelektualne moralne i duchowe formowanie, mające na celu ukierunkowanie nowego człowieka ku wiecznemu przeznaczeniu. Drugim celem jest wzajemna pomoc małżonków, okazywana nie tylko w sferze materialnej czy seksualnej, ale przede wszystkim duchowej. Małżeństwo stanowi wreszcie bezgrzeszne lekarstwo na pożądanie.

Św. Jan Paweł II jednak nade wszystko wszedł w spór z mentalnością współczesnego świata odrzucającą wizję miłości jako bezinteresownego daru otwartego na przyjęcie nowego życia. Podjął spór wokół rozumienia podstawowych kategorii – osoby, natury i wolności. Odpierał zarzut, że nauczanie Kościoła ignoruje znaczenie ludzkiej wolności, a usiłuje podporządkować ludzkie życie mechanizmom biologicznym, determinizmom biologicznym. Wbrew tym głosom krytycznym ukazywał autentyczną strukturę wolności w jej wymiarze realistyczny związanym z językiem ciała.

W jednym ze swoich ostatnich tekstów pisał: „Bardzo myliłby się każdy, kto by sądził, że w biblijnym opisie stworzenia człowieka dominuje biologia. Stwórca mówi: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1, 28), ale przede wszystkim stwarza w ich sercach wewnętrzną przestrzeń miłosnego upodobania, w której to przestrzeni dominuje przede wszystkim piękno. Można powiedzieć, że w ten sposób wraz ze stworzeniem kobiety Stwórca wyzwala w człowieku całe to olbrzymie dążenie do piękna, jakie stanie się treścią ludzkiej twórczości, twórczości artystycznej, ale nie tylko. W każdej duchowej twórczości człowieka zawiera się jakieś dążenie do piękna, jakieś szukanie coraz to nowych jego wcieleń, szukanie nowych źródeł zachwytu, który jest dla człowieka tak nieodzowny jak pokarm i napój.

Napisze kiedyś Norwid: «Piękno na to jest, by zachwycało do pracy, praca (…), by się zmartwychwstało». Jeżeli człowiek istotnie zmartwychwstaje przez pracę, przez różne prace, jakie wykonuje, to właśnie dzięki tej inspiracji, jaką daje mu piękno: piękno świata widzialnego, a pośród tego w szczególny sposób piękno kobiecości” (Jan Paweł II, Medytacja Jana Pawła II na temat «bezinteresownego daru»).

Prof. Grygiel dopowiadał: „Właśnie dlatego człowiek jest piękny. Piękno zaskakuje go, bo ono nie jest z tego świata. Ono unosi go wzwyż. Broni jego wolności, pomagając mu być bardziej sobą. Piękno nikomu nie pozwala zbliżać się do człowieka jak do przedmiotu, bo samo nim nie jest. Piękna nie można posiadać” (S. Grygiel, Prawda i dobro zapomniany dar Miłości).

Takie spojrzenie przez pryzmat piękna promieniującego z Boga na człowieka – kobietę i mężczyznę pozwala zachwycić się tajemnicą człowieka. Prowadzi też do zachwytu nad tajemnicą małżeństwa, nad tym pięknym i pełnym tajemnicy związkiem, wspólnotą ludzi obdarowujących się wzajemnie sobą. Prowadzi to także do zachwytu nad pięknem rodziny,  która wyrasta z tajemnicy przyjęcia daru od osobowego Dawcy i współudziału w dziele kreacji.

Kontemplując piękno małżeństwa jako aktu stwórczego Boga, papież wskazywał zarazem, że zadaniem człowieka było i pozostaje odczytywanie tej prawidłowości biologicznej, jaka wkomponowana została w naturę mężczyzny i kobiety. Przestrzegał zatem: „Wykorzystywanie 'cyklu bezpłodności’ w ramach współżycia małżeńskiego może stawać się źródłem nadużyć, jeżeli małżonkowie starają się na tej drodze wykluczyć swoje rodzicielstwo lub zredukować je poniżej słusznego wymiaru dzietności swojej rodziny” (Mężczyzną i niewiastą stworzył ich).

Wskazywał zarazem, że słuszny wymiar dzietności nakazuje wziąć pod uwagę nie tylko dobro własnej rodziny, ale winno mieć na uwadze nawet dobro społeczeństwa. Oznacza to taką akceptację powołania Bożego do małżeństwa i rodzicielstwa, która wyraża się w gotowości przyjęcia liczniejszego potomstwa przez małżonków chrześcijańskich.

Stan wrzenia

Krytyka nauki dotyczącego etyki życia małżeńskiego i katolickiej wizji miłości otwartej na prokreację nie zakończyła się ani ze śmiercią Pawła VI, ani ze śmiercią Jana Pawła II i  papieża Benedykta XVI. Następcy Pawła VI byli krytykowani za wierność nauczaniu swojego poprzednika. Krytyka trwała i sięgała po nowe argumenty. Szczególnie instrumentem stało się wykorzystywanie epidemii AIDS w Afryce i jak zawsze problemy demograficzne. W roku 2008 sześciuset księży w Niemczech podpisało petycje domagającą się odwołania tez zawartych w dokumencie Pawła VI.

Kolejna, 50. rocznica przyniosła nowe głosy i nowe postulaty. Pewną nowością było to, że głosy dotyczące rewizji „Humanae vitae” zostały przedstawione między innymi na Uniwersytecie Gregoriańskim i nie spotkały się z reakcją papieża Franciszka.

Wypowiedzi samego papieża Franciszka naznaczone charakterystyczną niejednoznacznością, wyrażany w formie bon motów czy lapidarnych stwierdzeń, pozbawione głębi teologicznej i uzasadnienia filozoficznego, jak również polityka przewodnicz Papieskiej Akademii Życia, a wreszcie osoba nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary i jego zapowiedź potrzeby rewizji „Veritatis splendor” –  wszystko to tworzy bardzo niepokojące zjawisko.

Kwestia życia i etyki jego przekazu stała się dzisiaj problemem szczególnie istotnym. Obejmuje już nie tylko zagadnienia antykoncepcji, ale technik sztucznej reprodukcji, coraz bardziej wyrafinowanych, coraz bardziej stających się częścią produkcji, a nie prokreacji, czy też jak mawiał profesor Grygiel produktury, a nie kultury. Niestety zamiast głosu dotyczącego kwestii najbardziej newralgicznych, Magisterium Kościoła zabiera głos w kwestiach najoględniej ujmując nie jednoznacznych i w takich, w których kompetencje Kościoła nie są z pewnością priorytetowe. To kwestie takie jak kwestie ekologii czy zmian klimatycznych.

Zaangażowanie w sprawy drugorzędne kosztem milczenia w kwestiach bezwzględnie priorytetowych osłabia autorytet Kościoła. Przede wszystkim jednak staje się dezorientacją sumień katolików i osłabianiem ich drogi wiary.

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr

„Humanae vitae”. Chwiejne dziecko roku ‘68

Moderniści jej nienawidzą. Proroctwa encykliki „Humanae Vitae” spełniają się na naszych oczach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(71)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie