Dzisiaj potrzeba nowego papieża Hildebranda, a jeszcze wcześniej nowego św. Piotra Damianiego, który przygotowałby swoiste dossier na potrzeby odnowy Kościoła. To dossier musi być jednak skoncentrowane nie na walce z grzechem przy pomocy prawa czy restrykcji, ale na przywróceniu Kościołowi jego pierwszorzędnej misji: nadprzyrodzoności. Dlatego właśnie Grzegorz VII przywrócił celibat. Zapytał kapłanów: „Czy chcecie zostać w Kościele, służyć mu, pełnić wolę Boga?”. Także dzisiaj potrzebna jest walka o nadprzyrodzoność. Kościół jedynie w ten sposób może odzyskać wiarygodność – mówi ks. prof. Robert Skrzypczak w rozmowie z Pawłem Chmielewskim. Rozmowa ukazała się nakładem wydawnictwa „Esprit” w książce „Ogień w Kościele”.
Rewolucja idzie naprzód. Obecnie toczy się wielka bitwa cywilizacyjna, w centrum której znajduje się zagadnienie homoseksualizmu. Rewolucjoniści starają się wmówić społeczeństwu, że skłonności do osób tej samej płci są nie tylko w pełni naturalne i normalne, ale nawet szczególnie atrakcyjne. Dlaczego właśnie ten temat jest dzisiaj tak popularny?
Wesprzyj nas już teraz!
Można by powiedzieć, że to naturalna konsekwencja rewolucji antykoncepcyjnej. Wcześniej na antykoncepcję otworzyły się Kościół anglikański oraz wspólnoty protestanckie. Przełomem była słynna anglikańska konferencja w Lambeth z 1930 roku, gdzie po raz pierwszy w tradycji chrześcijaństwa dopuszczono możliwość sięgnięcia po antykoncepcję. To, co początkowo wzbudziło w Kościołach luterańskich oburzenie, bardzo szybko je przekonało. Również te wspólnoty niespełna ćwierć wieku później otworzyły się na antykoncepcję; więcej nawet, niektórzy ich pasterze nazywali sięganie po antykoncepcję moralną powinnością małżonków.
Dlaczego jednak otwartość na homoseksualizm miałaby być naturalną konsekwencją zgody na antykoncepcję?
Jeżeli akceptuje się niepłodny seks heteroseksualny, jakie argumenty miałyby zakazać niepłodnego seksu homoseksualnego? Można by powiedzieć, że to z jednej strony tylko kwestia estetyki, z drugiej – reinterpretacji starożytnych tekstów, bo niektórzy w ten sposób odnoszą się do autorytetu Pisma Świętego czy Ojców Kościoła, chcąc nadawać im nowe brzmienie, do zaakceptowania dla współczesnej mentalności. Cała rewolucja seksualna 1968 roku jako wspólny mianownik niosła absolutną niezgodę na jakiekolwiek ograniczenia. Ta absolutna niezgoda wiąże się z odrzuceniem ograniczeń stawianych zarówno przez kulturę – tak zwane stereotypy kulturowe – jak i tych stawianych przez prawo moralne. Zakazane zakazywać! W związku z tym wiele środowisk, najpierw w świecie, a później w Kościele, zaczęło otwierać się na homoseksualizm. Dzisiaj większość wspólnot pochodzenia anglikańskiego czy luterańskiego nie tylko bezwarunkowo zaakceptowało sztuczną antykoncepcję, ale także przyjęło za normę czynny homoseksualizm. Nikomu też nie przeszkadza w tych środowiskach aktywny homoseksualizm pastorów czy biskupów. W tych Kościołach dokonał się pewien przełom. Miały do wyboru: pozostać solą ziemi, być znakiem sprzeciwu, oczywiście za cenę bycia odrzuconym – albo wkomponować się w oczekiwania ludzi i stać się religią społecznie akceptowaną.
Także w Kościele katolickim są takie tendencje. Mówi się, że trzeba zinterpretować św. Pawła, odczytać go w świetle współczesnej nauki, według której homoseksualizm jest naturalny i dobry; podobne głosy pojawiają się nie tylko na Zachodzie, ale i w Polsce, w środowiskach tak zwanych „katolików otwartych”.
Z perspektywy lat wielką pokusą okazuje się bezkrytyczne przyjęcie metody historyczno-krytycznej w odczytywaniu Pisma Świętego. Wprowadzono ją w Kościele w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku; wyszła ze środowisk biblistów protestanckich, a później zakotwiczyła się także wśród badaczy katolickich. Następnie została zaakceptowana encykliką Piusa XII Divino afflante Spiritu z 1943 roku. Metoda ta polega na zastosowaniu wobec Pisma Świętego podejścia używanego przy analizie tekstów literackich lub dokumentacji historycznej. Jej efektem było zakwestionowanie autentyczności wielu fragmentów Pisma oraz niekończące się jego interpretacje. Często podnoszono przy tym postulat „demitologizacji” Biblii, co oznaczało nierzadko odrzucenie wszystkich elementów nadprzyrodzoności. Zakwestionowano cuda Jezusa Chrystusa, uzdrowienia, egzorcyzmy; wreszcie nawet i Jego zmartwychwstanie. Do dzisiaj wielu studentów teologii na licznych uczelniach zachodnich albo słyszy od swoich wykładowców, albo czyta w podręcznikach teologii biblijnej o „micie zmartwychwstania”. Zakwestionowanie elementu nadprzyrodzoności Pisma Świętego i potraktowanie Biblii jako jednego z wielu źródeł historycznych doprowadziło do ogromnej erozji w świecie biblistyki, do rozdźwięku między tak zwanym „Jezusem historycznym” a „Chrystusem wiary”. Ten pierwszy miał mieć niewiele wspólnego z drugim; „Chrystus wiary” miał być wymysłem Kościoła, obecnym w jego dogmatach, hymnach, modlitwach.
