W minionym tygodniu hiszpański Kongres Deputowanych przyjął przepisy regulujące m.in. kwestię „opieki nad zwierzętami” w przypadku rozwodu. Według danych podanych przez władzę w Madrycie każdego roku w Hiszpanii rozwodzi się około 30 tysięcy par spośród których znaczna część nie ma dzieci, tylko… zwierzęta. Od teraz o losie zwierzaka – z którym z rozwodników ma zostać – zadecyduje sędzia, a swoją decyzję podejmie, biorąc pod uwagę „interes członków rodziny” oraz „dobrostan zwierzęcia”. O komentarz do sprawy portal PCh24.pl poprosił ks. prof. Piotra Roszaka – wykładowcę Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie (UNAV) oraz współpracownika Laboratorium Wolności Religijnej.
***
Wesprzyj nas już teraz!
W przypadku uchwalonej ustawy przez Congreso de los Diputados w Madrycie przypisującego zwierzętom prawa, mamy do czynienia nie tyle z szukaniem rozwiązań, aby podnosić troskę o los zwierząt, ale podszyte ideologią próby zrównywania zwierząt domowych z ludźmi. Jeśli na jednej szali stawia się troskę o dzieci, które cierpią z powodu rozstania i rozwodu rodziców, z losem psów, kotów, o których decydować ma sędzia, to jest to zamierzone wprowadzanie nowej aksjologii. To nie było potrzebne w tym prawie, a jednak komuś zależało, aby tak to przeprowadzić.
Nie jest to pierwsza taka próba, bo przed kilku laty premier Zapatero i jego lewicowe ugrupowanie PSOE proponowało „prawa człowieka dla zwierząt”, co nie dość, że samo w sobie komiczne, to jednak absurdalne. Wtedy jednak nie udało się przeforsować tych przepisów, których szkodliwość została od razu zauważona.
Pamiętajmy, że prawo pełni rolę także edukacyjną, wypływa z pewnej hierarchii wartości, jaką żyje dane społeczeństwo i cywilizacja, a w tym przypadku to stawianie wszystkiego na głowie. Przypisuje się zwierzętom prawa, ale bez obowiązków – bo tych przecież zwierzęta nie są w stanie spełniać. W jaki sposób są więc podmiotami tych praw?
W proponowanych w Hiszpanii rozwiązaniach przeraża to, że traktowanie zwierzęcia jako członka rodziny, zrównuje de facto interes dziecka z dobrostanem zwierząt, co jest w gruncie rzeczy manipulowaniem pojęciem rodziny.
Tu nie chodzi o rozstrzygnięcie jak postępować w pewnych przypadkach, ale wprowadza się filozoficzną, aksjologiczną zmianę zrównującą ludzi i zwierzęta, skoro ustanawia się np. podział czasu, godziny odwiedzin zwierzęcia przez rozwiedzionych małżonków! Takie rozwiązania dotyczyły dzieci, które przychodziły na świat z miłości rodziców, równe im godnością, a teraz dokładnie takie samo podejście ma dotyczyć kota i psa, świnki morskiej, chomika etc. Nie jest to wyraz postępu, lecz deformacji całego systemu prawnego, opartego o antropologię, która wskazuje na wyróżniające człowieka cechy na tle przyrody i ukazując jego odpowiedzialność za świat.
Niestety, idea „zrównywania” na siłę, właściwa ideologiom lewicowym, nie tyle chce porządkować kwestie wymagające rozstrzygnięć, ile przeprowadzić swoje ideały: zezwierzęcenia człowieka i uczłowieczania zwierząt. Takie zacieranie różnic z pewnością wpisuje się w szerszy program zamazywania tożsamości, bez której nie ma autentycznego rozwoju cywilizacyjnego.
A przecież lepszą drogą jest wskazywanie na godność człowieka i jego wyjątkowość, a nie „animalizacja”, bo z tej nie rodzi się poczucie odpowiedzialności za siebie i innych, zaangażowanie.
Zatem troska o zwierzęta „TAK”, ale „dzięki” oraz „przez” wzmacnianie godności człowieka, a nie jego kosztem, zacierając granice.
Jak widać już nie tylko chodzi o granice tzw. tożsamości płciowej. Teraz podejmuje się próby zamazanie tożsamości gatunkowej. Można się obawiać, że kolejne etapy tego procesu – niestety – jeszcze przed nami. Być może niedługo sądy będą się zastanawiały w przypadku rozwodów, czyj los jest ważniejszy, dzieci czy zwierząt?
Ks. prof. Piotr Roszak
Teolog, doktor habilitowany nauk teologicznych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (UMK) w Toruniu i Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie (UNAV) oraz współpracownik Laboratorium Wolności Religijnej.