– W chorobie ważna jest duchowa mobilizacja, wiara w sens leczenia, nie można się poddać, bo jeśli zwątpimy w wyzdrowienie, to sam system opieki zdrowotnej nie pomoże – powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który zmaga się z nowotworem złośliwym prostaty.
Krakowski duchowny obrządku łacińskiego i ormiańskiego, działacz opozycyjny w czasach PRL, publicysta, jest w trakcie leczenia hormonalnego. Ten etap terapii zakończy w połowie kwietnia. Następnie rozpocznie radioterapię.
Jeżeli radioterapia nie zwalczy choroby, to konieczna będzie chemioterapia. Operacja nie jest możliwa ze względu na wszczepione stenty w aorcie.
Wesprzyj nas już teraz!
Ksiądz przyznał, że odczuwa negatywne skutki hormonoterapii – m.in. dokuczają mu problemy z koncentracją, senność i zmęczenie. Nie może prowadzić samochodu. Na razie choroba nie daje przerzutów. Zdaniem księdza jest dużo szans na wyleczenie, ale – jak zauważył, powołując się na lekarzy – każdy organizm jest inny, u każdego choroba i leczenie przebiegać mogą inaczej.
– Uważam, że warto walczyć, by nie stać się zniedołężniałym. Dopóki jest szansa na leczenie, to trzeba się leczyć – podkreślił. – Ważna jest duchowa mobilizacja, wiara w sens leczenia, nie można się poddać, bo jeśli zwątpimy w wyzdrowienie, to sam system opieki zdrowotnej nam nie pomoże – dodał ksiądz Isakowicz-Zaleski.
Jego zdaniem polski system opieki zdrowotnej pozostawia sporo do życzenia. – Od 1990 roku nastąpiło wiele dobrych przemian, ale z obserwacji, a teraz z autopsji, mogę powiedzieć, że jest problem w służbie zdrowia. To nie problem wykształcenia czy podejścia lekarzy, ale to problem systemowy. System jest zatkany jak rura wodociągowa – ocenił duchowny, który od 1983 do 1991 r. był kapelanem, w 1988 r. kapelanem strajku w Hucie im. Lenina w Krakowie.
Kiedy rozpoczynał leczenie nowotworu, to w kolejce do lekarza spotkał mnóstwo pacjentów. Stali oni nawet po kilka godzin na korytarzach, bo brakowało krzeseł. – To osoby często zagubione, nie wiedziały, co robić – mówił.
„Żenującymi” ocenił terminy wizyt lekarskich – próbując się zapisać na kolejną wizytę do specjalisty, usłyszał termin 2-3 miesiące albo za pół roku. Ktoś powiedział mu, że termin może się zwolni, jeżeli ktoś wypadnie z kolejki, czyli umrze albo pójdzie do prywatnej przychodni.
Niestety – zauważył duchowny – prawdą jest, że jeżeli nie ma się pieniędzy lub znajomości, to leczenie jest utrudnione. – Obywatel, który płaci składki, często nie ma innej alternatywy jak wizyta prywatna lub znajomości – zwrócił uwagę ks. Isakowicz-Zaleski.
Źródło: PAP
TK