[…]
Zagadnienie homoseksualizmu jest dziś dla wielu katolików szczególnie ważne nie tylko dlatego, że na sztandarach niesie je rewolucja; niestety i w samym Kościele są duchowni, którzy ulegają skłonnościom do mężczyzn. Szacunki są w różnych krajach odmienne, ale w świecie zachodnim mówi się o znaczącej liczbie takich kapłanów. Jak ksiądz ocenia wagę tego problemu?
Zjawisko homoseksualizmu w Kościele to wyzwanie. Trzeba stwierdzić, że te środowiska seminaryjne czy zakonne, w których bezżenni mężczyźni nie dotrzymują złożonych Bogu obietnic wierności, sprzyjają tworzeniu się klimatu nadużyć i zepsucia. Wielu mistrzów życia duchowego, takich jak choćby św. Grzegorz z Nazjanzu, wskazywało, że sposobem na zabicie życia duchowego w człowieku jest przyzwolenie na lubieżność, czyli dopuszczenie wewnętrznego zepsucia. Nie jest problemem to, że ktoś upadnie. Jeżeli żałuje i chce się poprawić, jest sakrament pokuty, są źródła łaski i Bożego miłosierdzia. Nieraz ludzie, wydobywając się z jakiegoś grzechu, który zabolał i został zauważony jako utrata miłości Boga i doznanie wewnętrznej pustki, wskakują niejako na trampolinę przemiany życia i ponownego zbliżenia się do Chrystusa. […]. To jest właśnie zepsucie: duchowa korupcja. Mówiła o tym także św. Teresa z Ávili, dowodząc, że najcięższym grzechem jest ten, którego się nie odczuwa. Nic dziwnego, że św. Augustyn mówił: superbia nascosta, luxuria manifesta, ukryta pycha objawia się w postaci nachalnej lubieżności.[…] Problem homoseksualizmu w Kościele nie narodził się wraz z rewolucją 1968 roku. To byłaby tandetna hipoteza.
Rzeczywiście; już św. Piotr Damiani w XI wieku pisał w Liber Gomorrhianus o problemie tego rodzaju rozpusty wśród księży.
To były w ogóle dla Kościoła trudne czasy. Wspólnota chrześcijańska na Zachodzie utraciła wtedy część swojej pierwotnej siły. Brakowało narzędzi, które miały przyjść później, wraz z wielkimi świętymi. Kościół nader często traktowany był w pierwszej kolejności jako instytucja, która umożliwia zrobienie kariery. Rozpowszechniony był klerykalizm; pojawił się też problem przywiązania do pieniądza. Tymczasem, jak powiedział sam Jezus Chrystus, nie można służyć dwóm panom, Bogu i mamonie. W XI wieku pozwolono sobie na wiele, także na odstąpienie od celibatu. Wtedy właśnie święty mnich Piotr Damiani w 1049 roku opracował wspomniany traktat, Liber Gomorrhianus. Powierzył go papieżowi Leonowi IX, ale właściwe wnioski wyciągnął z niego dopiero święty papież Grzegorz VII Hildebrand. Podjął walkę nie z samym homoseksualizmem w Kościele, tylko z szerszym zjawiskiem rozwiązłości, bo problemem były wówczas także związki księży z kobietami. Dlatego papież postarał się o odzyskanie pierwiastka nadprzyrodzoności w Kościele. Swoje starania przypłacił banicją, ale jego reforma przyniosła pozytywne duchowe skutki.
A zatem, tak jak ksiądz wskazywał, wyraźnie trzeba nowych świętych, Piotra Damianiego i Grzegorza VII…
Nie możemy dać się wciągnąć w ideologiczną wojnę. Wiemy, że człowiek jest pochodzenia boskiego. Bóg stworzył nas jako mężczyznę i kobietę, obdarzając nas seksualnością, która daje nam możliwość uczynienia bezinteresownego daru z życia, otwarcia się na płodność, budowania rodziny. W związkach homoseksualnych nie jest to możliwe; są z założenia niepłodne. W Kościele nie można nikogo zwalczać, bo Kościół traktuje każdego człowieka jako ukochane dziecko Boga. Każdy jest wezwany do życia wiecznego. Zbawienie ma jednak warunek – wiarę w Chrystusa i poddanie się Jego działaniu. To wymaga z kolei nawrócenia. Nie możemy zbawić się poprzez grzech. Dlatego, owszem, dzisiaj potrzeba nowego papieża Hildebranda, a jeszcze wcześniej nowego św. Piotra Damianiego, który przygotowałby swoiste dossier na potrzeby odnowy Kościoła. To dossier musi być jednak skoncentrowane nie na walce z grzechem przy pomocy prawa czy restrykcji, ale na przywróceniu Kościołowi jego pierwszorzędnej misji: nadprzyrodzoności. Dlatego właśnie Grzegorz VII przywrócił celibat. Zapytał kapłanów: „Czy chcecie zostać w Kościele, służyć mu, pełnić wolę Boga?”. Także dzisiaj potrzebna jest walka o nadprzyrodzoność. Kościół jedynie w ten sposób może odzyskać wiarygodność.